wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 9 cz. 3

"Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze... " 
 Happysad


-Panna Bujnowska wygląda zniewalająco, jak zwykle z resztą. – roześmiała się Tosia gdy pojawiłam się w naszej ulubionej kawiarni. Tosia ubrana była w miętową bluzkę z baskinką i do tego czarne rurki i balerinki. Jej blond loki tworzyły piękną ramkę dookoła jej opalonej twarzy. Ja natomiast nadal ubrana byłam w chabrową koszulę i spodnie, narzucając tylko na ramiona skórzaną ramoneskę. Nawet włosy zostawiłam upięte w luźny kok z którego zewsząd wyszły niesforne kosmyki.
-Ty również Tosiaczku. Chyba pewien chłopak z wybrzeża Ci to zapewnił. – ucałowałam ją i zajęłam miejsce po drugiej stronie stolika.
-Ty się lepiej nie odzywaj. Powinnam Cię zabić za to co wczoraj zrobiłaś… - mimo że Tosia z uśmiechem na ustach pogroziła mi palcem, na wspomnienie wczorajszego dnia zrobiło mi się naprawdę głupio.
-Nie przypominaj mi… mam poczucie winy jak stąd do Meksyku.
-No i bardzo dobrze, nawet sobie nie wyobrażasz jak się o Ciebie martwiliśmy. A Wojtek to już w ogóle…
-Wiem o tym doskonale, ale błagam zmieńmy temat. Max wyjechał z Wojtkiem i ich ojcem do Gdańska?
-Nie, został w Warszawie. Wojtek miał mieć jakieś spotkanie z grupą na podpisanie kontraktu czy coś takiego a Max nie był tam potrzebny.
-Kontraktu? Mi powiedział, że chodzi o papiery do szkoły…
-Kotuś nie przejmuj się tym teraz. Co pijemy? Mrożona, karmelowa macchiato?
-Oczywiście! Pójdę zamówić. – uśmiechnęłam się do przyjaciółki i z portfelem w ręku powędrowałam do kasy.
                5 minut później wracałam już do naszego stolika niosąc dwie duże mrożone kawy i stawiając jedną z nich przed Tosią zorientowałam się, że jej humor diametralnie się zmienił.
-Wszystko w porządku?- spytałam wyraźnie zaniepokojona. Tosia siedziała z wzrokiem utkwionym w wyświetlacz telefonu i dłonią zasłaniała usta. – Tośka?
-Nie bardzo…
-Co się stało?!
-Mamy problem, Nela…
-Jaki znowu problem? Co Ty wygadujesz? – przejęłam się nie na żarty. Tosia nigdy nie blefowała w sprawach problemowych.
-Chyba właśnie zostałyśmy oficjalnie wykopane z ekipy.
-Co?!
-Dostałam sms od Wiktora, że mam się stawić o 17 w naszym miejscu w celu zakończenia pewnego procederu który trwa od tygodnia.
-Jakiego procederu do cholery?! O czym on bredzi?!
-Pewnie Ty też dostałaś takiego smsa. Gówniarza nawet nie stać na wysiłek zadzwonienia do nas. – Tosia prychnęła i rzuciła telefonem o stół. Wyjmując swoją komórkę i czytając sms od Witka pokręciłam z niedowierzaniem głową po czym wrzuciłam telefon spowrotem do torby.
-Nie przejmuj się. Ja chętnie pójdę i posłucham co mają nam do zarzucenia. Jak to olewałyśmy spotkania na rzecz „skejcików którzy chcą nas wykorzystać”…
-Kornelia nie wierzę, że Cię to nie ruszyło. Spędziłyśmy z Nimi całe dzieciństwo i co? I nagle jesteśmy z tego skreślone?
-Jasne, że mi przykro. Ale cieszę się, że nie będę musiała patrzeć na Wiktoria i jego tępą dziunię.
-W sumie masz rację. A co z występem semestralnym? Mieliśmy stworzyć go razem…
-Ty zatańczysz z Maksem a ja sobie poradzę. Nie martw się. Damy radę. – chwyciłam ją za rękę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-To co? Idziemy? Za pół godziny oficjalnie zostaniemy wykopane…
-Idziemy. – chwyciłam torbę i podchodząc do Tosi objęłam ją mocno i obie wciąż objęte wyszłyśmy w kierunku przystanku. Moc przyjaźni nigdy nie przestanie mnie zadziwiać swym ogromem.


                Gdy dotarłyśmy na „nasze” miejsce spotkań byli tam już chłopcy i ich dziewczyny. Brakowało tylko Witka i Darii. Przywitałyśmy się ze wszystkimi i zdając sobie sprawę że oni nie mają pojęcia o smsie od Witka, nie zdradzałyśmy powodu zebrania ekipy w dzisiejszy wieczór. Usiadłyśmy na ławce razem z Kubą, Alexem i Norbertem i jak gdyby nigdy nic zaczęliśmy żartować z zakochanych par siedzących naprzeciwko.
Chwilę później naszym oczom ukazał się jednak niezwykły obrazek. Otóż w naszą stronę nie szła jak zwykle „zakochana para” w postaci Witka i uwieszonej na nim Darii, tylko sam Witek. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Miał na sobie ciemne, dżinsowe szorty i rozciągniętą koszulkę DIIL Gang do tego poczochrane włosy i ręce w kieszeniach. Sprawiał wrażenie przygnębionego. I gdy podszedł do nas faktycznie nawet się nie uśmiechnął. Prychnęłam i w myślach zakpiłam z jego „miny cierpiętnika” który ma nas wywalić i robi z tego szopkę.
-Cześć wszystkim. Dzięki, że przyszliście. – spojrzałyśmy na siebie znacząco z Tosią i czekałyśmy na przemówienie „guru”. – Zacznę od tego, że cieszę się że mogę na was polegać i że jednak się pojawiliście. – spojrzał prosto na mnie. – Kornelia, możemy porozmawiać? Na osobności?- niechętnie wstałam i z założonymi rękoma, nawet się nie zatrzymując przy Wiktorze, odeszłam kilka metrów i usiadłam na betonowym murku.
-Mogę? – zapytał Witek wskazując miejsce koło mnie.
-A potrzebujesz pozwolenia?
-Jesteś nadal zła, prawda?-zapytał siadając obok. Prychnęłam i pokręciłam głową z niedowierzaniem. –No tak… głupie pytanie. Sam jestem na siebie zły o to co zrobiłem…
-Nie wiem czego Ty ode mnie oczekujesz? Że powiem: ‘Spoko Wiktor! Lubię być poniżana przy znajomych.” – zakpiłam naśladując jego gesty,
-Nie wiem Kornelia, naprawdę nie wiem. Ale wiem, że jesteś dla mnie zbyt ważna żebym pozwolił Ci na odejście z grupy.
-Czekaj bo teraz nie łapię. To po co to całe zwoływanie ekipy w piątek? Nie po to żeby wykopać mnie i Tośkę?
-Zwariowałaś? Skąd ten pomysł w ogóle? Nigdy bym was nie wykopał z naszej paczki.
-A Sms? Do mnie, do Tośki?
-Ach to…  Nie wiem jak Ci to powiedzieć… – wyraźnie zmieszany Wiktor, przeczesał włosy palcami .
-Najlepiej jak najprościej bo nie mam zbyt dużo czasu.
-Kornelia… Bo ja… Ja zerwałem z Darią…
-Zdążyłam się domyśleć po tym jak przyszedłeś tu sam w tym stanie. Nie rozumiem tylko co ja mam z tym wspólnego?
-Ty masz właśnie najwięcej…
-Nie rozumiem…
-Kocham Cię Kornelia.


1 komentarz: