piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 1 cz. 1


- Oczywiście! Zawsze to Ty masz rację! A ja jestem beznadziejna i w ogóle nie powinnam się odzywać! – wykrzyknęłam i trzasnęłam drzwiami kończąc kłótnię głośnym „Nie wytrzymam tu dłużej”. Podeszłam do garderoby otworzyłam drzwi i szybkim ruchem spakowałam kilka ubrań do plecaka który stał na podłodze. Ściągnęłam spodnie od pidżamy i w samej bieliźnie zabrałam się do dalszego pakowania. W myślach tworzyłam idealny plan jak jeszcze zrobić matce na złość. I pomyśleć, że to wszystko przez tego małego bachora! Jak zwykle mama była zbyt zajęta, a tata jeszcze nie wrócił i to właśnie ja musiałam zabrać smarkacza na spotkanie z przyjaciółmi.
            Mój młodszy brat Filip był niezwykle towarzyskim dzieckiem. Gdy się urodził, tydzień po moich urodzinach rodzice śmieli się, że to taki prezent dla mnie, a ja opiekuńcza 10-latka byłam wniebowzięta maluszkiem. Teraz jednak gdy Filip skończył 7 lat i mimo, że kocham go nad życie czasem mam ochotę go udusić! Nie raz przypominam sobie jak mama wychodziła na dyżur a tata ciągle był w delegacji i to ja zajmowałam się braciszkiem. Czułam się wtedy trochę jak jego mama co pochlebiało mi gdy nie raz znajomi rodziców wychwalali mnie jaka to jestem doskonała. Pusta dziewczynka która jara się jak cioteczki wychwalają jej charakter. Phi. Ostatnio jednak wszystko szło nie tak jak powinno. Do nieobecności rodziców w  domu już dawno się przyzwyczaiłam a nawet gdy wracali wiedziałam, że i tak nie mają dla mnie czasu. Wiedziałam także, że przyczyną ich nieobecności i ciągłego braku czasu jest ich praca
 Moja mama była chirurgiem-pediatrą i pracowała w szpitalu dziecięcym a w „wolnych chwilach” brała dyżury w przychodni jej przyjaciółki Ani. Wolne chwile moja mama miała 3 razy w tygodniu, podobno po 4 godziny choć nie raz „trafił jej się pacjent” i zostawała do późna.  Mój tata był pilotem, więc podróże były stałym punktem jego pracy. Jako dziecko myślałam, że jest to najlepszy zawód jaki można sobie wymarzyć. Stale dostawałam prezenty które miały być zadośćuczynieniem za nieobecność, jednak w końcu przyszedł moment gdy bardziej cieszyłam się z obecności taty niż z nowej lalki Barbie. Kiedy jednak poszłam do gimnazjum i poznałam swoich przyjaciół pustka po braku zainteresowania rodziców zastąpiła się spotkaniami z moją paczką.
Moi znajomi byli najlepsi jakich można sobie wymarzyć. Zawsze trzymaliśmy się razem i wspieraliśmy w trudnych momentach. Moją największą przyjaciółką była Tosia.
Antonina Woźnicka była najbardziej ześwirowaną i opiekuńczą dziewczyną jaką w życiu spotkałam. Była dla mnie jak siostra, zawsze wspierałyśmy się w trudnych momentach i płakałyśmy razem gdy któraś z Nas miała złamane serce. Byłyśmy nie rozłączne, niczym bliźniaczki, i dlatego nie raz mówiłyśmy, że jesteśmy siostrami. Różnice w wyglądzie jednak zawsze nas zdradzały.  Tosia miała piękne złociste loki sięgające ramion, które nawet bez uczesania wyglądały jak po wyjściu od fryzjera, śliczne rubinowe oczy i 1,60 wzrostu. Podczas gdy moje długie czarne włosy skręcały się w niesforne loki gdy tylko ich nie ułożyłam a prosta grzywka niemal zawsze wpadała w oczy. Po za tym moje 1,70 sprawiało, że wyglądałam na co najmniej 3 lata starszą, a niebieskie oczy niemal zawsze sprzeciwiały się rubinkom Tosi, to i tak nic nie było w stanie nas rozdzielić. Oprócz nas w naszej paczce nie brakło ludzi „pozytywnie zakręconych”, przeważali jednak chłopcy bo obie z Tosią nie potrafiłyśmy w kółko plotkować o ubraniach i słuchać o nowościach w odcinkach „Plotkary”.
                   Najfajniejszym chłopakiem był Wiktor. Jego kasztanowa grzywka, niebieskie oczy i zęby niczym z reklamy jakiejś pasty robiły wrażenie na każdej dziewczynie w szkole. Nie raz na przerwie gdy zakochana „pierwszaczka” prosiła mnie i Tośkę o numer do Witka spławiałyśmy ją szybko mówiąc, że jest zajęty. Oprócz nieziemskiej urody, Wiktor był też świetnym kumplem. Zawsze pomagał w kryzysowych sytuacjach i dotrzymywał danego słowa, Jedynym jego problemem była… no cóż… Jego dziewczyna. Nigdy nie pomyślałabym, że można być aż tak ślepo zakochanym w jakiejś pustej laleczce. Bo owszem… dziewczyna Witka- Daria, była niczym chodząca Barbie. Miała idealną sylwetkę, długie nogi, blond włosy i piękną, opaloną cerę. Po za tym była modelką co jeszcze bardziej upodobniało ją do dziewczyny z pudełka. Kiedy pewnego razu Witek na spotkanie naszej paczki przyprowadził Darię, Tosia i Ja sądziłyśmy, że to jego jakaś kuzynka lub nowa koleżanka, jednak gdy Daria „bardzo dyskretnie” zaczęła macać jego tylne kieszenie zaraz domyśliłyśmy się z Tośką o co tu tak naprawdę chodzi. Mój mózg automatycznie wycofał mnie z obecności Witka i jego nowej dziewczyny i wylądowałam w łóżku z pudełkiem chusteczek na kolanach. Tak… byłam wtedy w nim definitywnie zakochana. Na szczęście nie długo  później oswoiłam się ze złamanym sercem i nasze dawne spotkania odbywały się bez żadnych problemów.
Po za Tosią, Witkiem, Darią i mną w naszej paczce było jeszcze pięciu chłopaków i dwie dziewczyny. Karolina i  Ania trzymały się raczej na uboczu naszej paczki. Po za tym były dziewczynami naszych kumpli Jacka i Olgierda i jednocześnie przyjaciółkami. Zawsze miały swoje tematy do rozmowy i trzymały się na uboczu. Ze mną czy Tosią gadały ewentualnie o szkole czy jakichś pierdołach. Jacek i Oli byli braćmi i to w sumie oni zapoznali nas ze sobą, Jacek chodził do klasy ze mną, Tosią i Wiktorem. Olgierd natomiast był rok młodszy i to on zapoznał nas z Karoliną, Anką  i resztą chłopaków czyli Kubą, Aleksem i Norbertem. Odkąd tylko się poznaliśmy zawsze trzymaliśmy się razem. Każdy z Nas mógł na sobie polegać i nikt spoza paczki nie miał prawa obrazić któregoś z Nas, bo wtedy reszta stawała za sobą murem. Najważniejszą zasadą naszej ekipy była obecność na każdym spotkaniu, które w sierpniu odbywało się niemal codziennie.
            Dziś też miałam się spotkać z moją „crew” jednak jak zwykle, moja mama musiała się przyczepić do mnie o brak zainteresowania szkołą, która miała się zacząć już za dwa tygodnie a ja wciąż nie miałam kupionych książek, plecaka i przyborów. Jeszcze wcześniej gdy powiedziałam, że wychodzę dziś na spotkanie, Filip oczywiście musiał powiedzieć, że mam go zabrać ze sobą bo inaczej będzie płakał. Moja mama musiała mi kazać go zabrać a gdy odmówiłam przyczepiła się o szkołę i awantura gotowa. A gdy powiedziałam, żeby sama zajęła się Filipem zostałam poproszona o „ zamknięcie się, bo ona nie będzie słuchała mojego pyskowania” i jedno doprowadziło do drugiego czyli mojego spakowania ubrań.
            Rozmyślając o moich planach, dopięłam plecak i szukałam ubrania które miałam dziś założyć. Kompletnie nie zdając sobie sprawy jak jest dziś na dworze, podeszłam do balkonu i wyszłam na świeże powietrze. Stojąc boso na posadzce zdałam sobie sprawę, że już pewnie dawno minęło południe, słonce przyjemnie grzało mnie w twarz a w powietrzu czuć było zapach koszonej trawy z pobliskiego parku. Z zamkniętymi oczami stałam zwrócona w stronę słońca, gdy zdałam sobie sprawę, że ktoś na mnie patrzy. Otwierając powoli oczy, zaćmione przez światło spostrzegłam na sąsiednim balkonie Aleksa, który badawczo mi się przyglądał.
- O hej. Nawet Cię nie zauważyłam.- przywitałam go głośno. Szum z mieszkania które oddzielało nasze balkony skutecznie uniemożliwiał rozmowę o normalnym poziomie decybeli.
- Hej Kornel. Nie za zimno tak stać na balkonie boso i w dodatku…- odchrząknął i kiwnął głową w kierunku moich stóp badawczo przyglądając się moim udom. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że stoję tylko w majtkach i jakiejś rozciągniętej koszulce, przed moim kumplem. Poczułam jak rumieniec oblewa moje policzki i ukrywając zmieszanie uśmiechnęłam się szeroko.
-No coś Ty, taka piękna dziś pogoda, po za tym jest ciepło i grzeje słoneczko- wskazałam brodą na bezchmurne niebo i nie oczekując na reakcje Alka kontynuowałam – Lecę się przygotować na dziś, do zobaczenia Aleksiu.- Po czym zniknęłam za drzwiami balkonowymi i domykając je, oparłam się o okno pozwalając moim polikom wrócić do swojego naturalnego koloru. W myślach szybko się ogarnęłam i wróciłam do garderoby by przygotować sobie ubranie. Co jak co ale byłam mistrzynią ukrywania emocji. Życie na osiedlu co krok powodowało, że robiłam z siebie idiotkę. Jak nie domofony i jakieś beznadziejne karty zamiast kluczy tak teraz jeszcze przygody z balkonami. Zabrałam szybko naszykowane ubrania i zamknęłam się w łazience.
            Moi rodzice przed kilku laty kupili blisko 120 metrowe mieszkanie na super nowoczesnym osiedlu. Mieliśmy tu do dyspozycji cztery pokoje, kuchnie z jadalnią i dwie łazienki. Moi rodzice postanowili pokój z łazienką oddać mi, a sami zamieszkali w niewielkim pokoiku z garderobą. Trzeci pokój należał do Filipa, a w czwartym urządziliśmy salon. Mój pokój wyglądał jak typowy pokój nastolatki. Fioletowe ściany, białe meble i czarne dodatki poza tym biurko, komoda, biblioteczka, dwa wiklinowe fotele i toaletka a wszystko wykonane z białego drewna. W moim pokoju wszystko zawsze miało swoje miejsce i zawsze musiało być schludnie. Nie byłam pedantką, wręcz przeciwnie, moja garderoba wyglądała jak by przed chwilą przeszło tam tornado, artystyczny nie ład jednak był zamknięty za drzwiami i żaden z moich znajomych oprócz Tosi nigdy tam nie wszedł.
            Nalewając wody do wanny włączyłam radio i zamknęłam drzwi. Zrzuciłam skromne odzienie, dodałam swojego ulubionego waniliowego olejku do kąpieli i zanurzyłam się w wodzie. Uwielbiałam po każdej trudnej sytuacji zrelaksować się w wodzie i ukryć przed całym światem. Akurat w radio leciała Rihanna więc nalałam na rękę szampon i wmasowałam we włosy za chwilę robiąc to samo z odżywką. Nucąc „Only girl in the world” myślami byłam już w szkolnej ławce, w klasie i na zajęciach tanecznych. Mimo, że w maju nie mogłam doczekać się już wakacji, to teraz chciałam wrócić już do szkoły. Stwierdziłam też, że ucieczka byłaby z mojej strony okazaniem tchórzostwa I postanowiłam nie przejmować się mamą I życ w pełni ostatnimi dniami wakacji. Pogrążona w rozmyślaniach nie usłyszałam pukania do drzwi i dopiero po chwili zorientowałam się, że w łazience stoi Filip.
- Puka się! Nie widzisz, że się kąpię! –krzyknęłam i zanurzyłam się bardziej pod wodę.
- Przeplaszam Kolnelia, ale dzwoniła Tosia, że nie może się do Ciebie dodzwonić na komólkę i żebyś się do niej odezwała.
- Dobra. Dzięki… Ale idź już sobie, okej?- zwróciłam się do Filipa.
- Okej…- i zniknął za drzwiami. Już miałam spłukać włosy gdy Filip ponownie pojawił się w drzwiach.
- Co znowu? – rzekłam od niechcenia.
- Kolnelia, przeplaszam, że się przeze mnie pokłóciłaś z mamą, Kiedy indziej mogę z tobą przecież iść do skatepalku.- Powiedział zawstydzony i uśmiechnął się ciepło. Nie mam pojęcia, czy ten jego piękny uśmiech czy niewymawiana przez Filipa literka „r” ale serce mi zmiękło i po uprzednim wzdechnięciu powiedziałam do brata:
- Dobra, Filip idź powiedz mamie, żeby Cię ubrała bo idziesz ze mną. Jak mama da mi pieniądze to możemy wcześniej wybrać się do Centrum handlowego po jakieś rzeczy do szkoły a potem pójdziemy do skateparku.
- Selio? – zawołał rozradowany.
- Serio, ale teraz zmykaj się ubierać bo chcę się wykąpać.
-Okej! Kocham Cię Kolnel!- po czym podbiegł i pocałował mnie w policzek, mocząc sobie przy tym koszulkę pianą,
- Ja Ciebie też. Uciekaj już. – Po czym uśmiechnęłam się szeroko, wracając do kąpieli.

1 komentarz: