sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 10 cz. 3

"Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
And it takes me all the way
I want you to stay..."

__________________________________________



Wróciłam do domu tuż przed 19 gdy w tym czasie rodzice oglądali telewizję a Filip bawił się nowym modelem samolotu od taty. Zdjęłam buty w przedpokoju i wstąpiłam do kuchni po wafle ryżowe i zieloną herbatę w puszce.
-Kornelia? Skarbie, to Ty?
-Tak tato, zaraz przyjdę. – zauważyłam na blacie list w niebieskiej kopercie z emblematem mojej szkoły więc odstawiłam napój i wzięłam się za rozpakowywanie listu.

Drodzy uczniowie!
Niezmiernie miło nam poinformować, że naszą szkołę odwiedzi wielka gwiazda tańca Hip-hop i breakdance, której póki co nazwiska nie chcemy zdradzać. Nasz gość poprowadzi zajęcia dla Was oraz będzie oceniał wasze występy semestralne. Bierzcie się do roboty bo czas ucieka!

Informujemy również że rozpoczęcie odbędzie się o godz. 9:00 w naszej auli i wtedy też poznacie Naszą Gwiazdę! Życzymy udanych ostatnich dni wakacji i szczęśliwego powrotu do szkoły.

Dyrekcja LO im. Serge Lifar’a w Warszawie.

Zabrałam kopertę z listem ,puszkę z napojem oraz wafle i poszłam do salonu.
-Dziś przyszedł list ze szkoły? – spytałam rodziców.
-Tak, chwilę po Twoim wyjściu byłem sprawdzić skrzynkę. Coś ważnego przyszło ze szkoły?
-Nie, bzdury dotyczące rozpoczęcia roku szkolnego no i podobno jakaś gwiazda ma nas uczyć tańczyć i potem nas oceniać. Ale w sumie nie wiem po co im było wysyłać te listy.
-Chcieli się upewnić, że wszyscy sumiennie pojawią się w poniedziałek na rozpoczęciu. – wtrąciła się mama i wyraźnie niezadowolona że przeszkadzam jej w oglądaniu serwisu informacyjnego, zwiększyła głośność.
Przewróciłam oczami i żeby nie wywołać awantury odwróciłam się na pięcie i bez słowa poszłam do swojego pokoju. Torbę rzuciłam na fotel a list i wafelki położyłam na stoliku nocnym. Włączyłam muzykę w boombox’ie i udałam się do łazienki. Wciąż nucąc i kołysząc się w rytm piosenki Nicki Minaj, nalałam wody do wanny, rozebrałam się i rozpuściłam włosy. Następną piosenkę Two door cinema club śpiewałam już do butelki od szamponu sama dziwiąc się jak dobry mam humor mimo zdarzeń dzisiejszego popołudnia. Owszem wiele się wydarzyło ale w pewien sposób zaczęło mi się wszystko układać. Mimo że odeszłam z ekipy to wiem że dzięki temu będę miała więcej czasu na spotkania z Wojtkiem. Wyznanie Wiktora mimo że tak zaskakujące pozwoliło mi spojrzeć na jego zachowanie w ostatnich dniach z zupełnie innej strony. I oczywiście niedomówieniem będzie jeśli napiszę, że go rozumiem. Staram się. Postanowiłam też że Wojtek nie musi wiedzieć o całym incydencie z Wiktorem i że lepiej będzie dla każdego z nas jeśli to zostanie między mną a Witkiem. Uśmiechnęłam się do siebie i zanurzyłam pod wodę. Tak, to był przełomowy dzień…


                Sobota bez Wojtka minęła mi wyjątkowo radośnie. Mój tata nie miał serca budzić mnie wcześnie w ostatni weekend wakacji więc wstałam po 12 naprawdę wypoczęta. Ranek spędziłam na nadrabianiu zaległości na facebook’u i w ploteczkach, a tuż po 14 wpadła Klara zabierając mnie na zakupy. Bez większych oporów z mojej strony w galerii spędziłyśmy prawie 3 godziny a potem poszłyśmy na sushi. Do domu wróciłam po 18 z milionem toreb i roześmianą Klarą pod rękę. Cały wieczór razem z ciotką i tatą oglądaliśmy rodzinne albumy i piliśmy wino. Tylko Filip był niezadowolony bo zakłócaliśmy mu wybuchami śmiechu oglądanie bajek Disneya. Około 21 zadzwonił Wojtek więc wymigałam się od dalszego wspominania i przez ponad godzinę siedziałam na balkonie wpatrując się w gwiazdy i rozmawiając z moim chłopakiem. A potem ledwo rozłączyłam się z Wojtkiem, zadzwoniła Tosia informując mnie, że także odeszła z ekipy i teraz razem z Maksem wałęsają się po Warszawie świętując tygodniową rocznicę. Również z Tosią pożegnałam się dość szybko i wróciłam do salonu, gdzie była też mama, wyjątkowo w dobrym humorze. Razem oglądaliśmy nagranie z wesela rodziców, a tuż po 23 zaniosłam śpiącego Filipa do łóżka i pół godziny później idąc w jego ślady pożegnałam się z ciocią i z uśmiechem na twarzy zasnęłam myśląc o Wojtku…


sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 10 cz. 2



-CO ZROBIŁ?! – Tosia wydarła się na cały przedział zwracając przy tym uwagę jadących z nami ludzi.
-Pocałował mnie. Powiedział że mnie kocha i że dla mnie zerwał z Darią. – wyliczałam a Tosia z miną rybki wpatrywała się we mnie jak bym była kosmitką.
-Tępy kretyn! Co on w ogóle sobie myślał?
-Nie wiem Tosiaczku. Nie mam pojęcia… - załamana siedziałam opierając głowę na ręku.
-Co chcesz z tym zrobić? Powiesz Wojtkowi? – odwrócona do mnie siedziała na siedzeniu przed moim.
-Nie wiem. – pokręciłam głową i zamknęłam oczy żeby się nie rozpłakać.
-Jeśli mu powiesz to pewnie skopie Wiktorowi dupę. Albo co gorsza będzie miał pretensję do Ciebie. Chodź Nieee… Wojtek w życiu by nie miał Ci tego za złe.
-A co jeśli jednak by miał?
-Nie wiem, kociaku. Nie mam pojęcia. – ukryłam twarz w dłoniach i próbowałam się ogarnąć gdy zadzwonił telefon. Odetchnęłam głęboko i wyciągnęłam z torebki Blackberry. Wojtek :*
-Niee, błagam nie teraz… - czułam jak na nowo się rozsypuję.
-Daj mi to. – odparła władczo Tosia i odebrała telefon.
-Cześć książę! Twoja księżniczka właśnie kupuję nam kawę i nie ma jej w pobliżu. Przekazać jej coś? … Okej, nie ma problemu…. Spokojnie, będę jej pilnować. Baw się dobrze! – naciskając czerwony przycisk udała że ociera pot z czoła. – Załatwione. – uśmiechnęła się szeroko i podała mi telefon.
-Uratowałaś mi życie. – ucałowałam ją w policzek i przytuliłam tak mocno na ile pozwalało oparcie oddzielającego nas siedzenia.
-Aha, miałam Ci przekazać że wieczorem idzie z kolegami z osiedla na jakąś wyprawę pożegnalną czy coś i nie bierze telefonu żeby nie zgubić i bardzo żałuje, że nie możesz odebrać i że Cię bardzo, bardzo, bardzo, bardzo kocha.
-Może to i lepiej, że dziś nie będziemy ze sobą rozmawiać… - wyszeptałam.
-Też tak myślę. A teraz jest twój przystanek więc wysiadaj i marsz do łóżka się wyspać w ten ostatni weekend wakacji.- pocałowała mnie w policzek i pomachała na pożegnanie. Roześmiałam się i pokiwałam głową.
-No co? – zapytała Tosia.
-To samo mówił mi ostatnio Wojtek. Buziaki Tosiaczku.
-Papa kociaku, papa.

Rozdział 10 cz. 1



Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w jego zaniepokojoną twarz.
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że żartujesz…
-Nie Kornelia. Nie żartuję. Jeszcze nigdy nie byłem tak poważny jak w tej chwili. – wstałam z murku i łapiąc się za głowę chodziłam nerwowo w kółko.
-Nie rozumiem na co Ty liczyłeś? Nie mogę tego w ogóle ogarnąć! Wyskakujesz mi z takim tekstem po tym co zrobiłeś kilka dni wcześniej i spodziewasz się, że wskoczę Ci w ramiona?!
-Niee, niee. Bo to nie tak miało być. – Wiktor wstał z miejsca i podszedł do mnie chwytając mnie za ramiona.- Już od dawna chciałem zerwać z Darią dla Ciebie!Miałem jej dosyć od dawna... Każde spotkanie grupy było dla mnie wybawieniem, bo mogłem spędzić czas przy Tobie. A kiedy spotkałem Cię w parku z tym frajerem to miałem ochotę rozwalić pół miasta! Zrozumiałem, że mogę Cię stracić... Od tamtego czasu po prostu nie mogłem sobie znaleźć miejsca i gdy wtedy pisałaś sms to ja byłem pewien że to do Niego! Że w końcu odejdziesz z ekipy, że mnie zostawisz… Nie wiem co we mnie wstąpiło, Kornelia.  Na prawdę nie mam pojęcia… - i wtedy po raz pierwszy widziałam łzy w jego błękitnych oczach. Nie płakał, choć jego tęczówki błyszczały od nadmiaru łez.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć… - wyszeptałam i czułam jak bym i ja miała się rozpłakać.
-Mogę Cię przytulić? Proszę…- pokiwałam w odpowiedzi głową i wtuliłam się w ramiona Wiktora. Zdumiałam się nad tym jak jeszcze nie dawno marzyłam o takiej chwili, jak moje serce przyspieszało na widok mojego przyjaciela. A teraz? Teraz nie czułam nic oprócz olbrzymiego współczucia, bo moje serce nawet nie drgnęło.
Poczułam jak uścisk Wiktoria się rozluźnia a jego twarz przesuwa się ku mojej i nawet nie wiem kiedy poczułam na swoich ustach pocałunek. Trwało to może pięć sekund gdy bez oporów jego język znalazł się w moich ustach. Kolejne 5 sekund później zamknięta w ramionach Wiktora próbowałam się odsunąć ale bez powodzenia. W końcu odepchnęłam go i wymierzyłam policzek.
-ZWARIOWAŁEŚ?! – wykrzyknęłam i odskoczyłam w tył.
-Jeju, Kornelia przepraszam, przepraszam! Ja nie wiem co powiedzieć
-Jesteś żałosny Wiktor! Wszystko bierzesz siłą! I wiesz co?! Ułatwię Ci życie! Nie musisz mnie wyrzucać z ekipy! Sama odchodzę! – chwyciłam torbę z murku i pobiegłam w stronę przystanku. Słyszałam jego wołania za sobą ale kompletnie nie zwracając na to uwagi wyjęłam telefon z torby i zadzwoniłam na numer Tosi. Odebrała po pierwszym sygnale.
-Co jest?
-Tosia, zmyłam się stamtąd. Jestem w drodze na przystanek, dołączysz do mnie?
-Jasne. Już biegnę. Czekaj tam na mnie. Buziak.
Rozłączając się, spojrzałam na wyświetlacz. Miałam wiadomość .

OD: Wojtek :*
Treść: Skarbie będąc 400 km od Ciebie mam wrażenie jak by to był kraniec świata. Odliczam już czas do powrotu do Warszawy. Mam nadzieję, że się dobrze bawisz i nie masz czasu na tęsknotę bo nie zniósł bym myśli że cierpisz tak jak ja. Tęsknię strasznie i kocham Cię najbardziej na całym świecie :** Zadzwonię wieczorem. W :*

Wpatrując się w ekran nie zauważyłam nawet kiedy znalazłam się na przystanku. Właśnie teraz ten sms przyprawiał mnie o ból brzucha. Co ja najlepszego zrobiłam? Po co ja w ogóle poszłam z Wiktorem rozmawiać? Przecież to jest jak zdrada. Nie chciałam go całować, ale jednak to się wydarzyło. Jeju! Czemu to musi być tak skomplikowane?
-Już jestem! – krzyknęła zziajana Tosia, obejmując mnie od tyłu. – Nasz tramwaj! Chodź!

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 9 cz. 3

"Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze... " 
 Happysad


-Panna Bujnowska wygląda zniewalająco, jak zwykle z resztą. – roześmiała się Tosia gdy pojawiłam się w naszej ulubionej kawiarni. Tosia ubrana była w miętową bluzkę z baskinką i do tego czarne rurki i balerinki. Jej blond loki tworzyły piękną ramkę dookoła jej opalonej twarzy. Ja natomiast nadal ubrana byłam w chabrową koszulę i spodnie, narzucając tylko na ramiona skórzaną ramoneskę. Nawet włosy zostawiłam upięte w luźny kok z którego zewsząd wyszły niesforne kosmyki.
-Ty również Tosiaczku. Chyba pewien chłopak z wybrzeża Ci to zapewnił. – ucałowałam ją i zajęłam miejsce po drugiej stronie stolika.
-Ty się lepiej nie odzywaj. Powinnam Cię zabić za to co wczoraj zrobiłaś… - mimo że Tosia z uśmiechem na ustach pogroziła mi palcem, na wspomnienie wczorajszego dnia zrobiło mi się naprawdę głupio.
-Nie przypominaj mi… mam poczucie winy jak stąd do Meksyku.
-No i bardzo dobrze, nawet sobie nie wyobrażasz jak się o Ciebie martwiliśmy. A Wojtek to już w ogóle…
-Wiem o tym doskonale, ale błagam zmieńmy temat. Max wyjechał z Wojtkiem i ich ojcem do Gdańska?
-Nie, został w Warszawie. Wojtek miał mieć jakieś spotkanie z grupą na podpisanie kontraktu czy coś takiego a Max nie był tam potrzebny.
-Kontraktu? Mi powiedział, że chodzi o papiery do szkoły…
-Kotuś nie przejmuj się tym teraz. Co pijemy? Mrożona, karmelowa macchiato?
-Oczywiście! Pójdę zamówić. – uśmiechnęłam się do przyjaciółki i z portfelem w ręku powędrowałam do kasy.
                5 minut później wracałam już do naszego stolika niosąc dwie duże mrożone kawy i stawiając jedną z nich przed Tosią zorientowałam się, że jej humor diametralnie się zmienił.
-Wszystko w porządku?- spytałam wyraźnie zaniepokojona. Tosia siedziała z wzrokiem utkwionym w wyświetlacz telefonu i dłonią zasłaniała usta. – Tośka?
-Nie bardzo…
-Co się stało?!
-Mamy problem, Nela…
-Jaki znowu problem? Co Ty wygadujesz? – przejęłam się nie na żarty. Tosia nigdy nie blefowała w sprawach problemowych.
-Chyba właśnie zostałyśmy oficjalnie wykopane z ekipy.
-Co?!
-Dostałam sms od Wiktora, że mam się stawić o 17 w naszym miejscu w celu zakończenia pewnego procederu który trwa od tygodnia.
-Jakiego procederu do cholery?! O czym on bredzi?!
-Pewnie Ty też dostałaś takiego smsa. Gówniarza nawet nie stać na wysiłek zadzwonienia do nas. – Tosia prychnęła i rzuciła telefonem o stół. Wyjmując swoją komórkę i czytając sms od Witka pokręciłam z niedowierzaniem głową po czym wrzuciłam telefon spowrotem do torby.
-Nie przejmuj się. Ja chętnie pójdę i posłucham co mają nam do zarzucenia. Jak to olewałyśmy spotkania na rzecz „skejcików którzy chcą nas wykorzystać”…
-Kornelia nie wierzę, że Cię to nie ruszyło. Spędziłyśmy z Nimi całe dzieciństwo i co? I nagle jesteśmy z tego skreślone?
-Jasne, że mi przykro. Ale cieszę się, że nie będę musiała patrzeć na Wiktoria i jego tępą dziunię.
-W sumie masz rację. A co z występem semestralnym? Mieliśmy stworzyć go razem…
-Ty zatańczysz z Maksem a ja sobie poradzę. Nie martw się. Damy radę. – chwyciłam ją za rękę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-To co? Idziemy? Za pół godziny oficjalnie zostaniemy wykopane…
-Idziemy. – chwyciłam torbę i podchodząc do Tosi objęłam ją mocno i obie wciąż objęte wyszłyśmy w kierunku przystanku. Moc przyjaźni nigdy nie przestanie mnie zadziwiać swym ogromem.


                Gdy dotarłyśmy na „nasze” miejsce spotkań byli tam już chłopcy i ich dziewczyny. Brakowało tylko Witka i Darii. Przywitałyśmy się ze wszystkimi i zdając sobie sprawę że oni nie mają pojęcia o smsie od Witka, nie zdradzałyśmy powodu zebrania ekipy w dzisiejszy wieczór. Usiadłyśmy na ławce razem z Kubą, Alexem i Norbertem i jak gdyby nigdy nic zaczęliśmy żartować z zakochanych par siedzących naprzeciwko.
Chwilę później naszym oczom ukazał się jednak niezwykły obrazek. Otóż w naszą stronę nie szła jak zwykle „zakochana para” w postaci Witka i uwieszonej na nim Darii, tylko sam Witek. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Miał na sobie ciemne, dżinsowe szorty i rozciągniętą koszulkę DIIL Gang do tego poczochrane włosy i ręce w kieszeniach. Sprawiał wrażenie przygnębionego. I gdy podszedł do nas faktycznie nawet się nie uśmiechnął. Prychnęłam i w myślach zakpiłam z jego „miny cierpiętnika” który ma nas wywalić i robi z tego szopkę.
-Cześć wszystkim. Dzięki, że przyszliście. – spojrzałyśmy na siebie znacząco z Tosią i czekałyśmy na przemówienie „guru”. – Zacznę od tego, że cieszę się że mogę na was polegać i że jednak się pojawiliście. – spojrzał prosto na mnie. – Kornelia, możemy porozmawiać? Na osobności?- niechętnie wstałam i z założonymi rękoma, nawet się nie zatrzymując przy Wiktorze, odeszłam kilka metrów i usiadłam na betonowym murku.
-Mogę? – zapytał Witek wskazując miejsce koło mnie.
-A potrzebujesz pozwolenia?
-Jesteś nadal zła, prawda?-zapytał siadając obok. Prychnęłam i pokręciłam głową z niedowierzaniem. –No tak… głupie pytanie. Sam jestem na siebie zły o to co zrobiłem…
-Nie wiem czego Ty ode mnie oczekujesz? Że powiem: ‘Spoko Wiktor! Lubię być poniżana przy znajomych.” – zakpiłam naśladując jego gesty,
-Nie wiem Kornelia, naprawdę nie wiem. Ale wiem, że jesteś dla mnie zbyt ważna żebym pozwolił Ci na odejście z grupy.
-Czekaj bo teraz nie łapię. To po co to całe zwoływanie ekipy w piątek? Nie po to żeby wykopać mnie i Tośkę?
-Zwariowałaś? Skąd ten pomysł w ogóle? Nigdy bym was nie wykopał z naszej paczki.
-A Sms? Do mnie, do Tośki?
-Ach to…  Nie wiem jak Ci to powiedzieć… – wyraźnie zmieszany Wiktor, przeczesał włosy palcami .
-Najlepiej jak najprościej bo nie mam zbyt dużo czasu.
-Kornelia… Bo ja… Ja zerwałem z Darią…
-Zdążyłam się domyśleć po tym jak przyszedłeś tu sam w tym stanie. Nie rozumiem tylko co ja mam z tym wspólnego?
-Ty masz właśnie najwięcej…
-Nie rozumiem…
-Kocham Cię Kornelia.