poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 2 cz. 1


- Tosia widziałaś tego chłopaka który potrącił mnie tam w tłumie?-spytałam przyjaciółki, jednocześnie wchodząc na ruchome schody.
-Nie, a co fajna dupa?- spytała zaciekawiona Tosia i wybuchnęła śmiechem na widok moich rumieńców. –Dobra nie musisz odpowiadać, już widzę, że fajna. Hahaha!
-Ale jesteś wredna, dzięki…-odparłam zażenowana faktem w jaki sposób moja przyjaciółka potrafi mnie przejrzeć. – Okej, fajna. Nawet bardzo fajna.-odparłam z tajemniczym uśmiechem i obie z Tośkiem zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki.
-Kolnelia, patrz ciocia Klara! –Zawołał ucieszony Filip ciągnąc mnie za rękaw- Cześć ciociu!!- krzyknął i wbiegł po schodach goniąc ukochaną ciocię.
            Klara, była siostrą naszego taty i miała tylko 24 lata. Była dla mnie niczym starsza siostra i przyjaciółka od spraw rodzinnych w jednym. Przez ponad rok zajmowała się mną i Filipem gdy rodzice musieli pracować. Od tamtego czasu zżyłyśmy się ze sobą i rozmawiałyśmy niemal codziennie przez telefon. Teraz jednak tata załatwił Klarze pracę stewardessy w jednej z zaprzyjaźnionych linii lotniczych w których tata pracował jeszcze jako drugi pilot. Po awansie na kapitana zmienił linię i teraz niemal zawsze ma trasy międzynarodowe przez co częściej nie ma go w domu niż jest. Tak samo wyszło z Klarą, odkąd zaczęła pracować i nie mogła dzwonić rozmawiałyśmy od czasu do czasu na Skype lub po jej przylotach do Warszawy gdy wpadła do nas wracając do domu.
-O, kogo ja widzę! Hej Duży Filipie! Co tam słychać?- ucieszyła się i uściskała mojego braciszka.
–Kornelia, kochanie cześć! – uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie mocno, gdy tylko stanęłam na piętrze. –Hej Tosiaczku! Buziaczek!- po czym ucałowała nas serdecznie.
-Karcia widzę, że dopiero z pracy.- uśmiechnęłam się serdecznie i spojrzałam na piękny granatowy uniform cioci. Lśniące, długie czarne włosy, Klara miała spięte w luźny kok, a czapeczka stewardess była przełożona przez pagony na pięknie dopasowanej granatowej marynarce z naszytym emblematem linii lotniczych. Pod marynarką miała śliczną białą, jedwabną koszulę z fioletową apaszką przewiązaną pod szyją. Długie nogi Klary podkreślała, krótka, obcisła spódniczka z tego samego materiału co marynarka. Na stopach miała śliczne czarne platformy z fioletową podeszwą, co sprawiało wrażenie, że wyglądem przypomina raczej modelkę z okładki jakiegoś magazynu. W ręku trzymała czarną torbę z takim samym emblematem co na marynarce I kilka papierowych toreb ze znaczkami popularnych sieciówek.
-A no. Hahaha! Dziewczyny normalnie padam z nóg, ale musiałam jeszcze kupić sobie coś na następny lot, bo będę tydzień w Hiszpanii i potem dopiero wracam do Warszawy.
-Takiej to dobrze.- roześmiała się Tosia.
-A skąd wracasz dziś?- spytałam.
-Z Rzymu. Dziewczyny mówię Wam, świetnie tam jest. Miałam okazję troszkę pozwiedzać włoską stolicę, wiecie Koloseum, potem zakupy i te pe. Hahaha!
-O niee. To nie fair. Hahaha! Następnym razem zabierasz mnie ze sobą.- roześmiałam się i delikatnie klepnęłam ciocię w ramię.
-Dziewczynki, a wy tak z Filipem na zakupy?
-No niestety. Mama poprosiła mnie, żebym kupiła mu kilka rzeczy do szkoły.
-To ja w takim razie zabieram od was Filipa. Ja już kupiłam wszystko co potrzebowałam więc biorę go na zakupy do Smyka, a potem i tak miałam wpaść do Was, także bezpiecznie odtransportuje go do domu. Co Ty na to, maluchu?
-Jasne! Kolnel ja idę z Klalą! Papa!
-No dobra. Chyba nie mam innego wyjścia. Czyli widzimy się w domu?- spytałam, żegnając się z Klarą i Filipem.
-No jeśli nie spędzicie na wydawaniu kasy całego popołudnia, to pewnie tak.- Uśmiechnęła się Klara odchodząc za rękę z moim braciszkiem- Miłej zabawy. Papa.
-Pa!- odpowiedziałyśmy jednocześnie z Tosią.
-Wiesz, że kocham Filipa jak własnego brata ale w sumie dobrze, że Klara go wzięła.- uśmiechnęła się szeroko Tosia obejmując mnie jednocześnie idąc.
-Hahaha! Kamień z serca, co? Ja też się cieszę, że mamy czas tylko dla siebie. Wchodzimy do H&M prawda?
-Jasne!

            Przeglądając wieszaki i wybierając co ładniejsze ubrania, wciąż przypominały mi się te piękne niebieskie oczy. W sumie sama nie dowierzałam, że tak szybko ktoś wpadł mi w oko. Przecież w szkole flirtowałam z nie jednym chłopakiem i nie poczułam nigdy tego co dziś. Nigdy nie przypominała mi się bez kontroli czyjaś twarz lub głos. Czułam, że skądś znam uroczego bruneta, który potrącił mnie przepychając się przez tłum. Moje rozmyślania przerwała Tosia, która zaciągnęła mnie do przymierzalni i zasypała górą ubrań. Po około pół godziny wychodziłyśmy z H&M obładowane torbami. Następnie poszłyśmy do empiku bo rzeczy do szkoły. Wyczaiłam piękną granatową torbę z napisem „PILOT” i kupiłam ją zamiast plecaka. Uśmiechnęłam się do siebie gdy w myślach pokazywałam torbę tacie. Potem dokupiłam jeszcze kilka ciuszków w “Tally Weijl” i “Bershce”, po czym padnięta wymusiłam na Tośku odpoczynku w Coffee’s Heaven.
            Gdy usiadłam wygodnie w kawiarni a Tosia czekała na odbiór zamówionej przez nas kawy, przeglądałam “Fly Magazine” który kupiłam w Empiku z myślą o tacie. Naszą już rodzinną tradycją z tatą były rozmowy o lotnictwie wieczorami kiedy był w domu. Oboje uwielbialiśmy godzinami rozmawiać na ten temat. Z resztą gdy tata dowiedział się, że chcę tańczyć był rozczarowany, że nie poszłam w jego ślady, ale lotnictwo dla mnie zawsze było na drugim miejscu.

Chwilę później pojawiła się Tosia która trzymając w dłoniach kubki z kawą i przytrzymując telefon ramieniem rozmawiała z kimś wyraźnie podniesionym głosem. Odebrałam od niej napoje I wróciłam do magazynu, czekając aż przyjaciółka skończy rozmowę. Popijałam karmelową macchiato przewracając kolejne kartki, nie zwracając uwagi na żywo gestykulującą Tosię, która musiała zdecydowanie mieć jakiś problem. Nie chciałam jej przerywać, więc wskazałam głową w stronę łazienki I biorąc torbę ze sobą udałam się do damskiej toalety. Położyłam torbę na kamiennej umywalce I wyszperałam z niej kosmetyczkę. Starte przez upadek kolano zaczęło piec, więc wolałam nie ryzykować zakażeniem. Przemyłam ranę chłodną wodą, otarłam do sucha I już chciałam nakleić plater Sponge Bob’ a (jedyne plastry w domu w domu należały do Filipa, więc zabrałam kilka pakując kosmetyczkę I cały czas nosiłam je teraz ze sobą) gdy nagle ktoś popchnął drzwi, przed którymi w ostatniej chwili odskoczyłam. Usłyszałam męski śmiech I w drzwiach stał nie kto inny a uroczy brunet, o którym ciągle rozmyślałam. Wyglądał identycznie gdy pomagał mi wstać kilka godzin temu, tylko teraz nie miał czapki I jego grzywka swobodnie opadała na czoło a w uszach widać było maleńkie, czarne tunele. Przyjrzał mi się badawczo I po sekundzie uśmiechnął się szeroko I zaśmiał.
-Znów się spotykamy! Jakieś przeznaczenie. Hahaha!
-Ta, ale z tego co mi się wydaję to damska toaleta.-odparłam dość szorstko by ukryć objawy radości spowodowanej jego obecnością I wróciłam do swojego kolana.
-Serio? Jejku mocno jestem dziś jednak rozkojarzony.-odpowiedział I znów się uśmiechnął. Matko moja mogę przyrzeknąć, że w życiu nie widziałam chłopaka o tak ślicznym uśmiechu. -To przeze mnie to kolano? - spytał widocznie zmartwiony.
-Bywało gorzej, ale nie ma tu co zmyślać. Nie wywalam się raczej na każdym kroku -dodałam ironicznie, starając się uwikłać z papierkami od plastra.
-Przynajmniej jesteś szczera. Daj pomogę Ci. - po czym podszedł I wyjął mi z dłoni plaster. - Proszę, proszę... Fanka Sponge Bob' a – uśmiechnął się do siebie I przyklęknął przy moim kolanie.
-Nie musisz na prawdę. Sama sobie świetnie dam radę! - podniosłam głos I odsunęłam się od klęczącego chłopaka zakładając skrzyżowane ręce przed piersi.
-Nie każ mi czuć się winny wobec Twojego kolana. Zaufaj mi I daj się opatrzeć...- po czym znów spojrzał na mnie I szeroko uśmiechnął. Przewróciłam oczami ale dałam mu opatrzeć moje kolano. Szybko jednak chciałam sprostować tą kretyńską aplikację na plastrze.
-Tak prawdę mówiąc to plastry mojego brata, nie moje... więc nie. Nie jestem fanką tej bajki.
-Hahaha! Szkoda, bardzo fajna kreskówka. Gotowe!- wstał, wyrzucił papierek od plastra do kosza I oparł się o blat umywalki I założył ręce w identyczny sposób co ja. -Więc jesteś moją dzisiejszą ofiarą a nawet nie znam Twojego imienia.
-A to ma znaczenie? Czasem lepiej być anonimowym.- dodałam ewidentnie na złość chłopakowi I uśmiechnęłam się ironicznie.
-No w sumie tak, ale wiesz.. gdybyś miała powikłania tej śmiertelnej rany to wolałbym wiedzieć..
-Jeśli jest śmiertelna, to racja. Choć w sumie w wiadomościach usłyszysz o ofierze rany kolana, zaklejonej plastrem z durnej kreskówki.- Odpowiedziałam wciąż ironizując, jednocześnie obserwując plaster na nodze. Zauważyłam, że ukrył twarz w dłoniach I ewidentnie śmiał się z tego co powiedziałam. Uśmiechnęłam się, marszcząc przy tym nos I przygryzłam dolną wargę.
-Jesteś niesamowita ze swoją ironią. Hahaha! - zaśmiał się, przyglądając mi się badawczo.
-Jeśli to był komplement to dzięki.- odwzajemniłam uśmiech I wpatrywaliśmy się tak przez chwilę w siebie, gdy nagle otworzyły się drzwi I znów musiałam odskoczyć by uniknąć guza na czole.
-NO TU JESTEŚ! ILE MOŻNA W ŁAZIENCE SIEDZIEĆ! - usłyszałam wyrzuty przyjaciółki, która dopiero po chwili zorientowała się, że nie jestem sama I bezczelnie gapiła się na chłopaka:
- No dobra. Można siedzieć choćby dłużej. Skończyłam gadać dobre 5 minut temu a Ty nie wracasz... To zaczęłam się martwić ale widzę, że chyba nie miałam o co...- zniżyła ton I spojrzała ciekawsko na mnie I z powrotem na chłopaka, uśmiechając się do niego zalotnie. Podeszłam do niej, chwyciłam za ramiona I szybko sprostowałam sytuację:
-Już idziemy. Kolega pomylił łazienki I się zagadaliśmy, a teraz chodźmy bo pewnie zostawiłaś rzeczy bez opieki. - po czym zwróciłam się do chłopaka: - Dzięki za opatrunek.
-Nie ma za co, mam nadzieję, że może się jeszcze spotkamy...
-Może... Pa.- odpowiedziałam z uśmiechem I zamknęłam za sobą drzwi.

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 1 cz. 3


Kiedy dojechałyśmy do Centrum, i przeszłyśmy przez podziemia, trafiliśmy na zbiorowisko ludzi przed wejściem do Złotych tarasów. Przepchnęłyśmy się, żeby cokolwiek widzieć a naszym oczom ukazała się grupka chłopaków mniej więcej w wieku 18-21 lat, która tańczyła break-dance w rytm znanego z lat 80 MC Hammera. Tośka, Filip i Ja patrzyliśmy na ich wyczyny z niemal otwartymi buziami. Nie raz widziałam na konkursach czy w Internecie filmiki gdzie grupy młodych tancerzy tańczyły w podobny sposób, jednak to co pokazywali Ci chłopcy graniczyło z magią. Obroty na jednej ręce, do góry nogami i na głowie przy wtórowaniu ich śmiechów i okrzyków były niczym jakieś cyrkowe show. Zapatrzona przeszłam nieco do przodu zostawiając za sobą Tosię I Filipa, by lepiej przyjrzeć się chłopakom i nie licząc kompletnie czasu, czekałam na nowe rewolucje jak zaczarowana. Gdy zmieniła się piosenka, poczułam jak ktoś popchnął mnie rozpychając się by zrobić sobie miejsce do przejścia tym samym przewracając mnie tym samym pod nogi kołyszącego się tłumu.
-Co za kretyn!- krzyknęłam w kierunku chłopaka który nawet nie raczył się odwrócić. Otrzepując ręce I kolana wstałam I pod nosem wymyślałam milion wyzwisk na nieuważnych przechodniów. Gdy podniosłam głowę niemal oniemiałam. Wpatrywała się we mnie para najpiękniejszych oczu na świecie. Śliczne błękitne tęczówki, wpatrywały się w moje bez żadnych skrupułów. Dopiero po chwili przyjrzałam się właścicielowi oczu. Wyglądał jak jakiś aktor z tych filmów dla nastolatek co lecą teraz na Disney Channel. Miał ciemne, gęste loki które wystawały spod luźnej, zimowej, niebieskiej czapki dobranej pod kolor wiosennej kurtki. Wtedy nawet nie zwróciłam uwagi jaki idiota zakłada kurtkę i zimową czapkę przy blisko 30 stopniowym upale, w sierpniu. Jego wystające kości policzkowe i wąskie usta wyglądały niczym namalowane. Miał około 1,80 wzrostu i musiałam podnieść wzrok by znów spotkać się z jego oczami. Przez rozpiętą kurtkę i biały T-shirt pod nią, widać było muskulaturę. Zdążyłam jeszcze spojrzeć na jego czarne spodnie i granatowo-czarne Nike. Przez głowę przeszła mi tylko myśl, że tego chłopaka to ubiera jakiś dobry projektant, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że owy chłopak do mnie mówi I w moich bębenkach rozległ się głęboki tembr jego głosu.
-Przepraszam najmocniej. Na prawdę nie chciałem. Wszystko okej? - I nie czekając na odpowiedź podniósł moją torbę z ziemi, chwycił mnie za dłonie I wytarł kurz o swoją kurtkę. -Już okej? Nie zrobiłem Ci krzywdy? Jeszcze raz przepraszam za to potrącenie.- po czym delikatnie dotknął mojego ramienia i odszedł tyłem wciąż patrząc na mnie, w końcu się odwracając plecami. Zostawił mnie tak wpatrującą się w jego plecy, z mrówkami pałętającymi się po moim ramieniu od delikatnego dotyku I miną jak u ryby.
-No świetnie, Kornel. Nawet nie wiesz jak ma na imię…- powiedziałam do siebie na głos, ganiąc się w duchu za kretyńskie zachowanie.
-Kornelia! Tu jesteś! Szukaliśmy Cię. Znów paplesz do siebie? Stało się coś? Wyglądasz na przerażoną. Chodźmy wreszcie na te zakupy bo w końcu pozamykają nam wszystkie sklepy.- postanowiła Tosia i pociągnęła mnie i Filipa w stronę wejścia do Centrum Handlowego. Ucieszyłam się, że przyjaciółka nie widziała całej tej sytuacji. Zanim jednak odeszłam, usłyszałam jeszcze pisk nastolatek a w oczach mignęła mi znajoma niebieska kurtka…

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 1 cz. 2


Po wysuszeniu włosów i jako takim ich ogarnięciu, uczesałam się w warkocz który przerzuciłam przez prawe ramię, wmasowałam w ciało balsam i ubrałam się wciąż podśpiewując piosenki lecące w radio. Założyłam dżinsowe szorty, luźną białą koszulkę opadającą na jedno ramię i założyłam wisiorek z sową od taty. Po wyjściu z łazienki przepakowałam torebkę, wzięłam z wieszaka bejsbolowkę i założyłam na głowę Ray bany . Zakładając fioletowe conversy, zawołałam Filipa i przerzuciłam torbę przez ramię.
- Przelałam Ci pieniądze na kartę przed chwilą, także powinno Wam wystarczyć.- rzekła mama stając w holu z założonymi rękoma.- Uważajcie na siebie- rzekła opierając się o ścianę.
- Zawsze na siebie uważamy, mamo. Po za tym nie mam już 10 lat. – Odpowiedziałam i podałam Filipowi rękę. – Gotowy na zakupy? – Spytałam i roześmiałam się głośno widząc iskierki w oczach brata i jego uśmiech. – Czyli ruszamy. Pa mamo.
Nie czekając na odpowiedź wyszłam z Filipem i wcisnęłam guzik od windy. W tym samym czasie wyciągnęłam telefon z torebki i zobaczyłam na ekranie informację o 15 nieodebranych połączeniach i 6 wiadomościach sms.
- Coś czuję Filip, że Tosia nas dziś zabije.
- No coś Ty. Tosiek za baldzo Cię kocha, żeby Cię zabić.- odrzekł śmiało. Roześmiałam się z sugestii brata i przyznałam mu rację. Czekając aż Tosia odbierze telefon zastanawiałam się co się mogło stać, że Tosia tak pilnie próbowała się ze mną skontaktować.
-No nareszcie! Ile można do Ciebie dzwonić?! – usłyszałam podniesiony głos Tosi w słuchawce.
-Przepraszam Cię najmocniej ale miałam malutki problem w domu, a potem poszłam się wykąpać i nie słyszałam telefonu.
-No dobra. Jakoś to przeżyje. A gdzie Ty teraz jesteś?
-A jak myślisz?- uśmiechnęłam się i pogłaskałam po ciemnych lokach Filipa, który był zajęty PSP.
-Pewnie śpisz lub czytasz te swoje romanse. Jak zwykle z resztą...- Odrzekła Tosia i prychnęła, zarzucając mi tym samym lenistwo.
-Hahaha! Pomyłka. Właśnie do Ciebie jedziemy kochanie.          
-O! Jaka niespodzianka panno Bujnowska. Hahaha!
- Tosieńko za chwilę u Ciebie będziemy z Filipem. I wyciągamy Cię dziś na zakupy. I nawet nie próbuj odmawiać.
-No dobra, nawet nie zamierzam. Sama miałam Ci zaproponować jakiś wypad do Centrum przed rozpoczęciem szkoły.
- To widzimy się za jakieś 15 minut, buziaki!- pożegnałam się z Tosią, i ściskając rękę Filipa poszliśmy na przystanek.
                                                 ________________________________

        Wchodząc na blokowisko na którym mieszkała Tosia, zawsze miałam wrażenie, że zza budynku wybiegnie ktoś z nożem lub kto wie z czym innym. Nie było to ciekawe miejsce, szczególnie, że widok patrolu prewencyjnego policji był tu niemal codziennością. Rodzice Tosi nie mieli pieniędzy, żeby sprzedać to mieszkanie i wyprowadzić się gdzie indziej, a i sama Tosia wyprowadzać się nie chciała.        
         Przechodząc obok grupki chłopaków ścisnęłam mocniej rękę Filipa, a drugą ręką sięgnęłam do kieszeni mojej bejsbolówki w której miałam komórkę. Banda dresów jak na zawołanie zwróciła się w moim kierunku i słyszałam tylko kawałki „Ej księżniczko, dołącz do nas.”, „Kochanie może posiedzisz sobie z nami?” i wiele innych. Może było po 14 ale takie docinki od podchmielonych facetów były na porządku dziennym o każdej porze.  Zacisnęłam zęby i szłam przed siebie nie zwracając uwagi na okrzyki bandy pijanych dresów. Gdy nagle pośród głośnych śmiechów usłyszałam znajomy głos.
-Kornelia! Kornelia, poczekaj!- odwróciłam się i zauważyłam biegnącego w moim kierunku Jurka.
         Jerzy był bratem Tosi. Miał 21 lat, i wciąż był na utrzymaniu rodziców. Choć pracował  to wciąż żył z ich pieniędzy, a zarobioną przez siebie kasę wydawał na swoje potrzeby i opłacał studia informatyczne. Jurek był naprawdę świetnym chłopakiem, ale niestety bardzo często ulegał grupie, przez co miał problemy z policją za rozboje i narkotyki. Biegnąc w moim kierunku zobaczyłam jego szeroki uśmiech. Pamiętam jak Tosia mówiła mi, że Jurek się we mnie zakochał i naśmiewała się z Niego przez dłuższy okres czasu. Strasznie mi go było szkoda kiedy za każdym razem gdy ich odwiedzałam widziałam iskierki w jego oczach. Wtedy jednak miałam niecałe 15 lat, on 19. Więc powiedziałam, że nie mogę z Nim być. Po za tym wciąż czułam, że moje serce należy do Wiktora mimo całego jego sytuacji z Panną Barbie i moim rozczarowaniu. Potem Jurka raczej nie widywałam. Starałam się go unikać bo serce mi pękało gdy widziałam żal w jego oczach, więc za każdym razem gdy wybierałam się do Tosi, najpierw pytałam czy jest w domu.
         Patrząc na niego zdawało się, że nie ma wcale 20 lat. Jego kręcone włosy i bystre zielone oczy sprawiały wrażenie, że Jurek jest prędzej bliźniakiem Tosi niż jej starszym bratem. Nawet odcień włosów wydawał się identyczny. Miał na sobie podarte ciemne jeansy i koszulkę ze znaczkiem Legii Warszawa.
-Kornelia, kopę lat! Pięknie wyglądasz, wydoroślałaś odkąd Cię ostatnio widziałem.- wołał radośnie Jurek obejmując mnie w talii i przyciskając do siebie.
-Ja też się cieszę, że Cię widzę. Świetnie wyglądasz. Wciąż jak nastolatek, a nie poważny student- roześmiałam się i wydostałam z jego uścisku – Ciągle się bujasz z Tymi dresami?
-Nie, coś Ty. - wyraźnie zmieszany, podrapał się z tyłu głowy I szybko przeszedł do powitania mojego brata.
-Hejo duży Filipie, co tam u Ciebie słychać kolego?- spytał Filipa i potargał mu włosy, wywołując u mojego brata atak śmiechu. Chwile potem spowrotem zwrócił się do mnie I przyciszonym głosem dodał.
-To tylko koledzy, w sumie to dawno ich nie widziałem i zaproponowali mi piwo. A Ty pewnie idziesz po Tośkę?
-No tak, umówiłam się, że pójdę z nią na zakupy. Po za tym muszę iść z Filipem do Smyka po jakąś nową grę na PSP.
- Hahaha! Takiemu to dobrze. A w ogóle dawno u nas nie byłaś. I na facebook’u nie odpisałaś mi ostatnio.
-Wiesz co ja kompletnie nie mam teraz czasu na wejście na fejsa. A u Tosi byłam w zeszłym tygodniu tylko Ciebie nie było.- uśmiechnęłam się I znów pojawiło się tak dobrze znane mi poczucie winy, a chwilę potem usłyszałam dochodzące zza  pleców Jurka okrzyki.
-Ej Dżery! Przyprowadź nam tu tę Kicie, też chcemy ją poprzytulać. Dawaj tu tę sztunię!
-Oblechy…- wyszeptałam z obrzydzeniem I pokiwałam głową zrezygnowana.
-Przepraszam Cię za nich. Nie powinni tak się do Ciebie zwracać- szepnął i posmutniał.
-Daj spokój. Nic mi się nie stanie jak sobie trochę pomarudzą. Ale Jurek to nie jest towarzystwo dla Ciebie, radzę Ci odpuść ich sobie.
-Mówisz jak Tośka. Ale co ja mam zrobić skoro na studiach nie mam kolegów, a tylko oni traktują mnie jak swojego. Teraz jeszcze jak zobaczyli, że znam tak ładną dziewczynę jak Ty, pewnie jeszcze bardziej zaczną mnie lubić.
-O czym ty bredzisz?! Możesz mieć mnóstwo lepszych kumpli od nich, po za tym masz Tośkę, masz mnie…
-Dzięki Kornelia. Naprawdę.
-Nie ma za co. Chodź tu Ty mój towarzyszu. – powiedziałam i przytuliłam go mocno, patrząc jednocześnie zalotnie na jego kolegów którym szczęki niemal dotknęły ziemi gdy moje palce dotknęły tylnych kieszeni spodni Jurka. – A teraz, pójdziesz i powiesz, że dziewczyna na Ciebie czeka i odprowadzisz mnie na spotkanie z Tosią. Tylko obiecaj mi, że odpuścisz sobie ich towarzystwo I poszukasz normalnego towarzystwa.
-Okej obiecuję. Poczekaj sekundkę.- uśmiechnął się, podbiegł do grupki chłopaków, przybił z kilkoma piątki, po czym wskazał brodą w moim kierunku i podbiegł do mnie obejmując mnie w talii. Miałam pewne wątpliwości czy dobrze robię okazując mu uczucia ale przecież musiał się domyślić, że zrobiłam to by tamci odwalili się od Niego. Gdy weszliśmy na klatkę do ich bloku, na schodach stała Tosia i rozmawiała ze starszą panią gestykulując jak wariatka. Znak rozpoznawczy mojej przyjaciółki to zdecydowanie nadmierna energia.
  Na nasz widok szybko pożegnała się z sąsiadką i uścisnęła mnie mocno upominając mnie o tak duże spóźnienie. Miała na sobie ciemne jeansy, balerinki I białą koszulę z orientalną kamizelką I żółtą torbę przewieszoną przez ramię. Szybko wyjaśniliśmy z Jurkiem nasze spóźnienie, po czym Tosia chwyciła mnie za rękę i we trójkę z Filipem poszliśmy na przystanek by dostać się do centrum. Miałam nadzieję, że moja kumpela nie zrobi mi wyrzutów za pomoc jej bratu. Gdy jej opowiedziałam po drodze całą sytuację, objęła mnie tylko I powiedziała, że bardzo dobrze zrobiłam bo Oni znów się przyczepili do Jurka. Nie miałam wątpliwości, że owymi “Oni” byli pijani dresi spod bloku. W końcu Tosia jednak zupełnie zmieniła tory naszej rozmowy i streściła mi swoją rozmowę z Matyldą – moim wrogiem numer jeden.
               Matylda Chojnowska była chyba najbardziej podłą, wredną, złośliwą i wszystko inne co najgorsze, osoba jaką zdarzyło mi się spotkać w swoim krótkim życiu. Na domiar złego, Matylda chodziła ze mną do jednej klasy. Wszystko co tylko zrobiłam było niemal zawsze chamsko komentowane przez nią na forum klasy. Nigdy nic jej złego nie zrobiłam, nie puszczałam na nią plotek, nie obgadywałam za plecami ani nie zrobiłam żadnego świństwa. Matylda po prostu była moim wrogiem naturalnym. Od początku gimnazjum nie przypadłyśmy sobie do gustu. W dodatku, no cóż.. niska, krępa i na domiar złego ruda Matylda nie budziła w chłopakach takiego zainteresowania jak ja. Zazdrość która ją przepełniała była widoczna na każdym kroku. Zawsze kopiowała mój styl ubierania, kupowała sobie podobne ciuchy i zaczęła zachowywać się w podobny sposób. W sumie na początku mi to nie przeszkadzało, bo co złego jest w znalezieniu sobie podobnego stylu, ale gdy pewnego razu Matylda skopiowała też moją pracę czyli ukradła mi z plecaka na wf zeszyt z polskiego i zerżnęła cały referat który był wtedy zadany, nie wytrzymałam i po prostu ją ośmieszyłam na oczach całej szkoły. Spytacie pewnie jak? Otóż gdy dokładnie tydzień później Matylda rozmawiała ze swoją szurniętą paczką na przerwie, podrzuciłam jej dyktafon do torebki, a potem na wf zabrałam go z całym nagranym materiałem. Szczęśliwym fartem następnego dnia podczas święta szkoły gdy moja ulubiona koleżanka występowała na uroczystym apelu, nagle z głośników wydobył się piskliwy głosik Matyldzi która obgadała niemal wszystkie dziewczyny w naszej szkole i połowę chłopaków, nazywając co niektórych “ciasteczkami”. Według planu razem z Tosią zagrałyśmy zdegustowane całą sytuacją, zabrałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy z Auli. Co w tym najśmieszniejsze zrobiła tak cała grupa osób obgadanych przez Matyldę. Jej mina wtedy była niezapomniana, nawet ktoś z samorządu zrobił jej wtedy zdjęcie i umieścił w dwutygodniku szkolnym. Do dziś z Tosią trzymamy wycinek z tej gazety w naszym wspólnym albumie. Wydarzenie na przedstawieniu mimo wszystko szybko zostało zapomniane. Może to przez naszego wychowawcę który po odwróceniu się od Matyldy większości klasy poprosił nas o zapomnienie całej sprawy i normalne zachowanie. I tak minęła nam klasa pierwsza, która no cóż… na pewno do najlepszego roku Matyldy nie należała, potem druga I trzecia.. Po za tym mimo wszystko ja i Tosia ciągle darłyśmy z nią koty.
- Ty wiesz, że ona stwierdziła, że skoro jesteśmy w jednej klasie i się nie odzywamy to najlepszym rozwiązaniem dla Nas będzie zmiana co najmniej klasy?! – zaczęła Tosia z nieukrywanym rozbawieniem w głosie.
-Hahaha! No to chyba Ona powinna się przepisać. To ja jestem przewodniczącą samorządu klasowego a ona jest w sumie nikim w tej klasie. Marną uczennicą która ledwo radzi sobie z ułamkami.
-Hahaha! Kornel, ja Ci mówię z nią trzeba coś zrobić bo ona zbytnio się panoszy. Zacznie się wrzesień to my jej pokażemy wyższą szkołę jazdy! Hahaha!
-Oczywko, że tak!- roześmiałam się i przybiłam z Tosią piątkę. – No to ciekawe o której teraz mamy tramwaj…
-Proszę Cię, tutaj tramwaje do Centrum jeżdżą co minutę. O patrz, właśnie jedzie 9. Chodź Filip niech Kornelowi odpocznie trochę ręka. – uśmiechnęła się Tosia, i odebrała ode mnie łapkę mojego braciszka który wciąż zajęty był swoją grą na konsolę.
Podróż do Centrum trwała nie więcej niż 10 minut. Przez całą drogę w tramwaju gadałyśmy głośno o planach na nowy rok szkolny i o nauczycielach za którymi tęsknimy.
      Zdecydowanie moim ulubionym nauczycielem był Pan Olaf, nauczyciel hip-hopu. Był super przystojny i miał 25 lat. Mogliśmy do niego mówić na Ty, i utrzymywać kontakty jak ze starszym kumplem. No i uczył mojego ulubionego stylu tańca jakim jest hip-hop. Bowiem oprócz normalnych lekcji jakie ma każdy uczeń w gimnazjum, nasza klasa miała jeszcze hip-hop, taniec nowoczesny i podstawy tańca towarzyskiego. Po dwie godziny tygodniowo z każdego tańca. Godziny na Sali tanecznej nazywaliśmy wf-em bo owej lekcji na naszym ukierunkowaniu nie było.
Nasza szkoła nie raz zdobywała pierwsze miejsca w konkursach tanecznych, na które wysyłane były najlepsze grupy wybierane na semestralnym balu absolwentów czyli uczniów trzeciej klasy gimnazjum. I to właśnie w tym roku czekało mnie przygotowanie choreografii która zostanie wystawiona na balu. Przydział do klas licealnych odbywał się po obliczeniu punktacji z choreografii egzaminacyjnej i średniej naszych ocen, a także ze względu na chęć nauki tańca czyli do wyboru były klasy o profilu tańca towarzyskiego, hip-hop’ u lub tańca nowoczesnego. Według tradycji szkoły, od września pierwsze klasy szły na profil ogólnokształcący a w grudniu, czyli na koniec pierwszego semestru musieliśmy na Balu zaprezentować swoją choreografii. Dopiero od drugiego semestru zaczynaliśmy lekcje w profilowanych klasach, jednak by zaliczyć choreografie trzeba było się nie źle postarać, ponieważ co rok w jury zasiadali wszyscy nasi nauczyciele tańca I mistrzowie tańca spoza szkoły. Jedynie zaliczenie choreografii skutkowało dalszą nauką w naszej szkole.