środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 14 cz. 1

            7:28. Obudziłam się dwie minuty przed budzikiem i leniwie rozciągałam się w łóżku, gdy zorientowałam się że dziś piątek. Uśmiechnęłam się na myśl o weekendzie bo choć dopiero dobiegał ku końcowi listopad, czułam się wyczerpana. I nie miało to wiele wspólnego ze szkołą a bardziej z moim życiem uczuciowym. Odkąd cała sytuacja z Wojtkiem się ustabilizowała wciąż musiałam zachowywać się neutralnie wobec Niego w szkole i przy Wiktorze. Jeszcze nigdy do tej pory nie dbałam tak bardzo o grafik spotkań, byle tylko moi dwaj mężczyźni się nie spotkali. Nasz miłosny trójkąt był wyjątkowo popieprzony. Z jednej strony byłam niezmiernie szczęśliwa u boku Wojtka, z którym za kilka dni świętować mieliśmy naszą 3 "miesięcznicę" ale z drugiej niesamowicie trudno było mi okłamywać Wiktora, który jak by nie było jest moim przyjacielem. Jedynie Tosia wtajemniczona w to wszystko dzielnie znosiła moje wielogodzinne zwierzenia i wiernie mi towarzyszyła w trudniejsze dni. Jej związek z Maxem też rozkwitał, co mnie i Wojtka niezmiernie cieszyło. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej promiennej i szczęśliwej a Max zdecydowanie podzielał jej uczucia. Czasem we czwórkę spotykaliśmy się na podwójnych randkach i wszyscy zapominaliśmy o bożym świecie. Jedynym minusem było to że nie mogliśmy się z Wojtkiem pokazywać publicznie, bo odkąd uczył w naszej szkole na każdym kroku napotkać można było plakaty z jego zdjęciem ogłaszające nabór na kurs tańca, a i znajome ze szkoły praktycznie cały czas interesowały się sprawami sercowymi przystojnego tancerza z Gdańska.
I mimo wszystko nie martwiło nas to. Zawsze spotykaliśmy się u mnie albo u Niego, zamawialiśmy jedzenie albo gotowaliśmy sami, wygłupiając się przy tym jak dzieci. Czasem wychodziliśmy późno wieczorem do kina albo na spacer czy do kawiarni i żadne z nas nie martwiło się wtedy o nic - liczyliśmy się tylko My. Żaden problem nie był dla nas powodem do zmartwień bo wszystko udawało Nam się razem pokonać. Nawet moi rodzice zaakceptowali Wojtka choć nie powiedziałam im kim dla mnie jest Wojtek w szkole. Może mój tata zniósłby jakoś fakt że spotykam się z moim trenerem, natomiast mama... No cóż... Powiedzmy sobie szczerze, nie byłaby zachwycona. Po za tym ostatnio nawet konflikty z nią nie miały dla mnie znaczenia, a ku mojemu zdziwieniu odkąd dowiedziała się że mam chłopaka, konfliktów było znacznie mniej. Zaczęłam zauważać jej sympatię do Wojtka, co z resztą okazywała za każdym razem gdy przychodził. Zawsze pytała go o samopoczucie, oferowała herbatę i wpadała do mojego pokoju ucinać sobie z nim pogawędki. Z jednej strony mogłoby się to wydawać denerwujące, ale dla mnie był to milowy krok w naszych relacjach.
Również próby do pokazu semestralnego szły świetnie. Choreografia była dopracowana do perfekcji a nasze treningi polegały na dopracowaniu synchronizacji. Chłopaki byli wtajemniczeni w mój związek z Wojtkiem gdyż podczas pamiętnej sceny zazdrości na Starówce, rozpoznali słynnego bboy'a i chcieli go poznać. Więc gdy pewnego dnia Wiktor nie mógł przyjść, zaprosiłam Wojtka na naszą próbę i zapoznałam ich ze sobą. Jednocześnie uprzedziłam chłopaków że Wiktor nie może się o niczym dowiedzieć i od tamtej pory zawsze mogłam liczyć na ich potwierdzenie mojego alibi kiedy chciałam wyjść gdzieś tylko z Wojtkiem.
Po za tym wielkimi krokami zbliżał się termin występu i choć byłam pewna, że wszystko jest świetnie dopracowane to stresowałam się tym bardziej im zbliżał się styczeń.

          Podniosłam się i podeszłam do garderoby. Lekcje zaczynały się dopiero o 9 więc nie musiałam się spieszyć. Założyłam czarne rajstopy, granatową sukienkę i czarną marynarkę. Weszłam do łazienki i spięłam włosy w kok. Stanowczo należało je obciąć. Kręcące się końcówki sięgały już do talii i wymagały zdecydowanie zbyt dużo czasu który mogłabym poświęcić mojemu facetowi... Wychodząc zabrałam czarną torbę z fotela, założyłam czarne motocyklowe botki, czarny płaszczyk i bordowy komin. Z kuchni zabrałam swoje drugie śniadanie i kubek termiczny z kawą który codziennie szykowała mi mama, a ponieważ nikogo nie było już w domu, włączyłam alarm i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Czułam się szczęśliwa i spełniona, bo kto nie cieszyłby się na spotkanie z ukochanym facetem? Nawet w szkole, gdy oboje musieliśmy się ukrywać, jego obecność dodawała mi sił do życia. Niemal każdego ranka cieszyłam się na nasze spotkanie, zaraz po tym jak niewyspanie przyprawiało mnie o ból głowy. Wsiadłam do windy i  włączyłam playlistę z moim ukochanym The Kooks na mp3. W rytm "Naive" wyszłam z klatki i pobiegłam na przystanek, gdzie wsiadłam do właśnie podjeżdżającego tramwaju i zajęłam wolne miejsce z przodu wagonu. Zamyślona nie usłyszałam dźwięku telefonu i dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się że mam nieodebrane połączenie. Mój uśmiech zniknął gdy zauważyłam na wyświetlaczu numer Wiktora. Oddzwoniłam więc choć w duchu liczyłam, że nie odbierze.
-Cześć piękna! Dzwoniłem. - usłyszałam w słuchawce podekscytowany głos mojego przyjaciela.
-Hej, jestem właśnie w tramwaju i nie słyszałam telefonu...
-Wiem, widzę Cię.
Znacie to uczucie gdy zatrzymuję się Wam serce? Właśnie to wtedy poczułam, gdy odwróciłam głowę a w tyle wagonu stał oparty o barierkę Wiktor z rozbrajającym uśmiechem. Wyglądał jak z okładki modowego pisma dla mężczyzn. W czarnej kurtce i miodowych Timberlandach, ze swoimi gęstymi, ułożonymi w nieład ciemnymi włosami przyprawiał o szybsze bicie serca.
Podeszłam do Niego i jak zwykle przywitałam się buziakiem w policzek. Wiktor przytulił mnie jednak i pocałował w czubek głowy.
-A co to miało być? I co robisz w moim tramwaju? - zapytałam z podejrzliwym uśmiechem.
-Stęskniłem się, ot co. A tramwajem jadę bo pomyślałem że wpadnę po Ciebie wcześniej, ale jak widziałem że wbiegasz do tramwaju to nie wysiadałem.
-Stęskniłeś? Przecież widzieliśmy się wczoraj w szkole?
-No wiem, ale Twojej obecności zawsze mi brakuje.
-Wiktor, opanuj się. - zdenerwowałam się i odwróciłam się w stronę szyby, udając że oglądam mijające przez tramwaj budynki.
-Kornelia, po prostu mówię Ci to co czuję. Po za tym chciałem Cię zaprosić na imprezę...
-Mnie? Dlaczego mnie? - zainteresowałam się i odwróciłam w stronę przyjaciela.
-Bo jesteś moją przyjaciółką i po za tym jesteś śliczna i każdy mi będzie zazdrościć.
-Wiktor! - uderzyłam go w bok.
-No taka prawda. To co, pójdziesz ze mną? - uśmiechnął się szeroko.
-Nadal nie powiedziałeś mi co to za zabawa no i kiedy się odbywa...
-Mój kumpel organizuje swoją osiemnastkę w swoim domu, jakieś 15 km od Warszawy. Nic oficjalnego, zwykła domówka.
-Ok, ale kiedy?
-No więc problem jest w tym, że jutro...
-Jutro?! -
-No wiem, przepraszam że wcześniej Ci nie powiedziałem. Chciałem. Ale bałem się, że się nie zgodzisz i wczoraj wieczorem chciałem już do Ciebie przyjechać i zapytać ale stchórzyłem...
-Zdajesz sobie sprawę, że mogłam mieć już plany? - zapytałam  i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Wiem Kornelia i zrozumiem jak powiesz, że nie. Bo ja jestem głupi i...
-Pójdę z Tobą.
-... Zawsze muszę mieć milion powodów... Czekaj, CO?
-No pójdę z Tobą na tą imprezę... Czego nie robi się dla przyjaciół.
-O rany! Kornelia! JESTEŚ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ POD SŁOŃCEM! - uściskał mnie i podniósł w górę, tak że moje stopy zwisały kilkanaście centymetrów nad ziemią.
-Wiktor! Puść mnie! Musimy już wysiadać!- wydusiłam, bo jego uścisk ograniczał mi dostęp tlenu. Wyniósł mnie z tramwaju, przerzuconą przez ramię i śmiejącą się jak wariatka. Dopiero gdy przechodząc przez pasy z przystanku, znaleźliśmy się pod szkołą, opuścił mnie na ziemię i poprawił mi włosy które opadały na moje oczy. Widziałam jak wszyscy nas mijający uśmiechają się i z zainteresowaniem spoglądają w naszym kierunku. Zgodnie z moim planem faktem dla społeczności naszego liceum stało się, że jestem z Wiktorem. Wszelkie podejrzenia o moim związku z Wojtkiem, zostały zażegnane. Nawet Plastikowa Daria nie zorientowała się że trener Szafrański to chłopak z którym spotkała mnie w Łazienkach w wakacje. Cieszyło mnie to ogromnie, choć Wojtek miał z tym niemały problem. No i nadal dawałam nadzieję Wiktorowi i z tym mimo wszystko czułam się najgorzej.
Gdy weszliśmy do szkoły, Wiktor poszedł do swojej szafki a ja do swojej. Otworzyłam ją i przejrzałam się w lusterku, zamontowanym na wewnętrznej stronie drzwi. Zmieniłam się. I nie chodzi o mój czerwony nos, który zawsze tak wyglądał gdy na dworze panowały ujemne temperatury. Od czasu ustabilizowania się mojego życia, zaczynałam zauważać pozytywne zmiany w swoim zachowaniu no i wyglądzie. Wyglądałam na dojrzalszą i tak tez się czułam. Przestałam płakać z byle powodu i zaczęłam częściej się uśmiechać, czego dowodem były minimalne zmarszczki wokół oczu. Nawet bardziej atrakcyjna się czułam, choć przy ciągłym powtarzaniu tego przez Wojtka mogło to mieć podłoże czysto psychologiczne. Uśmiechnęłam się na tą myśl i pokiwałam głową.
-Panno Bujnowska, widzę że humor dopisuje. - usłyszałam za plecami i nim zdążyłam się odwrócić dostałam buziaka w policzek. A za mną stał nie kto inny jak moi bracia Szafrańscy.
-Witam profesorze! - Roześmiałam się szeroko i odwzajemniłam buziaka Maxowi. - Hej Maksiu, co słychać?
-Leci póki co po staremu, byle już ten dzień się skończył. Wybieramy się z Tosią nad Zalew Zegrzyński do jej cioci. I w ogóle nie będzie jej dziś w szkole bo ma wizytę u lekarza ale Ty już pewnie to wiesz. Lecę miśki bo mam fizykę. - roześmiał się i odchodząc pomachał nam na pożegnanie.
-Tak, tak. Mówiła mi wczoraj przez telefon. Miłej lekcji!- odmachałam Maxowi i odwróciłam się do Wojtka. - A co u Pana profesorze? - uśmiechnęłam się z przekąsem.
-Pracowity wieczór, jak zwykle. Miałem korepetycje z kursantką. - stał oparty o sąsiednią szafkę i Bóg mi świadkiem, miałam ochotę zacałować go tam na śmierć.
-Z kursantką... Hmmm, może ją znam? Z której jest klasy? - przygryzając wargę zaczęłam powoli zsuwać z ramion płaszczyk, nie szczędząc przy tym seksownych ruchów.
-Och, nie zna jej Pani na pewno. Panna Bujnowska mieszka w Środmieściu. I proszę mi uwierzyć, że zaciągnę ją zaraz do łazienki jeśli się nie uspokoi... - wyszeptał a w jego oczach zabłysły iskierki.
Roześmiałam się, pokazałam mu język i zatrzasnęłam szafkę.
-Profesorze! Powinniśmy już iść na lekcję, bo się Pana uczniowie zniecierpliwią... - Wojtek roześmiał się odchylając głowę do tyłu i zaraz potem oboje poszliśmy w kierunku sali treningowej. Ja poszłam do sali sekcji jazzowej, a Wojtek do hip-hop'u. Rozstając się w korytarzu, pocałował mnie w czoło i wyszeptał, że mnie kocha. A ja? Ja byłam znowu w swoim prywatnym raju.


Tuż po 4 lekcji siedziałam na stołówce czytając Sparksa i chrupiąc marchewkę z drugiego śniadania. Ponieważ nie było Tosi, która ani na chwilę podczas długiej przerwy nie przestaje mówić, mogłam skupić się na lekturze książki którą dawno temu pożyczyłam od Klary. Odkąd każdy wieczór spędzałam z Wojtkiem, nie miałam czasu na czytanie ani oglądanie filmów, tylko w szkole mogłam podczas przerw pobyć sama ze sobą. Nie żeby mi to szczególnie przeszkadzało, bo czas spędzony z Wojtkiem był dla mnie najlepszą lokatą.
-Mogę?
Podniosłam wzrok znad książki i zobaczyłam moje ukochane oczy.
-Pewnie, profesorze. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Dostaniesz klapsa za mówienie tak do mnie. Przez Ciebie wszyscy do mnie tak mówią... - zrobił smutną minkę i postawił przed sobą pudełko ze śniadaniem i dwie kawy.- Jedna dla Ciebie, kochanie. Taką jak lubisz.
-Panie profesorze! Proszę tak do mnie nie mówić bo to okropnie podniecające... - mruknęłam jak kotka i znów przygryzłam wargę. I wiedziałam w jego oczach i uśmiechu że moja prowokacja działa. - A za kawę bardzo dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko i zamknęłam książkę, bo doskonale wiedziałam że nic bym już z niej nie zrozumiała.
-Gdzie dziś idziemy skarbie? - zapytał i wyjął z pudełka kanapkę.
-Dziś jestem do Pana dyspozycji, gdyż nie mamy treningu ze względu na mecz Legii. Nie mogłam odebrać chłopakom przyjemności pójścia na Żyletę.
-No tak, cała Kornelia. Wszystkich uszczęśliwia. - pokręcił głową wciąż się uśmiechając i zajadał się kanapką.
-To tylko dlatego, że Pan uszczęśliwia mnie. - pochyliłam się i wyszeptałam nad stołem, by nikt siedzący przy stoliku obok mnie nie usłyszał.
-JEZU... Czy ty musisz być taka cholernie seksowna? - pochylił się również i widziałam podniecenie w jego oczach.
Mimo tak długiego czasu spędzonego razem, Wojtek nie chciał się spieszyć z pierwszym razem. Moim pierwszym razem. On miał już to za sobą i teraz za wszelką cenę starał się powstrzymywać przy mnie aby nie zrobić nic wbrew sobie. Jakkolwiek głupio to brzmi, mój chłopak postanowił stać na straży mojego dziewictwa. Uważał, że powinnam być w 100% pewna i choć już dawno byłam, zawsze mówił nie. Pogodziłam się z tym, że to bardziej jego decyzja niż moja i postawiłam sobie za punkt honoru uwodzenie go i seksowne zachowanie, stąd też moje przygryzanie wargi gdy pewnego razu powiedział że niesamowicie go to kręci.
Roześmiałam się, oparłam o oparcie krzesła i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Panie Profesorze, to niezależne ode mnie. Musi Pan powiedzieć mojemu chłopakowi o moim skandalicznym zachowaniu, to może coś na to zaradzi...
Wojtek pokiwał tylko głową z szerokim uśmiechem na twarzy i unikał wpatrywania się w moje oczy.
-Cześć miśki, mogę się dosiąść? Nie ma Tosiaczka i mi się okropnie samotnie dziś żyję... -zapytał Max i nie czekając na odpowiedź zajął miejsce koło brata. - Co tu taka dziwna atmosfera? Przerwałem wam w czymś? - zagadnął do mnie.
-Nie, skąd. Twój brat niesamowicie dba o to, żeby w NICZYM Nam nie przerwano. - powiedziałam wciąż opierając się o oparcie i wpatrując w blond czuprynę Wojtka, który unikał mojego spojrzenia.
-Przyjaciółka Twojej dziewczyny, braciszku to okropna kusicielka. Wszyscy diabli mogliby się schować. -  uśmiechnął się szeroko Wojtek i klepnął brata w plecy. - Idę bo się źle to dla mnie skończy. Panno Bujnowska? Mamy zajęcia za 10 minut. Proszę się nie spóźnić. - spojrzał w moim kierunku wciąż unikając mojego spojrzenia i wstał zmierzając w kierunku sali treningowej.
-Oczywiście profesorze. Będę punktualnie. - odkrzyknęłam w kierunku jego pleców, wciąż udając powagę.
-Kornelia? O co tu chodziło, bo się gubię...- zaczął Max.
-Och, o nic. Trochę prowokuje Twojego brata swoim zachowaniem ale to tylko żarty. - machnęłam ręką, dopijając kawę.
-Prowokujesz Wojtka? Po co?
-Bo Twój brat wybrał stanie na straży czystości, drogi Maksiu.
-Hahahaha, no coś Ty? Niewiarygodne... - Max nie mógł pohamować wybuchu śmiechu ale i ja otarłam łzy wywołane przez atak głupawki. - Rób to częściej, Nela. Muszę go zobaczyć w takim stanie co najmniej raz!
-Masz załatwione!
-Ale serio! Zrób coś dziś na tym naszym treningu, błagam! Możemy się nawet założyć o coś.
-Założyć, mówisz? - podchwyciłam pomysł i serio chciałam zrobić coś głupiego.
-O cokolwiek, tylko zrób to.
-Dobra. Chcę Wojtka granatową bluzę Adidasa, którą nosisz i plakat waszej grupy.
-Niech będzie! Deal?
-Deal! - zbiliśmy piątki i właśnie zadzwonił dzwonek. - Idę wygrać swój zakład.