środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 14 cz. 1

            7:28. Obudziłam się dwie minuty przed budzikiem i leniwie rozciągałam się w łóżku, gdy zorientowałam się że dziś piątek. Uśmiechnęłam się na myśl o weekendzie bo choć dopiero dobiegał ku końcowi listopad, czułam się wyczerpana. I nie miało to wiele wspólnego ze szkołą a bardziej z moim życiem uczuciowym. Odkąd cała sytuacja z Wojtkiem się ustabilizowała wciąż musiałam zachowywać się neutralnie wobec Niego w szkole i przy Wiktorze. Jeszcze nigdy do tej pory nie dbałam tak bardzo o grafik spotkań, byle tylko moi dwaj mężczyźni się nie spotkali. Nasz miłosny trójkąt był wyjątkowo popieprzony. Z jednej strony byłam niezmiernie szczęśliwa u boku Wojtka, z którym za kilka dni świętować mieliśmy naszą 3 "miesięcznicę" ale z drugiej niesamowicie trudno było mi okłamywać Wiktora, który jak by nie było jest moim przyjacielem. Jedynie Tosia wtajemniczona w to wszystko dzielnie znosiła moje wielogodzinne zwierzenia i wiernie mi towarzyszyła w trudniejsze dni. Jej związek z Maxem też rozkwitał, co mnie i Wojtka niezmiernie cieszyło. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej promiennej i szczęśliwej a Max zdecydowanie podzielał jej uczucia. Czasem we czwórkę spotykaliśmy się na podwójnych randkach i wszyscy zapominaliśmy o bożym świecie. Jedynym minusem było to że nie mogliśmy się z Wojtkiem pokazywać publicznie, bo odkąd uczył w naszej szkole na każdym kroku napotkać można było plakaty z jego zdjęciem ogłaszające nabór na kurs tańca, a i znajome ze szkoły praktycznie cały czas interesowały się sprawami sercowymi przystojnego tancerza z Gdańska.
I mimo wszystko nie martwiło nas to. Zawsze spotykaliśmy się u mnie albo u Niego, zamawialiśmy jedzenie albo gotowaliśmy sami, wygłupiając się przy tym jak dzieci. Czasem wychodziliśmy późno wieczorem do kina albo na spacer czy do kawiarni i żadne z nas nie martwiło się wtedy o nic - liczyliśmy się tylko My. Żaden problem nie był dla nas powodem do zmartwień bo wszystko udawało Nam się razem pokonać. Nawet moi rodzice zaakceptowali Wojtka choć nie powiedziałam im kim dla mnie jest Wojtek w szkole. Może mój tata zniósłby jakoś fakt że spotykam się z moim trenerem, natomiast mama... No cóż... Powiedzmy sobie szczerze, nie byłaby zachwycona. Po za tym ostatnio nawet konflikty z nią nie miały dla mnie znaczenia, a ku mojemu zdziwieniu odkąd dowiedziała się że mam chłopaka, konfliktów było znacznie mniej. Zaczęłam zauważać jej sympatię do Wojtka, co z resztą okazywała za każdym razem gdy przychodził. Zawsze pytała go o samopoczucie, oferowała herbatę i wpadała do mojego pokoju ucinać sobie z nim pogawędki. Z jednej strony mogłoby się to wydawać denerwujące, ale dla mnie był to milowy krok w naszych relacjach.
Również próby do pokazu semestralnego szły świetnie. Choreografia była dopracowana do perfekcji a nasze treningi polegały na dopracowaniu synchronizacji. Chłopaki byli wtajemniczeni w mój związek z Wojtkiem gdyż podczas pamiętnej sceny zazdrości na Starówce, rozpoznali słynnego bboy'a i chcieli go poznać. Więc gdy pewnego dnia Wiktor nie mógł przyjść, zaprosiłam Wojtka na naszą próbę i zapoznałam ich ze sobą. Jednocześnie uprzedziłam chłopaków że Wiktor nie może się o niczym dowiedzieć i od tamtej pory zawsze mogłam liczyć na ich potwierdzenie mojego alibi kiedy chciałam wyjść gdzieś tylko z Wojtkiem.
Po za tym wielkimi krokami zbliżał się termin występu i choć byłam pewna, że wszystko jest świetnie dopracowane to stresowałam się tym bardziej im zbliżał się styczeń.

          Podniosłam się i podeszłam do garderoby. Lekcje zaczynały się dopiero o 9 więc nie musiałam się spieszyć. Założyłam czarne rajstopy, granatową sukienkę i czarną marynarkę. Weszłam do łazienki i spięłam włosy w kok. Stanowczo należało je obciąć. Kręcące się końcówki sięgały już do talii i wymagały zdecydowanie zbyt dużo czasu który mogłabym poświęcić mojemu facetowi... Wychodząc zabrałam czarną torbę z fotela, założyłam czarne motocyklowe botki, czarny płaszczyk i bordowy komin. Z kuchni zabrałam swoje drugie śniadanie i kubek termiczny z kawą który codziennie szykowała mi mama, a ponieważ nikogo nie było już w domu, włączyłam alarm i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Czułam się szczęśliwa i spełniona, bo kto nie cieszyłby się na spotkanie z ukochanym facetem? Nawet w szkole, gdy oboje musieliśmy się ukrywać, jego obecność dodawała mi sił do życia. Niemal każdego ranka cieszyłam się na nasze spotkanie, zaraz po tym jak niewyspanie przyprawiało mnie o ból głowy. Wsiadłam do windy i  włączyłam playlistę z moim ukochanym The Kooks na mp3. W rytm "Naive" wyszłam z klatki i pobiegłam na przystanek, gdzie wsiadłam do właśnie podjeżdżającego tramwaju i zajęłam wolne miejsce z przodu wagonu. Zamyślona nie usłyszałam dźwięku telefonu i dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się że mam nieodebrane połączenie. Mój uśmiech zniknął gdy zauważyłam na wyświetlaczu numer Wiktora. Oddzwoniłam więc choć w duchu liczyłam, że nie odbierze.
-Cześć piękna! Dzwoniłem. - usłyszałam w słuchawce podekscytowany głos mojego przyjaciela.
-Hej, jestem właśnie w tramwaju i nie słyszałam telefonu...
-Wiem, widzę Cię.
Znacie to uczucie gdy zatrzymuję się Wam serce? Właśnie to wtedy poczułam, gdy odwróciłam głowę a w tyle wagonu stał oparty o barierkę Wiktor z rozbrajającym uśmiechem. Wyglądał jak z okładki modowego pisma dla mężczyzn. W czarnej kurtce i miodowych Timberlandach, ze swoimi gęstymi, ułożonymi w nieład ciemnymi włosami przyprawiał o szybsze bicie serca.
Podeszłam do Niego i jak zwykle przywitałam się buziakiem w policzek. Wiktor przytulił mnie jednak i pocałował w czubek głowy.
-A co to miało być? I co robisz w moim tramwaju? - zapytałam z podejrzliwym uśmiechem.
-Stęskniłem się, ot co. A tramwajem jadę bo pomyślałem że wpadnę po Ciebie wcześniej, ale jak widziałem że wbiegasz do tramwaju to nie wysiadałem.
-Stęskniłeś? Przecież widzieliśmy się wczoraj w szkole?
-No wiem, ale Twojej obecności zawsze mi brakuje.
-Wiktor, opanuj się. - zdenerwowałam się i odwróciłam się w stronę szyby, udając że oglądam mijające przez tramwaj budynki.
-Kornelia, po prostu mówię Ci to co czuję. Po za tym chciałem Cię zaprosić na imprezę...
-Mnie? Dlaczego mnie? - zainteresowałam się i odwróciłam w stronę przyjaciela.
-Bo jesteś moją przyjaciółką i po za tym jesteś śliczna i każdy mi będzie zazdrościć.
-Wiktor! - uderzyłam go w bok.
-No taka prawda. To co, pójdziesz ze mną? - uśmiechnął się szeroko.
-Nadal nie powiedziałeś mi co to za zabawa no i kiedy się odbywa...
-Mój kumpel organizuje swoją osiemnastkę w swoim domu, jakieś 15 km od Warszawy. Nic oficjalnego, zwykła domówka.
-Ok, ale kiedy?
-No więc problem jest w tym, że jutro...
-Jutro?! -
-No wiem, przepraszam że wcześniej Ci nie powiedziałem. Chciałem. Ale bałem się, że się nie zgodzisz i wczoraj wieczorem chciałem już do Ciebie przyjechać i zapytać ale stchórzyłem...
-Zdajesz sobie sprawę, że mogłam mieć już plany? - zapytałam  i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Wiem Kornelia i zrozumiem jak powiesz, że nie. Bo ja jestem głupi i...
-Pójdę z Tobą.
-... Zawsze muszę mieć milion powodów... Czekaj, CO?
-No pójdę z Tobą na tą imprezę... Czego nie robi się dla przyjaciół.
-O rany! Kornelia! JESTEŚ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ POD SŁOŃCEM! - uściskał mnie i podniósł w górę, tak że moje stopy zwisały kilkanaście centymetrów nad ziemią.
-Wiktor! Puść mnie! Musimy już wysiadać!- wydusiłam, bo jego uścisk ograniczał mi dostęp tlenu. Wyniósł mnie z tramwaju, przerzuconą przez ramię i śmiejącą się jak wariatka. Dopiero gdy przechodząc przez pasy z przystanku, znaleźliśmy się pod szkołą, opuścił mnie na ziemię i poprawił mi włosy które opadały na moje oczy. Widziałam jak wszyscy nas mijający uśmiechają się i z zainteresowaniem spoglądają w naszym kierunku. Zgodnie z moim planem faktem dla społeczności naszego liceum stało się, że jestem z Wiktorem. Wszelkie podejrzenia o moim związku z Wojtkiem, zostały zażegnane. Nawet Plastikowa Daria nie zorientowała się że trener Szafrański to chłopak z którym spotkała mnie w Łazienkach w wakacje. Cieszyło mnie to ogromnie, choć Wojtek miał z tym niemały problem. No i nadal dawałam nadzieję Wiktorowi i z tym mimo wszystko czułam się najgorzej.
Gdy weszliśmy do szkoły, Wiktor poszedł do swojej szafki a ja do swojej. Otworzyłam ją i przejrzałam się w lusterku, zamontowanym na wewnętrznej stronie drzwi. Zmieniłam się. I nie chodzi o mój czerwony nos, który zawsze tak wyglądał gdy na dworze panowały ujemne temperatury. Od czasu ustabilizowania się mojego życia, zaczynałam zauważać pozytywne zmiany w swoim zachowaniu no i wyglądzie. Wyglądałam na dojrzalszą i tak tez się czułam. Przestałam płakać z byle powodu i zaczęłam częściej się uśmiechać, czego dowodem były minimalne zmarszczki wokół oczu. Nawet bardziej atrakcyjna się czułam, choć przy ciągłym powtarzaniu tego przez Wojtka mogło to mieć podłoże czysto psychologiczne. Uśmiechnęłam się na tą myśl i pokiwałam głową.
-Panno Bujnowska, widzę że humor dopisuje. - usłyszałam za plecami i nim zdążyłam się odwrócić dostałam buziaka w policzek. A za mną stał nie kto inny jak moi bracia Szafrańscy.
-Witam profesorze! - Roześmiałam się szeroko i odwzajemniłam buziaka Maxowi. - Hej Maksiu, co słychać?
-Leci póki co po staremu, byle już ten dzień się skończył. Wybieramy się z Tosią nad Zalew Zegrzyński do jej cioci. I w ogóle nie będzie jej dziś w szkole bo ma wizytę u lekarza ale Ty już pewnie to wiesz. Lecę miśki bo mam fizykę. - roześmiał się i odchodząc pomachał nam na pożegnanie.
-Tak, tak. Mówiła mi wczoraj przez telefon. Miłej lekcji!- odmachałam Maxowi i odwróciłam się do Wojtka. - A co u Pana profesorze? - uśmiechnęłam się z przekąsem.
-Pracowity wieczór, jak zwykle. Miałem korepetycje z kursantką. - stał oparty o sąsiednią szafkę i Bóg mi świadkiem, miałam ochotę zacałować go tam na śmierć.
-Z kursantką... Hmmm, może ją znam? Z której jest klasy? - przygryzając wargę zaczęłam powoli zsuwać z ramion płaszczyk, nie szczędząc przy tym seksownych ruchów.
-Och, nie zna jej Pani na pewno. Panna Bujnowska mieszka w Środmieściu. I proszę mi uwierzyć, że zaciągnę ją zaraz do łazienki jeśli się nie uspokoi... - wyszeptał a w jego oczach zabłysły iskierki.
Roześmiałam się, pokazałam mu język i zatrzasnęłam szafkę.
-Profesorze! Powinniśmy już iść na lekcję, bo się Pana uczniowie zniecierpliwią... - Wojtek roześmiał się odchylając głowę do tyłu i zaraz potem oboje poszliśmy w kierunku sali treningowej. Ja poszłam do sali sekcji jazzowej, a Wojtek do hip-hop'u. Rozstając się w korytarzu, pocałował mnie w czoło i wyszeptał, że mnie kocha. A ja? Ja byłam znowu w swoim prywatnym raju.


Tuż po 4 lekcji siedziałam na stołówce czytając Sparksa i chrupiąc marchewkę z drugiego śniadania. Ponieważ nie było Tosi, która ani na chwilę podczas długiej przerwy nie przestaje mówić, mogłam skupić się na lekturze książki którą dawno temu pożyczyłam od Klary. Odkąd każdy wieczór spędzałam z Wojtkiem, nie miałam czasu na czytanie ani oglądanie filmów, tylko w szkole mogłam podczas przerw pobyć sama ze sobą. Nie żeby mi to szczególnie przeszkadzało, bo czas spędzony z Wojtkiem był dla mnie najlepszą lokatą.
-Mogę?
Podniosłam wzrok znad książki i zobaczyłam moje ukochane oczy.
-Pewnie, profesorze. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Dostaniesz klapsa za mówienie tak do mnie. Przez Ciebie wszyscy do mnie tak mówią... - zrobił smutną minkę i postawił przed sobą pudełko ze śniadaniem i dwie kawy.- Jedna dla Ciebie, kochanie. Taką jak lubisz.
-Panie profesorze! Proszę tak do mnie nie mówić bo to okropnie podniecające... - mruknęłam jak kotka i znów przygryzłam wargę. I wiedziałam w jego oczach i uśmiechu że moja prowokacja działa. - A za kawę bardzo dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko i zamknęłam książkę, bo doskonale wiedziałam że nic bym już z niej nie zrozumiała.
-Gdzie dziś idziemy skarbie? - zapytał i wyjął z pudełka kanapkę.
-Dziś jestem do Pana dyspozycji, gdyż nie mamy treningu ze względu na mecz Legii. Nie mogłam odebrać chłopakom przyjemności pójścia na Żyletę.
-No tak, cała Kornelia. Wszystkich uszczęśliwia. - pokręcił głową wciąż się uśmiechając i zajadał się kanapką.
-To tylko dlatego, że Pan uszczęśliwia mnie. - pochyliłam się i wyszeptałam nad stołem, by nikt siedzący przy stoliku obok mnie nie usłyszał.
-JEZU... Czy ty musisz być taka cholernie seksowna? - pochylił się również i widziałam podniecenie w jego oczach.
Mimo tak długiego czasu spędzonego razem, Wojtek nie chciał się spieszyć z pierwszym razem. Moim pierwszym razem. On miał już to za sobą i teraz za wszelką cenę starał się powstrzymywać przy mnie aby nie zrobić nic wbrew sobie. Jakkolwiek głupio to brzmi, mój chłopak postanowił stać na straży mojego dziewictwa. Uważał, że powinnam być w 100% pewna i choć już dawno byłam, zawsze mówił nie. Pogodziłam się z tym, że to bardziej jego decyzja niż moja i postawiłam sobie za punkt honoru uwodzenie go i seksowne zachowanie, stąd też moje przygryzanie wargi gdy pewnego razu powiedział że niesamowicie go to kręci.
Roześmiałam się, oparłam o oparcie krzesła i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Panie Profesorze, to niezależne ode mnie. Musi Pan powiedzieć mojemu chłopakowi o moim skandalicznym zachowaniu, to może coś na to zaradzi...
Wojtek pokiwał tylko głową z szerokim uśmiechem na twarzy i unikał wpatrywania się w moje oczy.
-Cześć miśki, mogę się dosiąść? Nie ma Tosiaczka i mi się okropnie samotnie dziś żyję... -zapytał Max i nie czekając na odpowiedź zajął miejsce koło brata. - Co tu taka dziwna atmosfera? Przerwałem wam w czymś? - zagadnął do mnie.
-Nie, skąd. Twój brat niesamowicie dba o to, żeby w NICZYM Nam nie przerwano. - powiedziałam wciąż opierając się o oparcie i wpatrując w blond czuprynę Wojtka, który unikał mojego spojrzenia.
-Przyjaciółka Twojej dziewczyny, braciszku to okropna kusicielka. Wszyscy diabli mogliby się schować. -  uśmiechnął się szeroko Wojtek i klepnął brata w plecy. - Idę bo się źle to dla mnie skończy. Panno Bujnowska? Mamy zajęcia za 10 minut. Proszę się nie spóźnić. - spojrzał w moim kierunku wciąż unikając mojego spojrzenia i wstał zmierzając w kierunku sali treningowej.
-Oczywiście profesorze. Będę punktualnie. - odkrzyknęłam w kierunku jego pleców, wciąż udając powagę.
-Kornelia? O co tu chodziło, bo się gubię...- zaczął Max.
-Och, o nic. Trochę prowokuje Twojego brata swoim zachowaniem ale to tylko żarty. - machnęłam ręką, dopijając kawę.
-Prowokujesz Wojtka? Po co?
-Bo Twój brat wybrał stanie na straży czystości, drogi Maksiu.
-Hahahaha, no coś Ty? Niewiarygodne... - Max nie mógł pohamować wybuchu śmiechu ale i ja otarłam łzy wywołane przez atak głupawki. - Rób to częściej, Nela. Muszę go zobaczyć w takim stanie co najmniej raz!
-Masz załatwione!
-Ale serio! Zrób coś dziś na tym naszym treningu, błagam! Możemy się nawet założyć o coś.
-Założyć, mówisz? - podchwyciłam pomysł i serio chciałam zrobić coś głupiego.
-O cokolwiek, tylko zrób to.
-Dobra. Chcę Wojtka granatową bluzę Adidasa, którą nosisz i plakat waszej grupy.
-Niech będzie! Deal?
-Deal! - zbiliśmy piątki i właśnie zadzwonił dzwonek. - Idę wygrać swój zakład.



sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 13 cz. 3

Minęła dobra chwila zanim się od siebie oderwaliśmy. I choć bardzo chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie, ześlizgnęłam się z kolan Wojtka i wróciłam na leżankę.
-Wszystko w porządku? - zapytał nieśmiało Wojtek i przysunął krzesło bliżej mnie.
-Sama nie wiem...- oparłam się o ścianę i objęłam nogi rękoma, opierając policzek na kolanach i tępo wpatrując się w okno.
-Przecież między nami już jest wszystko okej...
-Wojtek, nie rozumiesz... Tęskniłam za Tobą i nie mogłam doczekać się chwili kiedy będzie dobrze między nami, ale jednak mnie zraniłeś. Zawiodłam się na Tobie i na prawdę nie wiem czy potrafię znów Ci zaufać...
-Nela...- Wojtek usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem ale się odsunęłam.
-Nie, daj mi dokończyć. Jesteś moim trenerem, nauczycielem. Nawet jeśli wszystko będzie jak dawniej, powiedz mi jak sobie wyobrażasz nasze relacje w szkole? Przecież wyrzucą albo mnie, albo Ciebie gdy ktokolwiek się dowie o naszym związku...
-To nie jest teraz ważne...- Wojtek znów próbował mnie objąć, ale poderwałam się z łóżka i zaczęłam nerwowo chodzić po gabinecie.
-Ty nic nie rozumiesz! Zachowujesz się jak dziecko. Ja nie mogę się z Tobą publicznie spotykać! Nawet nie wiem czy chcę...
-Nie bardzo rozumiem, Nela. Wstydzisz się pokazywać ze mną publicznie?
-Nie, kompletnie nie o to mi chodzi! To nieetyczne żebyśmy ze sobą byli, kiedy muszę do Ciebie mówić "Profesorze"... Po za tym mam zaliczenie semestralne i jeśli ktokolwiek dowie się o naszym związku, mogę je oblać, rozumiesz?
-Nela, Max i Tosia nie ukrywają swojego związku i nie mają żadnych konsekwencji. - Wojtek podszedł do mnie i objął w talii.
-Bo Max nie jest tu jako nauczyciel, tylko ewentualnie twój pomocnik!- znów się wyrwałam i podeszłam do okna. - Wojtek... Bycie razem nie jest nam chyba pisane... - wyszeptałam i usiadłam n parapecie, wpatrując się w niebo.
-Co Ty mówisz?! Skarbie, myślisz że ja z Ciebie zrezygnuje przez etat w szkole?- ukląkł przede mną i złapał za rękę. -Kocham Cię. Dopiero co Cię odzyskałem po tej beznadziejnej tajemnicy i nie zmierzam pozwolić znów Ci uciec.
Nie chciałam płakać, choć znów poczułam zbierające w oczach łzy. Zamknęłam oczy i stwierdziłam, że plan który sobie ułożyłam w głowie zadziała.
-Wojtek, chcę żebyś wiedział że Wiktor jest dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą i gdyby nie on pewnie nie było by mnie tu dziś.
-Co chcesz mi powiedzieć?!- Wojtek prawie krzyknął i poderwał się na równe nogi.
-Wiem, że jesteś strasznie zazdrosny o kogokolwiek z kim rozmawiam, ale uważam że najlepszym wyjściem będzie jeśli o tej rozmowie będziemy wiedzieć tylko my.
-Czyli co?
-Chcę pozostać w dobrych relacjach z Wiktorem, który zapewni mi alibi że między mną a Tobą nic nie ma.
-Chcesz udawać, że z nim jesteś?! Kornelia!
-Nie. Nie rozumiesz mnie!- podeszłam do niego i chwyciłam go za bluzę. - Wojtek ja też Cię kocham, ale dopóki nie zaliczę semestru i twoja praca w mojej szkole się nie skończy, nie chcę żeby ktokolwiek się o nas dowiedział. No, oprócz Tosi i Maxa, a Wiktor jest prawie zawsze gdzieś blisko mnie więc damy w ten sposób ludziom temat do plotek
-Nie wiem Kornelia... Na prawdę nie wiem...
-Tak będzie lepiej dla nas obojga. Będziemy się spotykać po szkole i w weekendy, obiecuję. - Popatrzyłam mu głęboko w oczy i zdobyłam się na niewielki uśmiech. Wojtek był wyraźnie zmieszany, a jego błękitne oczy zdawały się być smutne pomimo uśmiechu. 
-Będę musiał znosić jego koło Ciebie przez całe dni?
-Będziesz musiał... - uśmiechnęłam się szerzej i wspięłam się na palce by móc go objąć.
-Zgodzę się na wszystko, byle tylko mieć Cię dla siebie. - objął mnie w talii i uniósł lekko, po czym pocałował mnie jak nigdy dotąd. Czułam jak się rozpływam i w myślach rozważałam co bardziej na to wpłynęło: tęsknota za Nim przez tak długi czas czy ulga że wszystko zaczyna się układać.

Chwilę później Wojtek był już na lekcji, a ja popijałam paskudny, pomarańczowy napój ciągle się krzywiąc. W drzwiach od gabinetu pojawiła się Pani Irena, która niosła stos dokumentów i paczkę Delicji.
-Widziałam, że Twój instruktor szedł na boisko więc pomyślałam że się nudzisz. - zagadnęła z szerokim uśmiechem, kładąc stertę papierów na biurku. W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i szybko zmieniłam temat by ukryć zawstydzenie.
-Pomóc Pani w tych papierach?
-Nie dziecinko, dziękuję ale muszę sama się z tym uporać. Poczęstuj się ciasteczkiem.
-Bardzo chętnie, bo to coś jest okropne. - wskazałam na plastikowy kubek i się skrzywiłam.
-No właśnie, jak się czujesz?
-Już lepiej, to okropieństwo szybko działa. - uśmiechnęłam się do niej i wyrzuciłam kubeczek do stojącego obok kosza.
-Mam wrażenie, że to nie "to okropieństwo" pomogło. - Pani Irena roześmiała się i dalej kartkowała dokumenty a ja czułam jak moje policzki stają się czerwone. - Nie przejmuj się kochanie, tak sobie tylko żartuję. Jeśli faktycznie już wszystko w porządku to możesz wracać na lekcje.
Podziękowałam zatem i szybko wymknęłam się z gabinetu. Idąc korytarzem, sama nie wierzyłam w zwrot wydarzeń. Marzyłam o takiej chwili jak ta dziś z Wojtkiem. Może nie koniecznie chodziło mi o wykorzystanie Wiktora do ochrony mojej i Wojtka prywatności, ale po za tym wszystko skończyło się tak jak chciałam.Nareszcie będę miała czystą kartę i Wojtka obok siebie. Pytanie tylko czy spełnienie tego marzenia jest warte mojej przyjaźni z Wiktorem?

Weszłam do szkolnej kawiarni i zamówiłam kawę z mlekiem. Usiadłam przy stoliku obok okna na boisko i zobaczyłam Wojtka, który zamiast prowadzić lekcje grał z chłopakami w kosza podczas gdy dziewczyny rozciągały się na bieżni i co chwila gapiły się na Wojtka bez koszulki. Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową. W tym samym momencie przysiadł się do mnie Wiktor wyraźnie zmęczony.
-Jak się czujesz? Byłem u pielęgniarki i powiedziała że lepiej się czujesz i poszłaś na lekcję, ale pomyślałem że nie pójdziesz do tego palanta więc przybiegłem tutaj. - mówiąc "palanta", Wiktor kiwnął głową w stronę boiska więc od razu spojrzałam na Wojtka.
-Już mi lepiej i hmm... nie mogę wiecznie omijać lekcji z nim. Po dzwonku pójdę się przebrać.
-Czy mi się wydaję czy zmieniło się Twoje podejście do Szafrańskiego?
-Zwariowałeś chyba... Przyszedł do pielęgniarki zapytać czy wrócę na lekcję i zmył się bez słowa, więc niby czemu miałoby się coś zmienić?
-No nie wiem tak pytam. Odprowadzić Cię do szatni, bo za chwilę będzie dzwonek?
-Pewnie. Chodźmy. - Złapałam go pod rękę i razem poszliśmy w kierunku boiska.

Kiedy już przebrana w dresy maszerowałam z Wiktorem w stronę klasy, kilka osób podbiegło do nas zapytać mnie o samopoczucie. Grzecznie odpowiadałam, gdy podeszła do nas reszta w tym Wojtek, ubrany w koszulkę LA LAKERS i czarne szorty. Uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Kornelia Bujnowska, prawda? Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać - Wojtek Szafrański, bardzo mi miło. Mam nadzieję, że dobrze się już Pani czuję. - w tym momencie słyszałam jak Wiktor prychnął i podszedł bliżej mnie.
-Dziękuję, już mi lepiej. Oczywiście mi też jest miło, że będzie mnie uczyć taka gwiazda jak Pan, trenerze.- uśmiechnęłam się szeroko i powstrzymywałam się od roześmiania. Rozegraliśmy tą scenkę jak para zawodowców i tylko jedna osoba była podejrzliwa co do naszego zachowania.
-To co zaczynamy, mili państwo?- Wojtek roześmiał się i zanim odszedł puścił mi oczko i uśmiechnął się do mnie tak bardzo uwielbianym przeze mnie uśmiechem.
Wiktor odciągnął mnie na bok i trzymając mnie za rękę nie krył zdenerwowania.
-Nela, co to miało znaczyć?
-Nic. A co niby?
-To wyglądało jakbyście ze sobą flirtowali!
-Wiktor, na prawdę nie wszyscy muszą wiedzieć co Wojtek mi zrobił. Staram się zachowywać jak najmniej podejrzanie, więc na prawdę nie rozumiem Twojego zachowania... - starałam się go uspokoić i powstrzymać jego wątpliwości. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że znów jesteśmy z Wojtkiem parą.
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz...
-Tak i mam nadzieję że Twoje przesłuchanie dobiegło końca, bo właśnie zaczynają się zajęcia. Idziesz?
Wiktor nic nie odpowiedział, tylko złapał mnie za rękę i dołączyliśmy do grupy. Widziałam, że Wojtek walczy ze sobą patrząc na nasze splecione ręce, ale uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i bezgłośnie powiedziałam "kocham cię". Wojtek wyraźnie się rozluźnił i odpowiedział mi to samo. Uśmiechnęliśmy się znów do siebie po czym muzyka zaczęła grać a ręka Wiktora nie była już w mojej dłoni.


sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 13 cz. 2

Normalnie nie przejmowałabym się dźwiękiem trzaskającej metalowej szafki ale tym razem kobieca intuicja kazała mi się odwrócić w stronę, z której dochodził owy huk. Kilkanaście metrów ode mnie stali niemało zdziwieni Tosia i Max a w głównym holu mignęła mi wysoka, dobrze zbudowana osoba w niebieskiej bluzie z kapturem. Mimo całej swojej determinacji zrobiło mi się strasznie głupio. Nie mam pojęcia czemu w moich oczach stanęły łzy, ale gdy Wiktor coś namiętnie mi wykładał i śmiał się niemal przez cały czas, zrozumiałam ironię całej tej sytuacji.
Przecież to chodziło o mnie. Cały ten kontrast między zachowaniem Wiktora i Wojtka był spowodowany moim postępowaniem. Byłam ich prywatną puszką Pandory. Gdzie się nie pojawiłam, sprawiałam albo radość jednemu albo złość i smutek drugiemu z chłopaków. Nagle wszystko wydało się takie banalne. I gdy próbowałam wrócić do rzeczywistości nagle uderzył mnie zgiełk i kompletna dezorientacja. Wiktor potrząsał mną kilkakrotnie trzymając mnie za ramiona a ja próbowałam zatrzymać natłok zdarzeń który powoli zaczął do mnie docierać.
-Kornelia! Kornelia! Słyszysz mnie?! Co ci do jasnej cholery jest?!
-Hmmm? Chyba źle się czuję...- odpowiedziałam cicho a chwilę później byłam już niesiona na rękach do szkolnej pielęgniarki.
-Wiktor... co ludzie pomyślą? - wyszeptałam do jego ucha.
-Zamknij się i nie przejmuj błahostkami. Jesteś blada jak ściana i ledwo co stoisz na nogach a pytasz się jeszcze co ludzie pomyślą?
Zrobiło mi się głupio, więc po prostu zamknęłam oczy i pozwoliłam zanieść się do uwielbianej przez uczniów Pani Ireny.
W gabinecie Wiktor położył mnie na łóżku i szybko wyjaśnił co mi jest, lecz gdy pielęgniarka kazała mu opuścić gabinet stanowczo odmówił i powiedział, że mnie nie zostawi w takim stanie.
-Wiktor, idź. Mamy lekcję a nie powinieneś od samego początku mieć zaległości. - wiedziałam, że mnie posłucha więc mimo mojej pękającej głowy zdobyłam się na uśmiech, byle tylko wyszedł
-Z resztą kto Pannie Kornelii poda pracę domową, panie Jankowski? No i ktoś musi przekazać nauczycielowi z którym macie lekcję zawiadomienie o nieobecności... - powiedziała pani Irenka i podała Witkowi kartkę.
-No dobrze... ale na przerwie wpadnę zobaczyć co u Ciebie. - uśmiechnął się i wyszedł. I o dziwo, odetchnęłam z ulgą. Rozluźniłam się na leżance a pielęgniarka podeszła by zbadać mi ciśnienie.
-Może za dużo trenujesz, kochanie? - zapytała z troską w głosie.
-Nie wiem, Proszę Pani ale mam wrażenie że powód jest o wiele bardziej skomplikowany.
-Pewnie ma dwie pary pięknych oczu, dwie wysokie sylwetki i dwa piękne uśmiechy?- uśmiechnęła się szeroko i odgarnęła włosy z mojego czoła.
-Skąd Pani wie? - zdziwiłam się i byłam pewna że moja mina w tamtym momencie przypominała karpia. Pani Irenka roześmiała się perliście i pokiwała rozbawiona głową.
-Kochanie też byłam w Twoim wieku... I też podobnie przeżywałam miłosne rozterki. - znów pogładziła mnie po głowie a ja wyobraziłam sobie ją gdy była w moim wieku. Pani Irenka była dość szczupłą osobą, ciemne włosy z siwymi refleksami czesała w wysoki kok a twarz zdawała się promienieć. Nie miała więcej jak 50 lat ale w jej oczach wciąż dostrzec można było iskierki.
-Pewnie myślisz jakie ja miałam rozterki, co?
-Nie, raczej.... raczej jestem w szoku, że tak trafnie pani mnie zdiagnozowała.
-Kochanie, zapamiętaj : chłopcy w tym wieku mają bardzo duży problem z odczytaniem potrzeb dziewczyny. I gdy wydaje im się że postępują słusznie, chronią Cię, nie zrozumieją dopóki im szczerze o tym nie powiesz.
-Albo nie zerwiesz z awanturą... - dopowiedziałam szeptem.
-Wtedy mówi się różne rzeczy. Czasem te niechciane i te najgłębiej skrywane też. Za to chłopcy którzy nie wiedzą czego chcą i skaczą z kwiatka na kwiatek, robiąc przy tym nie małe zamieszanie to słaba inwestycja na przyszłość. Zazwyczaj jeszcze mówią, że zerwali dla Ciebie. Wtedy to już pewne, że jesteś tylko zabawką.
-Właśnie przedstawiła mi Pani sylwetki obu moich problemów...
-Jednego znam i nawet umiem go sklasyfikować ale drugi jest wart uwagi, Kornelio. - uśmiechnęła się znowu i podała mi kubeczek z pięknie pachnącym, pomarańczowym płynem. - Na wzmocnienie.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez Pani zrobiła. - wstałam z leżanki, objęłam ją serdecznie i gdy znów zakręciło mi się w głowie, pielęgniarka posadziła mnie na łóżko i kazała wypić lek.
-Nie tak szybko, musisz troszkę dojść do siebie. Minęło dopiero 10 minut lekcji więc...
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!- gdy drzwi się otworzyły, wyjrzałam zza parawanu i ujrzałam w nich znajomą niebieską bluzę. Zachłysnęłam się lekiem który w tym momencie piłam i oblałam sobie sukienkę. W duchu dziękowałam za ten zielony, obrzydliwy parawan.
-Dzień dobry, moje nazwisko Szafrański. Prowadzę teraz lekcję z klasą Kornelii i chciałem sprawdzić jak ona się czuję.
-Ach tak, kompletnie zapomniałam o tym stażu dzieciaków. Kornelia odpoczywa. A Pan teraz nie powinien być na lekcji?
-Tak, ale mój brat obiecał mnie zastąpić, więc...
-Och rozumiem... No dobrze, w takim razie proszę zostać a ja pójdę zanieść karty do sekretariatu.
Niech by to szlag!- pomyślałam w duchu i wiedziałam doskonale że Pani Irenka zrobiła to specjalnie. Oparłam się plecami o ścianę i sączyłam wcale niesmaczny lek. Gdy drzwi się zamknęły, usłyszałam wciągane powietrze a chwilę później zza parawanu wychyliły się najpiękniejsze niebieskie oczy, a zaraz po nich cały mój chłopak. MÓJ CHŁOPAK. Czułam jak motylki w brzuchu mi szaleją i choć godzinę temu chciałam go zabić teraz marzyłam tylko o tym żeby mnie przytulił.
-Cześć... Jak... Jak się czujesz? -wydukał i zaczął nerwowo przeczesywać włosy.
-Już lepiej. - odpowiedziałam i wskazałam krzesło obok leżanki. - Usiądź, proszę.
Z wahaniem przysunął krzesło bliżej i usiadł tuż przy moich nogach.
-Kornelia... ja...
-Dzięki, że przyszedłeś. - przerwałam mu bo jak najmniej chciałam wrócić do tematu jego kłamstwa.
-Nie mógłbym prowadzić zajęć ze świadomością że coś Ci dolega a ja nie wiem co.
-Nie wiem czy powinieneś aż tak się mną przejmować... - wycedziłam i utkwiłam wzrok w jakimś plakacie dotyczącym zdrowego odżywiania.
-Jak mógłbym się Tobą nie przejmować? Nawet tak nie mów. Nie wyobrażasz sobie co przeżywałem gdy wybiegłaś z auli...
-To Ty sobie nie wyobrażasz co JA PRZEŻYWAŁAM gdy wybiegałam z auli! - czułam jak łzy zbierają się w moich oczach i niemal krzycząc próbowałam pozbyć się ściskającego krtań uczucia.
-Kornelia... źle to ująłem. Ja... - Wojtek pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. - Nigdy nie wybaczę sobie, że Cię tak zraniłem. A jeśli to będzie oznaczać że Cię straciłem to moje życie kompletnie straci sens.
No i pękło... Łzy popłynęły mi po policzkach strumieniami. I gdy do tej pory wszystko wydawało mi się białe albo czarne, powróciły kolory.
Wstałam i podbiegłam do Wojtka. Usiadłam na jego kolanach i wtuliłam się w jego szyję. Czułam, że jest zdziwiony ale gdy tylko go objęłam, przytulił mnie jak dziecko.
-Kornelia...
-Ciii... - uciszyłam go. - Nic nie mów. - poczułam pocałunek we włosach i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Zdecydowanie wszystko powolutku wracało do normy.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 13 cz. 1



ON

Pierwszy raz w życiu zrozumiałem co tak naprawdę znaczy, że nie można znaleźć sobie miejsca. Wszystko, dosłownie wszystko mnie irytowało i nawet książka która leżała na biurku doprowadzała mnie do szału. Odkąd zobaczyłem Kornelię w parku jak tańczyła z tymi mięśniakami i tym gnojem Wiktorem, czułem się jak by ziemia się pode mną zawaliła. Gdy mnie zauważyła widziałem w jej oczach nie ból a chęć zemsty. To mnie złamało. Czułem jak rosnący gniew rozpiera mnie od środka więc po prostu wybiegłem stamtąd, wpadając przy okazji na jakąś migdalącą się parę.
A dzisiejszego dnia wiedziałem że czeka mnie męczarnia w szkole. I to akurat dziś miałem mieć trening z klasą Kornelii. Akurat zobaczenie Jej mnie niezmiernie cieszyło. Może da mi szansę wszystko wyjaśnić? Może zrozumie?
Najgorsza była świadomość że Wiktor też tam będzie, a nie wiem czy starczy mi sił by na wstępie nie przywalić mu w ryj.
-Ogarnij się chłopie! Przecież Cię wywalą! – Max stał w drzwiach i trzymał dwie papierowe torby. – A tak swoja drogą nie wiedziałem, że gadasz do siebie…
-Zamknij się! Po za tym ile razy Ci powtarzałem, że się puka! – warknąłem i wrzuciłem do plecaka podręczniki leżące na biurku.
-Wo… nie chcę Ci psuć humoru, bracie ale trochę chyba przesadzasz… - Max usiadł na łóżku i przyglądał się mi uważnie – A jak tak dalej pójdzie to będziesz musiał sobie kupić nowy plecak…
Faktycznie, przez moje odreagowywanie na książkach, w plecaku zaczynało się już odrywać zapięcie.
-Pieprzyć to! – rzuciłem plecak z impetem na podłogę i usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłonie.
-Daj spokój! Pogadam dziś z Tosią może ona coś poradzi na całą tą akcję z Kornelią.
-To nie Twój problem! Sam sobie zawiniłem to i sam to rozwiążę.
-To już Twoja decyzja. Jeśli nie chcesz to nie będę nalegał…
-Czemu musiałem być taki głupi? Gdybym jej powiedział, tak jak Ty Tośce to wszystko byłoby okej…
-Czasu nie cofniesz, stary! Masz, mama zrobiła nam śniadanie i pośpiesz się bo się spóźnimy… - Max położył na łóżku jedną z papierowych toreb i wyszedł zamykając za sobą drzwi. A ja opadłem bezwiednie na łóżko i nerwowo przeczesywałem włosy. Trzeba się pozbierać i stawić temu czoła! Tylko jak to zrobić?


Kilka minut przed 8 razem z Wojtkiem szliśmy już szkolnym korytarzem w poszukiwaniu swoich szafek na książki. Wzbudzaliśmy nie małe zainteresowanie ale żaden z Nas nie zwracał na to uwagi. Chwilę potem byliśmy już przy swoich szafkach a do Maxa dołączyła Tosia. Pocałowali się namiętnie na powitanie a ja nie mogłem patrzeć na ich czułości, schowałem głowę w szafkę w poszukiwaniu planu zajęć i wtedy usłyszałem najpiękniejszy śmiech. Zamarłem i wiedziałem, że mógł należeć tylko do jednej osoby w tej szkole. Odchyliłem się by widzieć korytarz i zobaczyłem moją ciemnowłosą piękność. Wyglądała… WOW. Długie loki sięgały talii, a bordowa sukienka idealnie podkreślała jej kształty. Już miałem pobiec w jej kierunku, gdy zobaczyłem obok niej Wiktora. Żartowali a potem on bezczelnie ją objął! MOJĄ DZIEWCZYNĘ! Zatrzasnąłem z hukiem drzwi metalowej szafki i uderzyłem w nie pięścią.
-Spotkamy się na zajęciach… - krzyknąłem w stronę Maxa i Tosi i pobiegłem w stronę Sali treningowej. To z pewnością nie był pierwszy dzień szkoły jaki sobie wyobrażałem…

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 12 cz. 3




Pójście do szkoły następnego dnia mimo wszystkich tych emocji które mną targały, uważałam za świetny sposób by odegrać się na fałszywym ukochanym. Wstałam wcześniej niż zamierzałam. Wzięłam prysznic, włosy ułożyłam i zakręciłam lokówką by dodać im charakteru. Założyłam bordową opiętą sukienkę, czarną ramoneskę i bordowe VANSy. Makijaż też zrobiłam mocniejszy niż zwykle, a co! Niech widzi co stracił, kretyn! Która z Nas nie przeżywała podobnej sytuacji? Robienie na złość facetowi który nas oszukał jest prawie jak punkt honoru!
W kuchni zastałam mamę która pochylona nad książką przy kuchennym stole, nawet nie spojrzała na mnie gdy robiłam sobie śniadanie. Nauczyłam się już nie przejmować brakiem zainteresowania z jej strony, ale dziwne ukłucie żalu spowodowało że łzy stanęły mi w oczach. Szybko otarłam krople spływające po policzkach i zjadłam płatki oparta o kuchenny blat. W radiu leciała akurat jakaś ckliwa muzyka, a moja noga nerwowo tupała o podłogę kompletnie bez mojej ingerencji. Gdyby nie Filip który wpadł jak strzała do kuchni i rzucił się w moją stronę z otwartymi ramionami, jak nic bym wybuchła! Odstawiłam miskę do zlewu, przywitałam się z bratem i ucałowałam go w czubek głowy. Potem wyszłam z domu pod pretekstem spóźnienia się do szkoły mimo że było zaledwie kilka minut po 7 i poszłam wprost na przystanek powstrzymując łzy. Cholera, jednak nie jestem aż tak silna – pomyślałam i nie miałam siły dłużej tłumić w sobie przygniatających uczuć. Po moim policzku popłynęły łzy a ja, gdyby nigdy nic weszłam do tramwaju jadącego wprost na spotkanie z Wojtkiem.

Gdy weszłam do szkoły makijaż był na swoim miejscu, a opuchnięte oczy przypudrowałam by po łzach nie został nawet maleńki ślad. Już od drzwi usłyszałam radosne, podniesione głosy i niemal każdy przechodzący obok mnie uczeń witał się ze mną lub przystawał na chwilę rozmowy. Nie wiedziałam jak z tego wybrnąć więc po prostu przystawałam i odpowiadałam na pytania siląc się przy tym na jak najlepszy uśmiech. Wtedy zobaczyłam, a raczej przestałam widzieć cokolwiek bo na mojej twarzy pojawiły się dwie, miękkie męskie dłonie. Moje serce zabiło szybciej, bo przecież nie raz z Wojtkiem robiliśmy sobie takie żarty, ale gdy usłyszałam niski tembr głosu Wiktora, próbowałam ze wszystkich sił nie okazać rozczarowania.
-Zgadnij kto to skarbie… - wyszeptał, wprost do mojego ucha.
-Wiktorze Jankowski! Obiecuję że jak tylko odzyskam wzrok to nie będzie przyjemne powitanie… - mimo udawanej złości, uśmiechnęłam się a wtedy dłonie z mojej twarzy znalazły się na moich ramionach i odwróciły mnie do rozmówcy.
-Cześć Piękna! Ślicznie dziś wyglądasz. – pocałował mnie w policzek Wiktor i uśmiechnął się tak, że w jego policzkach pojawiły się dwa cudne dołeczki.
-Nono, Ty też niczego sobie…- pochwaliłam go i stając na palcach, zmierzwiłam jego bujne włosy. Faktem było, że Wiktor był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Jego ponad metr osiemdziesiąt, umięśnione ciało, hollywoodzki uśmiech i jeszcze jego styl ubierania… Miał na sobie czarne, proste spodnie, białą, opiętą koszulkę i granatową sportową marynarkę, sprawiały że wyglądał jak model z damskiego pisemka a nie uczeń warszawskiego liceum.
-Jak się trzymasz? – spytał już na poważnie.
-A jak widać? – zapytałam z wrednym uśmieszkiem.
-No wiesz, wyglądasz jak gwiazda filmowa a nie jak ktoś z sercem w kawałeczkach…
-Dzięki, umiesz pocieszyć przyjaciela… - spochmurniałam i nagle Wiktor przyciągnął mnie do siebie i objął mnie w talii.
-Nie chciałem Ci tego przypominać, przepraszam!
-Zwariowałeś Jankowski! Puszczaj mnie! Żartowałam, gburze… - zaczęłam go łaskotać i wyrwałam się z jego objęć by nie wzbudzić nie potrzebnej sensacji w szkole. Wiktor zaczął mnie gonić po czym położył swoją rękę na moim ramieniu.
-W takim razie ja gbur, żądam by mój przyjaciel odprowadził mnie na zajęcia.
-Już się robi! – roześmiałam się i oboje poszliśmy w kierunku Sali treningowej i choć za wszelką cenę starałam się uniknąć rozgłosu, podszeptywania i zaciekawione spojrzenia w naszym kierunku zapowiadało się ciekawie przez kilka najbliższych dni albo nawet tygodni…

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 12 cz. 2



Do domu wróciłam późnym wieczorem. Przemknęłam się po cichu do pokoju żeby nie słuchać gadania matki. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam odprężającą kąpiel. Potem przebrana w szorty i za dużą koszulkę czmychnęłam do łóżka i sięgnęłam po laptopa. Mój facebook kipiał od powiadomień… Większość dotyczyła rozpoczęcia i planu. Było też kilka zdjęć „szalonych plastików” czyli Darii i jej przyjaciółek w szkolnej łazience. Miałam też 3 wiadomości.
Wojtek.
Daria.
Tosia.
Ze wszystkich tych osób najbardziej interesowało mnie co do powiedzenia ma mi Daria, więc otworzyłam okno rozmowy i zobaczyłam tylko trzy wyrazy:
 „Pożałujesz tego szmato.”
No cóż. Przynajmniej napisała to bezbłędnie. Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
 „Tego że przyjaźnie się z Twoim byłym chłopakiem, czy może że ośmieszyłam Cię na oczach całej szkoły? Wolę wiedzieć za co mam Ci potem obić buźkę :*”
Pierwszy raz nie dbałam o to czy mi zaszkodzi niewyparzony język. Czułam się silniejsza i byłam pewna, że skoro poradziłam sobie z rozczarowaniem tak ważną mi w życiu osobą, to z jakąś pustą laleczką nie mam w ogóle co się bawić. Otworzyłam okno rozmowy z Tosią.
„Odezwij się jak wrócisz. Masz wciąż wyłączony telefon a ja się naprawdę martwię!”
Telefon… kompletnie o nim zapomniałam! Pewnie nadal jest w plecaku Wiktora… Włączyłam czat i sprawdziłam czy Wiktor jeszcze jest online. Niestety, zostało mi mieć nadzieję że jutro odzyskam swoje Blackberry. Tymczasem dostałam wiadomość od Wojtka…
„Cieszę się że jesteś już w domu. Martwiłem się że zrobisz coś głupiego. Możesz dać mi szansę to wszystko wyjaśnić? Pisałem do Ciebie wcześniej, bo Twój telefon nie odpowiadał. Kornelia! Proszę…”
Przewinęłam okno rozmowy w górę i faktycznie miałam kilka wiadomości dotyczących wyjaśnień, a raczej próby wyjaśnień. Prychnęłam i szybko odpisałam:
„Nie mamy o czym rozmawiać.”
Po czym zamknęłam czat i wyłączyłam komputer. Tej nocy zasypiałam z uśmiechem na ustach…

Budzik zadzwonił punktualnie o 7. W kuchni zastałam mamę i Filipa którzy właśnie kończyli śniadanie. Bez słowa ucałowałam młodszego brata w czubek głowy po czym podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej puszkę zielonej herbaty i spakowałam ją do torby.
-Cześć Kolnel!- przywitał mnie Filip wesoło. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Dzień dobry… - odrzekła z wyrzutem moja rodzicielka. – Czy to przez Twój wczorajszy nocny powrót wstałaś dziś lewą nogą i jesteś obrażona na cały świat?
Jak szybko mój uśmiech się pojawił tak samo szybko zniknął. Nie miałam ochoty na awantury więc po prostu przemilczałam jej zaczepkę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Myślałam, że odpuści jednak wciąż drążyła temat a ja czułam że nie wiele zostało mi silnej woli na trzymanie języka za zębami.
-Doskonale zdajesz sobie sprawę, że za twój wczorajszy wybryk powinnaś dostać szlaban a teraz twoje zachowanie to już stąpanie po cienkiej linii… - odpowiedziała z pogardą wciąż siedząc do mnie plecami. Prychnęłam tylko i wstawiłam pustą szklankę do zmywarki. Wychodząc pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Nie dbałam już o to co do powiedzenia ma mi moja mama.