sobota, 4 maja 2013

Rozdział 12 cz. 2



Do domu wróciłam późnym wieczorem. Przemknęłam się po cichu do pokoju żeby nie słuchać gadania matki. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam odprężającą kąpiel. Potem przebrana w szorty i za dużą koszulkę czmychnęłam do łóżka i sięgnęłam po laptopa. Mój facebook kipiał od powiadomień… Większość dotyczyła rozpoczęcia i planu. Było też kilka zdjęć „szalonych plastików” czyli Darii i jej przyjaciółek w szkolnej łazience. Miałam też 3 wiadomości.
Wojtek.
Daria.
Tosia.
Ze wszystkich tych osób najbardziej interesowało mnie co do powiedzenia ma mi Daria, więc otworzyłam okno rozmowy i zobaczyłam tylko trzy wyrazy:
 „Pożałujesz tego szmato.”
No cóż. Przynajmniej napisała to bezbłędnie. Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
 „Tego że przyjaźnie się z Twoim byłym chłopakiem, czy może że ośmieszyłam Cię na oczach całej szkoły? Wolę wiedzieć za co mam Ci potem obić buźkę :*”
Pierwszy raz nie dbałam o to czy mi zaszkodzi niewyparzony język. Czułam się silniejsza i byłam pewna, że skoro poradziłam sobie z rozczarowaniem tak ważną mi w życiu osobą, to z jakąś pustą laleczką nie mam w ogóle co się bawić. Otworzyłam okno rozmowy z Tosią.
„Odezwij się jak wrócisz. Masz wciąż wyłączony telefon a ja się naprawdę martwię!”
Telefon… kompletnie o nim zapomniałam! Pewnie nadal jest w plecaku Wiktora… Włączyłam czat i sprawdziłam czy Wiktor jeszcze jest online. Niestety, zostało mi mieć nadzieję że jutro odzyskam swoje Blackberry. Tymczasem dostałam wiadomość od Wojtka…
„Cieszę się że jesteś już w domu. Martwiłem się że zrobisz coś głupiego. Możesz dać mi szansę to wszystko wyjaśnić? Pisałem do Ciebie wcześniej, bo Twój telefon nie odpowiadał. Kornelia! Proszę…”
Przewinęłam okno rozmowy w górę i faktycznie miałam kilka wiadomości dotyczących wyjaśnień, a raczej próby wyjaśnień. Prychnęłam i szybko odpisałam:
„Nie mamy o czym rozmawiać.”
Po czym zamknęłam czat i wyłączyłam komputer. Tej nocy zasypiałam z uśmiechem na ustach…

Budzik zadzwonił punktualnie o 7. W kuchni zastałam mamę i Filipa którzy właśnie kończyli śniadanie. Bez słowa ucałowałam młodszego brata w czubek głowy po czym podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej puszkę zielonej herbaty i spakowałam ją do torby.
-Cześć Kolnel!- przywitał mnie Filip wesoło. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Dzień dobry… - odrzekła z wyrzutem moja rodzicielka. – Czy to przez Twój wczorajszy nocny powrót wstałaś dziś lewą nogą i jesteś obrażona na cały świat?
Jak szybko mój uśmiech się pojawił tak samo szybko zniknął. Nie miałam ochoty na awantury więc po prostu przemilczałam jej zaczepkę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Myślałam, że odpuści jednak wciąż drążyła temat a ja czułam że nie wiele zostało mi silnej woli na trzymanie języka za zębami.
-Doskonale zdajesz sobie sprawę, że za twój wczorajszy wybryk powinnaś dostać szlaban a teraz twoje zachowanie to już stąpanie po cienkiej linii… - odpowiedziała z pogardą wciąż siedząc do mnie plecami. Prychnęłam tylko i wstawiłam pustą szklankę do zmywarki. Wychodząc pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Nie dbałam już o to co do powiedzenia ma mi moja mama. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz