niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 12 cz. 3




Pójście do szkoły następnego dnia mimo wszystkich tych emocji które mną targały, uważałam za świetny sposób by odegrać się na fałszywym ukochanym. Wstałam wcześniej niż zamierzałam. Wzięłam prysznic, włosy ułożyłam i zakręciłam lokówką by dodać im charakteru. Założyłam bordową opiętą sukienkę, czarną ramoneskę i bordowe VANSy. Makijaż też zrobiłam mocniejszy niż zwykle, a co! Niech widzi co stracił, kretyn! Która z Nas nie przeżywała podobnej sytuacji? Robienie na złość facetowi który nas oszukał jest prawie jak punkt honoru!
W kuchni zastałam mamę która pochylona nad książką przy kuchennym stole, nawet nie spojrzała na mnie gdy robiłam sobie śniadanie. Nauczyłam się już nie przejmować brakiem zainteresowania z jej strony, ale dziwne ukłucie żalu spowodowało że łzy stanęły mi w oczach. Szybko otarłam krople spływające po policzkach i zjadłam płatki oparta o kuchenny blat. W radiu leciała akurat jakaś ckliwa muzyka, a moja noga nerwowo tupała o podłogę kompletnie bez mojej ingerencji. Gdyby nie Filip który wpadł jak strzała do kuchni i rzucił się w moją stronę z otwartymi ramionami, jak nic bym wybuchła! Odstawiłam miskę do zlewu, przywitałam się z bratem i ucałowałam go w czubek głowy. Potem wyszłam z domu pod pretekstem spóźnienia się do szkoły mimo że było zaledwie kilka minut po 7 i poszłam wprost na przystanek powstrzymując łzy. Cholera, jednak nie jestem aż tak silna – pomyślałam i nie miałam siły dłużej tłumić w sobie przygniatających uczuć. Po moim policzku popłynęły łzy a ja, gdyby nigdy nic weszłam do tramwaju jadącego wprost na spotkanie z Wojtkiem.

Gdy weszłam do szkoły makijaż był na swoim miejscu, a opuchnięte oczy przypudrowałam by po łzach nie został nawet maleńki ślad. Już od drzwi usłyszałam radosne, podniesione głosy i niemal każdy przechodzący obok mnie uczeń witał się ze mną lub przystawał na chwilę rozmowy. Nie wiedziałam jak z tego wybrnąć więc po prostu przystawałam i odpowiadałam na pytania siląc się przy tym na jak najlepszy uśmiech. Wtedy zobaczyłam, a raczej przestałam widzieć cokolwiek bo na mojej twarzy pojawiły się dwie, miękkie męskie dłonie. Moje serce zabiło szybciej, bo przecież nie raz z Wojtkiem robiliśmy sobie takie żarty, ale gdy usłyszałam niski tembr głosu Wiktora, próbowałam ze wszystkich sił nie okazać rozczarowania.
-Zgadnij kto to skarbie… - wyszeptał, wprost do mojego ucha.
-Wiktorze Jankowski! Obiecuję że jak tylko odzyskam wzrok to nie będzie przyjemne powitanie… - mimo udawanej złości, uśmiechnęłam się a wtedy dłonie z mojej twarzy znalazły się na moich ramionach i odwróciły mnie do rozmówcy.
-Cześć Piękna! Ślicznie dziś wyglądasz. – pocałował mnie w policzek Wiktor i uśmiechnął się tak, że w jego policzkach pojawiły się dwa cudne dołeczki.
-Nono, Ty też niczego sobie…- pochwaliłam go i stając na palcach, zmierzwiłam jego bujne włosy. Faktem było, że Wiktor był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Jego ponad metr osiemdziesiąt, umięśnione ciało, hollywoodzki uśmiech i jeszcze jego styl ubierania… Miał na sobie czarne, proste spodnie, białą, opiętą koszulkę i granatową sportową marynarkę, sprawiały że wyglądał jak model z damskiego pisemka a nie uczeń warszawskiego liceum.
-Jak się trzymasz? – spytał już na poważnie.
-A jak widać? – zapytałam z wrednym uśmieszkiem.
-No wiesz, wyglądasz jak gwiazda filmowa a nie jak ktoś z sercem w kawałeczkach…
-Dzięki, umiesz pocieszyć przyjaciela… - spochmurniałam i nagle Wiktor przyciągnął mnie do siebie i objął mnie w talii.
-Nie chciałem Ci tego przypominać, przepraszam!
-Zwariowałeś Jankowski! Puszczaj mnie! Żartowałam, gburze… - zaczęłam go łaskotać i wyrwałam się z jego objęć by nie wzbudzić nie potrzebnej sensacji w szkole. Wiktor zaczął mnie gonić po czym położył swoją rękę na moim ramieniu.
-W takim razie ja gbur, żądam by mój przyjaciel odprowadził mnie na zajęcia.
-Już się robi! – roześmiałam się i oboje poszliśmy w kierunku Sali treningowej i choć za wszelką cenę starałam się uniknąć rozgłosu, podszeptywania i zaciekawione spojrzenia w naszym kierunku zapowiadało się ciekawie przez kilka najbliższych dni albo nawet tygodni…

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 12 cz. 2



Do domu wróciłam późnym wieczorem. Przemknęłam się po cichu do pokoju żeby nie słuchać gadania matki. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam odprężającą kąpiel. Potem przebrana w szorty i za dużą koszulkę czmychnęłam do łóżka i sięgnęłam po laptopa. Mój facebook kipiał od powiadomień… Większość dotyczyła rozpoczęcia i planu. Było też kilka zdjęć „szalonych plastików” czyli Darii i jej przyjaciółek w szkolnej łazience. Miałam też 3 wiadomości.
Wojtek.
Daria.
Tosia.
Ze wszystkich tych osób najbardziej interesowało mnie co do powiedzenia ma mi Daria, więc otworzyłam okno rozmowy i zobaczyłam tylko trzy wyrazy:
 „Pożałujesz tego szmato.”
No cóż. Przynajmniej napisała to bezbłędnie. Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
 „Tego że przyjaźnie się z Twoim byłym chłopakiem, czy może że ośmieszyłam Cię na oczach całej szkoły? Wolę wiedzieć za co mam Ci potem obić buźkę :*”
Pierwszy raz nie dbałam o to czy mi zaszkodzi niewyparzony język. Czułam się silniejsza i byłam pewna, że skoro poradziłam sobie z rozczarowaniem tak ważną mi w życiu osobą, to z jakąś pustą laleczką nie mam w ogóle co się bawić. Otworzyłam okno rozmowy z Tosią.
„Odezwij się jak wrócisz. Masz wciąż wyłączony telefon a ja się naprawdę martwię!”
Telefon… kompletnie o nim zapomniałam! Pewnie nadal jest w plecaku Wiktora… Włączyłam czat i sprawdziłam czy Wiktor jeszcze jest online. Niestety, zostało mi mieć nadzieję że jutro odzyskam swoje Blackberry. Tymczasem dostałam wiadomość od Wojtka…
„Cieszę się że jesteś już w domu. Martwiłem się że zrobisz coś głupiego. Możesz dać mi szansę to wszystko wyjaśnić? Pisałem do Ciebie wcześniej, bo Twój telefon nie odpowiadał. Kornelia! Proszę…”
Przewinęłam okno rozmowy w górę i faktycznie miałam kilka wiadomości dotyczących wyjaśnień, a raczej próby wyjaśnień. Prychnęłam i szybko odpisałam:
„Nie mamy o czym rozmawiać.”
Po czym zamknęłam czat i wyłączyłam komputer. Tej nocy zasypiałam z uśmiechem na ustach…

Budzik zadzwonił punktualnie o 7. W kuchni zastałam mamę i Filipa którzy właśnie kończyli śniadanie. Bez słowa ucałowałam młodszego brata w czubek głowy po czym podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej puszkę zielonej herbaty i spakowałam ją do torby.
-Cześć Kolnel!- przywitał mnie Filip wesoło. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Dzień dobry… - odrzekła z wyrzutem moja rodzicielka. – Czy to przez Twój wczorajszy nocny powrót wstałaś dziś lewą nogą i jesteś obrażona na cały świat?
Jak szybko mój uśmiech się pojawił tak samo szybko zniknął. Nie miałam ochoty na awantury więc po prostu przemilczałam jej zaczepkę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Myślałam, że odpuści jednak wciąż drążyła temat a ja czułam że nie wiele zostało mi silnej woli na trzymanie języka za zębami.
-Doskonale zdajesz sobie sprawę, że za twój wczorajszy wybryk powinnaś dostać szlaban a teraz twoje zachowanie to już stąpanie po cienkiej linii… - odpowiedziała z pogardą wciąż siedząc do mnie plecami. Prychnęłam tylko i wstawiłam pustą szklankę do zmywarki. Wychodząc pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Nie dbałam już o to co do powiedzenia ma mi moja mama. 


piątek, 3 maja 2013

Rozdział 12 cz. 1



Kiedy weszłam do domu, jak zwykle panowała nieznośna cisza. Ściągnęłam szpilki i weszłam do swojego pokoju. Wiedziałam, że Wiktor jest tuż za mną ale nie odezwałam się przez cały czas do niego ani słowem, a i on bał się cokolwiek powiedzieć.
Rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Czułam jak łóżko ugina się pod ciężarem Witka ale nie zwracałam na niego uwagi.
-Kornelia? Może…
-Nic nie chcę, daj mi spokój… - przerwałam mu za nim dokończył.
-Przecież Cię tu samej nie zostawię.
-Idź do domu, nie jesteś mi potrzebny.
-Nawet nie ma mowy! Wiem jak musisz się czuć i… - poderwałam się i usiadłam na kolanach tuż obok niego.
-Wiesz jak się czuję?! Doprawdy?
-Kornelia, proszę Cię…
-O co?! Wy faceci zawsze o coś prosicie, no słucham?!
-Uspokój się i nie staraj się za wszelką cenę mnie od siebie odtrącić. – chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie, po czym posadził mnie sobie na kolanach i objął mnie w pasie. – Jesteś cudowną, miłą, piękną i wesołą dziewczyną o cudownym uśmiechu i starasz się mnie zniechęcić bo jakiś frajer Cię oszukał. Nie uda  ci się to, bo jesteś dla mnie zbyt ważna…
Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami i czułam jak olbrzymia gula rośnie mi w gardle a łzy napływają do oczu.
-Och daj spokój, taka duża dziewczyna i będzie mi tu teraz ryczeć? No już! Ogarnij się! – pocałował mnie w czoło i przytulił. I jakimś magicznym sposobem moje ciało posłuchało jego polecenia i wracało do normalnego funkcjonowania.
Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego tors.
-Dziękuję… - wyszeptałam.
-Za co ty mi dziękujesz? Za to że ten gnojek cię tak załatwił i przez niego tyle wypłakałaś? Kornelia…
-Niee, dziękuję Ci za to że tu jesteś ze mną.
-Nie mógłbym Cię samej zostawić… - czułam jak całuje moje włosy i wtula w nie swój ciepły policzek. Gdyby nie on, pewnie płakałabym teraz jak dziecko i nie ruszyła się z łóżka przez co najmniej tydzień.
-Na pewno wszystko już w porządku? – zapytał i odsunął mnie od siebie by spojrzeć mi w oczy.
-Tak, przynajmniej tak mi się wydaję…
-No to świetnie, przebierz się i zbieramy się. – Wiktor zepchnął mnie na podłogę a sam podszedł do drzwi garderoby i otworzył je przede mną.
-Gdzie niby mamy iść? I po co mam się przebierać? – zapytałam zmieszana.
-Niespodzianka! Ale radzę założyć spodenki bo w tej kiecce prędzej się zabijesz niż wyluzujesz.
-Wiktor, powiedz mi o co chodzi! No proszę! – podeszłam do niego i zrobiłam smutną minkę.
-Nie ma mowy! Twoje słodkie oczęta mnie nie przekonają. Spadaj! – pocałował mnie w czoło po czym wepchnął mnie do garderoby i zamknął drzwi. – Będę tu stał i czekał dopóki nie powiesz mi że jesteś gotowa do wyjścia!
-Dupek! – wyszeptałam i pokazałam język w kierunku drzwi.
-Słyszałem! – usłyszałam odpowiedź i po chwili oboje śmialiśmy się w najlepsze.


Niecałe 5 minut później wyszłam z garderoby ubrana w luźne dresowe spodenki przed kolano i opadającą na jedno ramię białą koszulką.
-No, nareszcie wyglądasz jak prawdziwy hip-hopowiec. Chodź bo już późno. – rozkazał Witek i wyszedł na korytarz.
-Poczekaj wezmę torbę. – sięgnęłam po torbę która leżała rzucona koło łóżka i doszłam do Wiktora sprawdzając nieodebrane połączenia w telefonie.
-To zatrzymuję na dzisiejsze popołudnie.
-EJ! – próbowałam wyrwać mu telefon ale jego wzrost skutecznie mi to utrudniał.
-Zapomnij chodź na chwilę o swoim kochasiu, a ja obiecuję Ci że nie będę już czytał twoich wiadomości, ok?
-Ale ja chciałam tylko… Och, no dobra.
-No! To zakładaj buty i idziemy!


Nie mam pojęcia jak Wiktor domyślił się co mi chodzi po głowię ale zabrał mnie do najlepszego „odstresowywacza” w Warszawie. Szliśmy właśnie parkiem rozmawiając na neutralne tematy gdy nagle Wiktor zatrzymał się i złapał mnie za rękę.
-Tam jest nasz cel żeby trochę odreagować.- wskazał naszymi dłońmi w kierunku ramp przeznaczonych na wyczyny BMX.
-Nie mogłeś mi od razu powiedzieć ze idziemy potańczyć?
-Niee, bo nie wiedziałem gdzie na nas czekają.
-Ktoś na nas czeka? Ale kto?
-Chodź to się dowiesz. – uśmiechnął się i wciąż trzymając moją rękę pociągnął mnie w stronę skate parku.
Gdy wbiegliśmy roześmiani na betonowy plac, zauważyłam znajomą ze starówki ekipę.
Gutek, Leoś, Hugo, Kowal, Tosiek i Maro podeszli  i przywitali się z Wiktorem wymieniając uwagi po czym każdy z nich podszedł i przywitał się ze mną buziakiem w policzek.
-O rany, cześć chłopaki!
-Cześć księżniczko! Kopę lat! Dziś nareszcie sobie przydensimy, co? – słyszałam kolejno od chłopców którzy wyraźnie spodziewali się naszej wizyty.
-A gdzie Olaf? – spytałam, wciąż rozglądając się za szefem ekipy.
-Jestem, jestem… Cześć Księżniczko! – Olaf podszedł i uniósł mnie w górę obejmując w talii. – Stęskniłaś się, co?
-No pewnie! Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. – uśmiechnęłam się i ucałowałam go w policzek.
-Słyszeliście to frajerzy? Mam najlepszą laskę w mieście w garści. – Olaf wskazał na siebie kciukami po czym wszyscy się roześmialiśmy. –Wiktor, mordeczko! Dobrze, że przypomniałeś sobie o kumplach! – Olaf zbił piątkę z Wiktorem i obaj złączyli się w niedźwiedzim uścisku.
-To wy się znacie? – byłam w lekkim szoku. Nie spodziewałam się po Wiktorze że obracał się w towarzystwie chłopaków.
-Pewka! Wiktor tańczył z Nami nie raz na Starówce, ale jakaś dupa zawróciła mu w głowię i nagle przestał przychodzić. – wyjaśnił mi Olaf a Wiktor wyraźnie zmieszany próbował szybko zmienić temat.
-Stare dzieje! Jesteśmy tu w innej sprawie z Nelą…
-Tak? – zapytałam zdziwiona i spojrzałam na Witka oczekując na wyjaśnienia. – Myślałam, że jesteśmy tu po prostu potańczyć…
-To też skarbie. Witek zadzwonił dziś do nas z propozycją której nie mogliśmy odrzucić… -Olaf odpowiedział za Wiktora i uśmiechnął się do chłopaków. – Potrzebujesz ekipy na zaliczenie egzaminu semestralnego a my służymy pomocą.
-Żartujecie?!
-Coś ty? Pięknotko! Nie zostawimy dziewoi w potrzebie!
Byłam niezmiernie szczęśliwa. Podbiegłam do każdego z chłopaków i dałam im po olbrzymim buziaku.
-Jesteście najlepsi! To co zaczynamy?
-Pewnie! Do roboty! Muza gotowa! – odpowiedzieli kolejno i z szerokimi uśmiechami układaliśmy moją zaliczeniową choreografię.
Pół godziny później z niezliczoną ilością endorfin zakończyliśmy choreografię do intra i gdy zaczęliśmy się wygłupiać usłyszałam dzwonek mojego telefonu w plecaku Wiktora. Zauważyłam jego skinienie wyrażające zgodę na odebranie i pobiegłam w kierunku ławki.
Tosiaczek.
Bez zastanowienia nacisnęłam zieloną słuchawkę i zziajana przywitałam się z przyjaciółką.
-Kornelia? Gdzie się podziewasz? Martwię się o Ciebie…
-Tosiu wszystko w porządku, naprawdę. Nie masz czym się przejmować.
-Dziwnie brzmisz kocie.. gdzie jesteś?
-Jesteśmy z Wiktorem w skate-parku na Mokotowie i robimy choreografię z chłopakami. – Spojrzałam na wywijających chłopaków i uśmiechnęłam się do siebie.
-Co? Z jakimi chłopakami? W którym skate-parku? Kornelia.. nie rób nic głupiego.- głos Tośki wydawał mi się cieńszy niż zwykle. Musiała się strasznie martwić.
-Tosia uspokój się… musiałam odreagować. Ale jest okej i czuję się świetnie. – poczułam na sobie wzrok Wiktora i gdy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnęliśmy się do siebie. Och, z pewnością mój przyjaciel podobał się dziewczynom…
-Jesteście na Polach Mokotowskich? Przyjadę po Ciebie z Maxem…
-Tosia jesteś kochana, ale nie musisz. Bawcie się dobrze a mną się nie przejmujcie. Wrócę z Wiktorem. Nic mi nie będzie…
-To właśnie o Wiktora, kochana martwię się najbardziej…
-Kocham Cię Tosiaczku, papa.
-Kornelia! Nie rozłączaj się, słyszysz… kor…. – nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wrzuciłam telefon spowrotem do plecaka. Podbiegłam do boomboxa i wyłączyłam muzykę.
-Panowie! Mam pomysł… Co wy na to żeby dołączyć trochę jazzu i tańca w parze?
Chwilę później dołączyły do nas koleżanki Olafa i chłopaków i łącznie 9 par tańczyło w rytm piosenek Coldplay. I gdy Wiktor uniósł mnie nad swoją głowę przy ogrodzeniu mignęła mi znajoma błękitna zimowa czapka… Poczułam uścisk w żołądku, lecz gdy Wiktor postawił mnie na ziemię, wiedziałam że muszę zrobić na złość mojemu obserwatorowi.
-Wiktor? Pamiętasz to podnoszenie z kursu w ferie? Tego co kończy się szpagatem?
-Pewnie! Gotowa?
Pokiwałam w odpowiedzi głową i gdy będąc już w ramionach Wiktora zauważyłam tak znajome mi błękitne oczy, uśmiechnęłam się szyderczo i pocałowałam mojego partnera w policzek.
-Jeszcze raz! – krzyknęłam i wiedziałam że będę żałować tego „pokazu”…



_________________________________-

Witajcie po długiej przerwie :)
Dodałam podwójny rozdział żeby wynagrodzić Wam oczekiwania.
Następny za tydzień :)