niedziela, 2 września 2012

Rozdział 3 cz. 3


Zamknęłam laptop I pognałam do łazienki. Rozpuściłam warkocz I długie loki opadły luźno na plecy. Przeczesałam włosy szczotką I ułożyłam grzywkę. Nałożyłam makijaż I kończąc kreski na powiekach, wytuszowałam rzęsy I umyłam zęby. Popsikałam szyję ulubionymi perfumami I wpadłam do garderoby szukając czegoś do założenia na sweter. Stwierdziłam jednak, że nie zmarznę I założyłam tylko wisiorek, miętowe kolczyki w kształcie serc I bransoletkę od Klary. Stanęłam na przeciwko lustra I badawczo przyglądałam się swojemu odbiciu. Założyłam miętowe conversy I przepakowałam torbę z czarnej do miętowej listonoszki po czym schowałam jeszcze telefon I okulary I wyszłam do holu.
-Kornelia? Dokąd się wybierasz?- spytała mama stając w drzwiach salonu.
-Umówiłam się z kolegą na Starówce.-odpowiedziałam grzecznie, wiążąc buty.
-Jest prawie 18. O której wrócisz?
-Powinnam przed 22 być w domu. Po za tym przypominam Ci, że mam 17 lat I na prawdę wiem co robię. - pocałowałam ją w policzek I wzięłam czarny kapelusz z wieszaka. - Pa.
-Pa. Pamiętaj, że tata o 23 ląduje!
-Pamiętam. - odpowiedziałam I zamknęłam drzwi, chowając klucze od mieszkania do torby.
                   W windzie, szczerzyłam się do lustra wyobrażając sobie jak będzie wyglądało nasze spotkanie. A może to raczej randka? Chwilę potem już szłam osiedlem w kierunku metra. Cały czas zastanawiałam się jak to wszystko się potoczy. Nawet nie wiem kiedy wysiadłam na Ratusz Arsenał I poszłam w kierunku Starego Miasta. Wyjęłam telefon by sprawdzić czy się spóźniłam, jednak według zegarka miałam jeszcze całe 10 minut. Wyjęłam błyszczyk z torebki I przesunęłam po wargach, sprawdzając swoje odbicie na wyświetlaczu telefonu. Nagle zadzwonił mój telefon. Dzwonił Filip dlaczego go nie wzięłam do skateparku. Szybko wytłumaczyłam mu, że chłopcy odwołali spotkanie a ja spotykam się z kolegą którego poznałam w Centrum Handlowym. Rozmawiając z Filipem zauważyłam pod Kolumną siedzącego bruneta który wyraźnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Co chwila wyjmował telefon I sprawdzał godzinę.
                   Ubrany był w czerwoną koszule w czarno-szaro-białą kratę, pod nią biały T-shirt, I czarne spodnie. Na nogach miał czerwone vansy,  na głowie szary ful cap, w ręku trzymał szarą bluzę “DC”, na nosie założone miał czarne Ray-bany. Wyglądał przeuroczo taki zdenerwowany. Rozłączyłam się z bratem I zrobiłam rundkę wokół kolumny tak by chłopak mnie nie zauważył, po czym podeszłam do Niego z tyłu I zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto- wyszeptałam mu do ucha, powstrzymując śmiech. Poczułam jak się uśmiecha, po czym chwycił moje dłonie, I odwrócił się do mnie wciąż trzymając moje ręce w swoich.
-Hahaha! Jestem ofiarą, swojej ofiary. - uśmiechnął się szeroko, ściągając okulary I patrząc mi odważnie prosto w oczy.
-Można to tak nazwać. To co? Oficjalnie się poznamy?- zaproponowałam uwalniając dłonie z jego ciepłych rąk.
-Jasne. Wojtek, bardzo mi miło.- uśmiechnął się szeroko I uścisnął moją dłoń, delikatnie ją potrząsając.
-Kornelia. Nawzajem. - odwzajemniłam uśmiech I dygnęłam, chwytając się lamówki swetra. - To co gdzie znasz najlepsze gofry?- zapytałam odważnie I zeszłam kilka stopni z Kolumny.
-Właściwie to liczyłem na Ciebie w tej sprawie...- odparł zmieszany I podrapał się z tyłu głowy.
-JAK TO? Wielbiciel gofrów I nie wie gdzie są najlepsze?!- zagrałam udawany szok co wywołało uśmiech na jego twarzy.
-To znaczy nie wiem gdzie są tu. Gdybyśmy byli w Gdańsku to zaprosiłbym Cię na najlepsze gofry na świecie.
-Rozumiem, rozumiem. Czyli oddajesz się w moje ręce...
-Z wielką przyjemnością. - uśmiechnął się jeszcze szerzej
-Powinieneś się bać. Uwierz mi. Nawet Tośka nie oddaje się dobrowolnie w moje ręce.
-Warto ryzykować.- Puścił do mnie oczko I spakował do swojego plecaka bluzę.- Idziemy?
-Jasne.- odpowiedziałam uśmiechem I niczym rasowy przewodnik ruszyliśmy wąskimi alejkami do mojej ulubionej cukierni.
                    Oboje zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną, truskawkami z kiwi I sosem czekoladowym, po czym poszliśmy na taras z ławeczkami z widokiem na Wisłę. Rozmawialiśmy kompletnie o wszystkim. Opowiadaliśmy sobie wszystko, zupełnie jak byśmy byli starymi znajomymi, którzy spotykają się po latach.. Kiedy umazałam sobie nos bitą śmietaną, Wojtek wziął palcem trochę swojej polewy I ubrudził mi nią nos śmiejąc się, że teraz mam gofra na nosie, po czym odwdzięczyłam mu się ubrudzeniem mu policzka śmietaną. Bitwa na gofry skończyła się u nas obojga posklejanymi włosami I brudnymi ubraniami. Nawet nie wiem kiedy zrobiło się już zupełnie ciemno a my wciąż śmialiśmy się na ławce. Kiedy jednak I godzina zrobiła się późna, ciężko mi było się z Nim pożegnać. Siedzieliśmy na ławce przez chwilę w milczeniu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że trzymamy się za ręce.
-Zmarzłam strasznie...- powiedziałam pocierając wolną ręką ramię.
-To czemu nic nie mówisz?-po czym puścił na chwilę moją dłoń I wyciągnął z plecaka szarą bluzę. - załóż będzie Ci cieplej.
Pomógł mi założyć bluzę po czym objął mnie ramieniem, pozwalając mojej głowie wtulić się w jego szyję. Pachniał nieziemsko. Uśmiechnęłam się, wtulając w jego ciepłe ciało.
-Czemu się uśmiechasz?- Spytał zupełnie poważnie.
-Jestem zszokowana swoim zachowaniem. Znam Cię raptem kilka godzin, a oboje zachowujemy się jak para albo co najmniej bliscy przyjaciele.
-A czy przyjaźń lub związek muszą być uzależnione od czasu znajomości? - spytał przyciskając mnie do siebie mocniej. W jego objęciach czułam się najbezpieczniejsza na świecie. Tak jak by wszystko co złe nie miało możliwości przedarcia się, przez ramiona Wojtka.
-Wydaję mi się, że to zależy od chęci I od ludzi.-odpowiedziałam wpatrując się w gwiazdy.
-Chciałbym żebyś wiedziała o mnie wszystko, żebyś mogła mnie obiektywnie ocenić. Ale nie mogę zmienić Twoich chęci.- odparł zupełnie poważnie. Aż się zdziwiłam, że ciągle uśmiechnięty teraz mówi jak by całkiem stracił humor.
-Moje chęci nie mają tu nic do rzeczy.- wyszeptałam, przypominając sobie dzisiejszą scenę w kawiarni.
-Czemu tak sądzisz? Wydaje mi się, że one mają teraz największy udział.
-Bo masz dziewczynę...-wyszeptałam jeszcze ciszej. Wojtek odsunął mnie od siebie I odwrócił się zwracając do mnie twarzą.
-O czym Ty mówisz?-spytał, patrząc na mnie przenikliwie.
-O tym co dziś widziałam w Coffee’s Heaven. -wciąż szepcząc poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy. Super! Płacz przez nieznajomego w którym zakochujesz się jak nienauczona niczego małolata – pomyślałam I od razu próbowałam powstrzymać łzy.
-KORNELIA. MYŚLISZ, ŻE SIEDZIELIBYŚMY TUTAJ TERAZ GDYBYM MIAŁ DZIEWCZYNĘ?!- spytał zdenerwowany, zdecydowanym głosem.
-Nie wiem co mam o tym myśleć.- odwróciłam wzrok by się nie rozpłakać. Zależało mi na Nim. Nie wyobrażałam sobie, że mogę go stracić, choć znałam go raptem kilka godzin.
-Ej, popatrz na mnie.- chwycił mnie za brodę I odwrócił moją twarz w swoją stronę. - To co widziałaś to mój teraźniejszy problem. Ta dziewczyna, to narzeczona mojego kumpla, która się do mnie przywala kiedy tylko Tomka nie ma z Nami. Nic mnie z Nią nie łączy. Ja jej nawet nie lubię. Zachowuje się jak wredna suka, ale nic, KOMPLETNIE NIC Mnie z nią nie łączy.
-Serio?- spytałam nie śmiało.
-Całkiem serio.- uśmiechnął się delikatnie I pogłaskał mnie po policzku, pozwalając spowrotem wtulić w swoją szyję.
-To wygląda tak jak bym robiła Ci sceny zazdrości po kilku miesiącach związku... a znam Cię dopiero 1 dzień...-stwierdziłam cicho wciąż wpatrując się w gwiazdy.
-A na ile czujesz, że mnie znasz?
-Od zawsze.. Albo co najmniej od kilku lat.
-I tak to utrzymujmy. Jesteśmy starymi znajomymi, którzy robią sobie sceny zazdrości.
Zachichotałam.
-Okej.
-No to umowa stoi.
-Przepraszam za dzisiejszą sytuację w złotych, I za chamskie docinki. Nie wiem czemu ale ostatnio często odzywa się we mnie charakter wrednej suki. Na prawdę nie chciałam Cię zniechęcić czy coś w tym stylu...
-Oj daj spokój. Ja się nie obrażam o takie pierdoły. Więc zapominamy o tym co było w Złotych, okej?
Pokiwałam delikatnie głową I przymknęłam powieki, pozwalając wyobraźni dryfować “Gdybyśmy byli razem...”
-O czym myślisz?- spytałam po dłuższej chwili.
-O Nas. Zastanawiam się jak to wszystko jest możliwe. Tak bardzo nie chciałem zmieniać otoczenia I przeprowadzać się z Gdańska do Warszawy. Traktowałem to jako największy przymus, a teraz jestem tutaj z tobą I nie wyobrażam sobie siebie nigdzie indziej. Nami po prostu pokierowało przeznaczenie...
-Być może.. albo...
-Albo co?-spytał spoglądając na mnie.
-Kiedyś Ci powiem, tymczasem powiedz mi lepiej która godzina? -spytałam sennym głosem bo wiedziałam, że czas na mnie.
-23:40
-Fuck! Miałam być o 22 w domu..-poderwałam się szybko z ławki I sprawdziłam czy mam wszystko.
-Odprowadzę Cię do domu. Poczekaj.
-Nie! Dam sobie radę. Przepraszam... Dzięki za dziś- uśmiechnęłam się blado I pocałowałam Wojtka w policzek.
-Kornelia? Wszystko okej? Jesteś pewna, że chcesz wracać po nocy sama?
-Jestem urodzoną Warszawianką.- ruszyłam przed siebie, zostawiając patrzącego za mną Wojtka..- Dziękuje! Dobrej nocy! - odwróciłam się, idąc tyłem pomachałam mu I pobiegłam Starówką, zostawiając go samego I cały dzisiejszy dzień jak sen...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz