piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 1 cz. 2


Po wysuszeniu włosów i jako takim ich ogarnięciu, uczesałam się w warkocz który przerzuciłam przez prawe ramię, wmasowałam w ciało balsam i ubrałam się wciąż podśpiewując piosenki lecące w radio. Założyłam dżinsowe szorty, luźną białą koszulkę opadającą na jedno ramię i założyłam wisiorek z sową od taty. Po wyjściu z łazienki przepakowałam torebkę, wzięłam z wieszaka bejsbolowkę i założyłam na głowę Ray bany . Zakładając fioletowe conversy, zawołałam Filipa i przerzuciłam torbę przez ramię.
- Przelałam Ci pieniądze na kartę przed chwilą, także powinno Wam wystarczyć.- rzekła mama stając w holu z założonymi rękoma.- Uważajcie na siebie- rzekła opierając się o ścianę.
- Zawsze na siebie uważamy, mamo. Po za tym nie mam już 10 lat. – Odpowiedziałam i podałam Filipowi rękę. – Gotowy na zakupy? – Spytałam i roześmiałam się głośno widząc iskierki w oczach brata i jego uśmiech. – Czyli ruszamy. Pa mamo.
Nie czekając na odpowiedź wyszłam z Filipem i wcisnęłam guzik od windy. W tym samym czasie wyciągnęłam telefon z torebki i zobaczyłam na ekranie informację o 15 nieodebranych połączeniach i 6 wiadomościach sms.
- Coś czuję Filip, że Tosia nas dziś zabije.
- No coś Ty. Tosiek za baldzo Cię kocha, żeby Cię zabić.- odrzekł śmiało. Roześmiałam się z sugestii brata i przyznałam mu rację. Czekając aż Tosia odbierze telefon zastanawiałam się co się mogło stać, że Tosia tak pilnie próbowała się ze mną skontaktować.
-No nareszcie! Ile można do Ciebie dzwonić?! – usłyszałam podniesiony głos Tosi w słuchawce.
-Przepraszam Cię najmocniej ale miałam malutki problem w domu, a potem poszłam się wykąpać i nie słyszałam telefonu.
-No dobra. Jakoś to przeżyje. A gdzie Ty teraz jesteś?
-A jak myślisz?- uśmiechnęłam się i pogłaskałam po ciemnych lokach Filipa, który był zajęty PSP.
-Pewnie śpisz lub czytasz te swoje romanse. Jak zwykle z resztą...- Odrzekła Tosia i prychnęła, zarzucając mi tym samym lenistwo.
-Hahaha! Pomyłka. Właśnie do Ciebie jedziemy kochanie.          
-O! Jaka niespodzianka panno Bujnowska. Hahaha!
- Tosieńko za chwilę u Ciebie będziemy z Filipem. I wyciągamy Cię dziś na zakupy. I nawet nie próbuj odmawiać.
-No dobra, nawet nie zamierzam. Sama miałam Ci zaproponować jakiś wypad do Centrum przed rozpoczęciem szkoły.
- To widzimy się za jakieś 15 minut, buziaki!- pożegnałam się z Tosią, i ściskając rękę Filipa poszliśmy na przystanek.
                                                 ________________________________

        Wchodząc na blokowisko na którym mieszkała Tosia, zawsze miałam wrażenie, że zza budynku wybiegnie ktoś z nożem lub kto wie z czym innym. Nie było to ciekawe miejsce, szczególnie, że widok patrolu prewencyjnego policji był tu niemal codziennością. Rodzice Tosi nie mieli pieniędzy, żeby sprzedać to mieszkanie i wyprowadzić się gdzie indziej, a i sama Tosia wyprowadzać się nie chciała.        
         Przechodząc obok grupki chłopaków ścisnęłam mocniej rękę Filipa, a drugą ręką sięgnęłam do kieszeni mojej bejsbolówki w której miałam komórkę. Banda dresów jak na zawołanie zwróciła się w moim kierunku i słyszałam tylko kawałki „Ej księżniczko, dołącz do nas.”, „Kochanie może posiedzisz sobie z nami?” i wiele innych. Może było po 14 ale takie docinki od podchmielonych facetów były na porządku dziennym o każdej porze.  Zacisnęłam zęby i szłam przed siebie nie zwracając uwagi na okrzyki bandy pijanych dresów. Gdy nagle pośród głośnych śmiechów usłyszałam znajomy głos.
-Kornelia! Kornelia, poczekaj!- odwróciłam się i zauważyłam biegnącego w moim kierunku Jurka.
         Jerzy był bratem Tosi. Miał 21 lat, i wciąż był na utrzymaniu rodziców. Choć pracował  to wciąż żył z ich pieniędzy, a zarobioną przez siebie kasę wydawał na swoje potrzeby i opłacał studia informatyczne. Jurek był naprawdę świetnym chłopakiem, ale niestety bardzo często ulegał grupie, przez co miał problemy z policją za rozboje i narkotyki. Biegnąc w moim kierunku zobaczyłam jego szeroki uśmiech. Pamiętam jak Tosia mówiła mi, że Jurek się we mnie zakochał i naśmiewała się z Niego przez dłuższy okres czasu. Strasznie mi go było szkoda kiedy za każdym razem gdy ich odwiedzałam widziałam iskierki w jego oczach. Wtedy jednak miałam niecałe 15 lat, on 19. Więc powiedziałam, że nie mogę z Nim być. Po za tym wciąż czułam, że moje serce należy do Wiktora mimo całego jego sytuacji z Panną Barbie i moim rozczarowaniu. Potem Jurka raczej nie widywałam. Starałam się go unikać bo serce mi pękało gdy widziałam żal w jego oczach, więc za każdym razem gdy wybierałam się do Tosi, najpierw pytałam czy jest w domu.
         Patrząc na niego zdawało się, że nie ma wcale 20 lat. Jego kręcone włosy i bystre zielone oczy sprawiały wrażenie, że Jurek jest prędzej bliźniakiem Tosi niż jej starszym bratem. Nawet odcień włosów wydawał się identyczny. Miał na sobie podarte ciemne jeansy i koszulkę ze znaczkiem Legii Warszawa.
-Kornelia, kopę lat! Pięknie wyglądasz, wydoroślałaś odkąd Cię ostatnio widziałem.- wołał radośnie Jurek obejmując mnie w talii i przyciskając do siebie.
-Ja też się cieszę, że Cię widzę. Świetnie wyglądasz. Wciąż jak nastolatek, a nie poważny student- roześmiałam się i wydostałam z jego uścisku – Ciągle się bujasz z Tymi dresami?
-Nie, coś Ty. - wyraźnie zmieszany, podrapał się z tyłu głowy I szybko przeszedł do powitania mojego brata.
-Hejo duży Filipie, co tam u Ciebie słychać kolego?- spytał Filipa i potargał mu włosy, wywołując u mojego brata atak śmiechu. Chwile potem spowrotem zwrócił się do mnie I przyciszonym głosem dodał.
-To tylko koledzy, w sumie to dawno ich nie widziałem i zaproponowali mi piwo. A Ty pewnie idziesz po Tośkę?
-No tak, umówiłam się, że pójdę z nią na zakupy. Po za tym muszę iść z Filipem do Smyka po jakąś nową grę na PSP.
- Hahaha! Takiemu to dobrze. A w ogóle dawno u nas nie byłaś. I na facebook’u nie odpisałaś mi ostatnio.
-Wiesz co ja kompletnie nie mam teraz czasu na wejście na fejsa. A u Tosi byłam w zeszłym tygodniu tylko Ciebie nie było.- uśmiechnęłam się I znów pojawiło się tak dobrze znane mi poczucie winy, a chwilę potem usłyszałam dochodzące zza  pleców Jurka okrzyki.
-Ej Dżery! Przyprowadź nam tu tę Kicie, też chcemy ją poprzytulać. Dawaj tu tę sztunię!
-Oblechy…- wyszeptałam z obrzydzeniem I pokiwałam głową zrezygnowana.
-Przepraszam Cię za nich. Nie powinni tak się do Ciebie zwracać- szepnął i posmutniał.
-Daj spokój. Nic mi się nie stanie jak sobie trochę pomarudzą. Ale Jurek to nie jest towarzystwo dla Ciebie, radzę Ci odpuść ich sobie.
-Mówisz jak Tośka. Ale co ja mam zrobić skoro na studiach nie mam kolegów, a tylko oni traktują mnie jak swojego. Teraz jeszcze jak zobaczyli, że znam tak ładną dziewczynę jak Ty, pewnie jeszcze bardziej zaczną mnie lubić.
-O czym ty bredzisz?! Możesz mieć mnóstwo lepszych kumpli od nich, po za tym masz Tośkę, masz mnie…
-Dzięki Kornelia. Naprawdę.
-Nie ma za co. Chodź tu Ty mój towarzyszu. – powiedziałam i przytuliłam go mocno, patrząc jednocześnie zalotnie na jego kolegów którym szczęki niemal dotknęły ziemi gdy moje palce dotknęły tylnych kieszeni spodni Jurka. – A teraz, pójdziesz i powiesz, że dziewczyna na Ciebie czeka i odprowadzisz mnie na spotkanie z Tosią. Tylko obiecaj mi, że odpuścisz sobie ich towarzystwo I poszukasz normalnego towarzystwa.
-Okej obiecuję. Poczekaj sekundkę.- uśmiechnął się, podbiegł do grupki chłopaków, przybił z kilkoma piątki, po czym wskazał brodą w moim kierunku i podbiegł do mnie obejmując mnie w talii. Miałam pewne wątpliwości czy dobrze robię okazując mu uczucia ale przecież musiał się domyślić, że zrobiłam to by tamci odwalili się od Niego. Gdy weszliśmy na klatkę do ich bloku, na schodach stała Tosia i rozmawiała ze starszą panią gestykulując jak wariatka. Znak rozpoznawczy mojej przyjaciółki to zdecydowanie nadmierna energia.
  Na nasz widok szybko pożegnała się z sąsiadką i uścisnęła mnie mocno upominając mnie o tak duże spóźnienie. Miała na sobie ciemne jeansy, balerinki I białą koszulę z orientalną kamizelką I żółtą torbę przewieszoną przez ramię. Szybko wyjaśniliśmy z Jurkiem nasze spóźnienie, po czym Tosia chwyciła mnie za rękę i we trójkę z Filipem poszliśmy na przystanek by dostać się do centrum. Miałam nadzieję, że moja kumpela nie zrobi mi wyrzutów za pomoc jej bratu. Gdy jej opowiedziałam po drodze całą sytuację, objęła mnie tylko I powiedziała, że bardzo dobrze zrobiłam bo Oni znów się przyczepili do Jurka. Nie miałam wątpliwości, że owymi “Oni” byli pijani dresi spod bloku. W końcu Tosia jednak zupełnie zmieniła tory naszej rozmowy i streściła mi swoją rozmowę z Matyldą – moim wrogiem numer jeden.
               Matylda Chojnowska była chyba najbardziej podłą, wredną, złośliwą i wszystko inne co najgorsze, osoba jaką zdarzyło mi się spotkać w swoim krótkim życiu. Na domiar złego, Matylda chodziła ze mną do jednej klasy. Wszystko co tylko zrobiłam było niemal zawsze chamsko komentowane przez nią na forum klasy. Nigdy nic jej złego nie zrobiłam, nie puszczałam na nią plotek, nie obgadywałam za plecami ani nie zrobiłam żadnego świństwa. Matylda po prostu była moim wrogiem naturalnym. Od początku gimnazjum nie przypadłyśmy sobie do gustu. W dodatku, no cóż.. niska, krępa i na domiar złego ruda Matylda nie budziła w chłopakach takiego zainteresowania jak ja. Zazdrość która ją przepełniała była widoczna na każdym kroku. Zawsze kopiowała mój styl ubierania, kupowała sobie podobne ciuchy i zaczęła zachowywać się w podobny sposób. W sumie na początku mi to nie przeszkadzało, bo co złego jest w znalezieniu sobie podobnego stylu, ale gdy pewnego razu Matylda skopiowała też moją pracę czyli ukradła mi z plecaka na wf zeszyt z polskiego i zerżnęła cały referat który był wtedy zadany, nie wytrzymałam i po prostu ją ośmieszyłam na oczach całej szkoły. Spytacie pewnie jak? Otóż gdy dokładnie tydzień później Matylda rozmawiała ze swoją szurniętą paczką na przerwie, podrzuciłam jej dyktafon do torebki, a potem na wf zabrałam go z całym nagranym materiałem. Szczęśliwym fartem następnego dnia podczas święta szkoły gdy moja ulubiona koleżanka występowała na uroczystym apelu, nagle z głośników wydobył się piskliwy głosik Matyldzi która obgadała niemal wszystkie dziewczyny w naszej szkole i połowę chłopaków, nazywając co niektórych “ciasteczkami”. Według planu razem z Tosią zagrałyśmy zdegustowane całą sytuacją, zabrałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy z Auli. Co w tym najśmieszniejsze zrobiła tak cała grupa osób obgadanych przez Matyldę. Jej mina wtedy była niezapomniana, nawet ktoś z samorządu zrobił jej wtedy zdjęcie i umieścił w dwutygodniku szkolnym. Do dziś z Tosią trzymamy wycinek z tej gazety w naszym wspólnym albumie. Wydarzenie na przedstawieniu mimo wszystko szybko zostało zapomniane. Może to przez naszego wychowawcę który po odwróceniu się od Matyldy większości klasy poprosił nas o zapomnienie całej sprawy i normalne zachowanie. I tak minęła nam klasa pierwsza, która no cóż… na pewno do najlepszego roku Matyldy nie należała, potem druga I trzecia.. Po za tym mimo wszystko ja i Tosia ciągle darłyśmy z nią koty.
- Ty wiesz, że ona stwierdziła, że skoro jesteśmy w jednej klasie i się nie odzywamy to najlepszym rozwiązaniem dla Nas będzie zmiana co najmniej klasy?! – zaczęła Tosia z nieukrywanym rozbawieniem w głosie.
-Hahaha! No to chyba Ona powinna się przepisać. To ja jestem przewodniczącą samorządu klasowego a ona jest w sumie nikim w tej klasie. Marną uczennicą która ledwo radzi sobie z ułamkami.
-Hahaha! Kornel, ja Ci mówię z nią trzeba coś zrobić bo ona zbytnio się panoszy. Zacznie się wrzesień to my jej pokażemy wyższą szkołę jazdy! Hahaha!
-Oczywko, że tak!- roześmiałam się i przybiłam z Tosią piątkę. – No to ciekawe o której teraz mamy tramwaj…
-Proszę Cię, tutaj tramwaje do Centrum jeżdżą co minutę. O patrz, właśnie jedzie 9. Chodź Filip niech Kornelowi odpocznie trochę ręka. – uśmiechnęła się Tosia, i odebrała ode mnie łapkę mojego braciszka który wciąż zajęty był swoją grą na konsolę.
Podróż do Centrum trwała nie więcej niż 10 minut. Przez całą drogę w tramwaju gadałyśmy głośno o planach na nowy rok szkolny i o nauczycielach za którymi tęsknimy.
      Zdecydowanie moim ulubionym nauczycielem był Pan Olaf, nauczyciel hip-hopu. Był super przystojny i miał 25 lat. Mogliśmy do niego mówić na Ty, i utrzymywać kontakty jak ze starszym kumplem. No i uczył mojego ulubionego stylu tańca jakim jest hip-hop. Bowiem oprócz normalnych lekcji jakie ma każdy uczeń w gimnazjum, nasza klasa miała jeszcze hip-hop, taniec nowoczesny i podstawy tańca towarzyskiego. Po dwie godziny tygodniowo z każdego tańca. Godziny na Sali tanecznej nazywaliśmy wf-em bo owej lekcji na naszym ukierunkowaniu nie było.
Nasza szkoła nie raz zdobywała pierwsze miejsca w konkursach tanecznych, na które wysyłane były najlepsze grupy wybierane na semestralnym balu absolwentów czyli uczniów trzeciej klasy gimnazjum. I to właśnie w tym roku czekało mnie przygotowanie choreografii która zostanie wystawiona na balu. Przydział do klas licealnych odbywał się po obliczeniu punktacji z choreografii egzaminacyjnej i średniej naszych ocen, a także ze względu na chęć nauki tańca czyli do wyboru były klasy o profilu tańca towarzyskiego, hip-hop’ u lub tańca nowoczesnego. Według tradycji szkoły, od września pierwsze klasy szły na profil ogólnokształcący a w grudniu, czyli na koniec pierwszego semestru musieliśmy na Balu zaprezentować swoją choreografii. Dopiero od drugiego semestru zaczynaliśmy lekcje w profilowanych klasach, jednak by zaliczyć choreografie trzeba było się nie źle postarać, ponieważ co rok w jury zasiadali wszyscy nasi nauczyciele tańca I mistrzowie tańca spoza szkoły. Jedynie zaliczenie choreografii skutkowało dalszą nauką w naszej szkole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz