"Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze... "
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze... "
Happysad
-Panna
Bujnowska wygląda zniewalająco, jak zwykle z resztą. – roześmiała się Tosia gdy
pojawiłam się w naszej ulubionej kawiarni. Tosia ubrana była w miętową bluzkę z
baskinką i do tego czarne rurki i balerinki. Jej blond loki tworzyły piękną
ramkę dookoła jej opalonej twarzy. Ja natomiast nadal ubrana byłam w chabrową
koszulę i spodnie, narzucając tylko na ramiona skórzaną ramoneskę. Nawet włosy
zostawiłam upięte w luźny kok z którego zewsząd wyszły niesforne kosmyki.
-Ty również
Tosiaczku. Chyba pewien chłopak z wybrzeża Ci to zapewnił. – ucałowałam ją i zajęłam
miejsce po drugiej stronie stolika.
-Ty się
lepiej nie odzywaj. Powinnam Cię zabić za to co wczoraj zrobiłaś… - mimo że
Tosia z uśmiechem na ustach pogroziła mi palcem, na wspomnienie wczorajszego
dnia zrobiło mi się naprawdę głupio.
-Nie
przypominaj mi… mam poczucie winy jak stąd do Meksyku.
-No i
bardzo dobrze, nawet sobie nie wyobrażasz jak się o Ciebie martwiliśmy. A
Wojtek to już w ogóle…
-Wiem o tym
doskonale, ale błagam zmieńmy temat. Max wyjechał z Wojtkiem i ich ojcem do
Gdańska?
-Nie, został
w Warszawie. Wojtek miał mieć jakieś spotkanie z grupą na podpisanie kontraktu
czy coś takiego a Max nie był tam potrzebny.
-Kontraktu?
Mi powiedział, że chodzi o papiery do szkoły…
-Kotuś nie
przejmuj się tym teraz. Co pijemy? Mrożona, karmelowa macchiato?
-Oczywiście!
Pójdę zamówić. – uśmiechnęłam się do przyjaciółki i z portfelem w ręku
powędrowałam do kasy.
5 minut później wracałam już do
naszego stolika niosąc dwie duże mrożone kawy i stawiając jedną z nich przed
Tosią zorientowałam się, że jej humor diametralnie się zmienił.
-Wszystko w
porządku?- spytałam wyraźnie zaniepokojona. Tosia siedziała z wzrokiem
utkwionym w wyświetlacz telefonu i dłonią zasłaniała usta. – Tośka?
-Nie
bardzo…
-Co się
stało?!
-Mamy
problem, Nela…
-Jaki znowu
problem? Co Ty wygadujesz? – przejęłam się nie na żarty. Tosia nigdy nie
blefowała w sprawach problemowych.
-Chyba
właśnie zostałyśmy oficjalnie wykopane z ekipy.
-Co?!
-Dostałam
sms od Wiktora, że mam się stawić o 17 w naszym miejscu w celu zakończenia
pewnego procederu który trwa od tygodnia.
-Jakiego
procederu do cholery?! O czym on bredzi?!
-Pewnie Ty
też dostałaś takiego smsa. Gówniarza nawet nie stać na wysiłek zadzwonienia do
nas. – Tosia prychnęła i rzuciła telefonem o stół. Wyjmując swoją komórkę i
czytając sms od Witka pokręciłam z niedowierzaniem głową po czym wrzuciłam
telefon spowrotem do torby.
-Nie
przejmuj się. Ja chętnie pójdę i posłucham co mają nam do zarzucenia. Jak to
olewałyśmy spotkania na rzecz „skejcików którzy chcą nas wykorzystać”…
-Kornelia
nie wierzę, że Cię to nie ruszyło. Spędziłyśmy z Nimi całe dzieciństwo i co? I
nagle jesteśmy z tego skreślone?
-Jasne, że
mi przykro. Ale cieszę się, że nie będę musiała patrzeć na Wiktoria i jego tępą
dziunię.
-W sumie
masz rację. A co z występem semestralnym? Mieliśmy stworzyć go razem…
-Ty
zatańczysz z Maksem a ja sobie poradzę. Nie martw się. Damy radę. – chwyciłam
ją za rękę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-To co?
Idziemy? Za pół godziny oficjalnie zostaniemy wykopane…
-Idziemy. –
chwyciłam torbę i podchodząc do Tosi objęłam ją mocno i obie wciąż objęte
wyszłyśmy w kierunku przystanku. Moc przyjaźni nigdy nie przestanie mnie
zadziwiać swym ogromem.
Gdy dotarłyśmy na „nasze”
miejsce spotkań byli tam już chłopcy i ich dziewczyny. Brakowało tylko Witka i
Darii. Przywitałyśmy się ze wszystkimi i zdając sobie sprawę że oni nie mają
pojęcia o smsie od Witka, nie zdradzałyśmy powodu zebrania ekipy w dzisiejszy
wieczór. Usiadłyśmy na ławce razem z Kubą, Alexem i Norbertem i jak gdyby nigdy
nic zaczęliśmy żartować z zakochanych par siedzących naprzeciwko.
Chwilę
później naszym oczom ukazał się jednak niezwykły obrazek. Otóż w naszą stronę
nie szła jak zwykle „zakochana para” w postaci Witka i uwieszonej na nim Darii,
tylko sam Witek. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Miał na sobie ciemne, dżinsowe
szorty i rozciągniętą koszulkę DIIL Gang do tego poczochrane włosy i ręce w
kieszeniach. Sprawiał wrażenie przygnębionego. I gdy podszedł do nas faktycznie
nawet się nie uśmiechnął. Prychnęłam i w myślach zakpiłam z jego „miny
cierpiętnika” który ma nas wywalić i robi z tego szopkę.
-Cześć
wszystkim. Dzięki, że przyszliście. – spojrzałyśmy na siebie znacząco z Tosią i
czekałyśmy na przemówienie „guru”. – Zacznę od tego, że cieszę się że mogę na
was polegać i że jednak się pojawiliście. – spojrzał prosto na mnie. –
Kornelia, możemy porozmawiać? Na osobności?- niechętnie wstałam i z założonymi
rękoma, nawet się nie zatrzymując przy Wiktorze, odeszłam kilka metrów i
usiadłam na betonowym murku.
-Mogę? –
zapytał Witek wskazując miejsce koło mnie.
-A
potrzebujesz pozwolenia?
-Jesteś
nadal zła, prawda?-zapytał siadając obok. Prychnęłam i pokręciłam głową z
niedowierzaniem. –No tak… głupie pytanie. Sam jestem na siebie zły o to co
zrobiłem…
-Nie wiem
czego Ty ode mnie oczekujesz? Że powiem: ‘Spoko Wiktor! Lubię być poniżana przy
znajomych.” – zakpiłam naśladując jego gesty,
-Nie wiem
Kornelia, naprawdę nie wiem. Ale wiem, że jesteś dla mnie zbyt ważna żebym
pozwolił Ci na odejście z grupy.
-Czekaj bo
teraz nie łapię. To po co to całe zwoływanie ekipy w piątek? Nie po to żeby
wykopać mnie i Tośkę?
-Zwariowałaś? Skąd ten pomysł w ogóle? Nigdy bym
was nie wykopał z naszej paczki.
-A Sms? Do
mnie, do Tośki?
-Ach
to… Nie wiem jak Ci to powiedzieć… –
wyraźnie zmieszany Wiktor, przeczesał włosy palcami .
-Najlepiej
jak najprościej bo nie mam zbyt dużo czasu.
-Kornelia…
Bo ja… Ja zerwałem z Darią…
-Zdążyłam
się domyśleć po tym jak przyszedłeś tu sam w tym stanie. Nie rozumiem tylko co
ja mam z tym wspólnego?
-Ty masz
właśnie najwięcej…
-Nie
rozumiem…
-Kocham Cię
Kornelia.
ojej, akcja się nakręca. ; o co dalej?!
OdpowiedzUsuń