O 11 zadzwoniła mama Tosi, że potrzebuje jej pomocy więc
pożegnałam się z przyjaciółką i odprowadziłam na przystanek. Wracając później
na osiedle, pomyślałam że ugotuje coś z Wojtkiem wieczorem jak mnie odprowadzi.
Wstąpiłam więc do sklepu i kupiłam kilka rzeczy i czerwone, słodkie wino. Gdy
wychodziłam ze sklepu zadzwonił mój telefon.
-Kornelia?
– usłyszałam głos Jurka w słuchawce.
-No hej, co
tam Dżery? – odpowiedziałam jednocześnie przekładając telefon do drugiej ręki.
-Słuchaj,
Tosia to jeszcze u Ciebie jest?
-Nieee,
właśnie odprowadziłam ją na przystanek. Pewnie zaraz będzie w domu.
-Aa, no
dobra. To nie będę Ci przeszkadzał. Pa. – nawet nie zdążyłam odpowiedzieć gdy w
słuchawce usłyszałam pikanie. Dziwne… Jurek zazwyczaj był rozgadany a teraz
nagle urywa nie dając mi dojść do słowa. Po za tym zastanawiające było to czemu
zadzwonił do mnie, skoro Tośka przecież miała ze sobą telefon…
Moje
rozmyślania przerwali Kuba i Alex którzy podbiegli do mnie tylko gdy mnie
zauważyli.
-Kornela!
Co się z Tobą działo?! Znaków życia nie dawałaś nawet… - zaczęli obaj.
-Chcemy
żebyś wiedziała, że jesteśmy po Twojej stronie bo to co zrobił Wiktor było
wyjątkowo do dupy..
-Dzięki
chłopcy, ale nie chcę żeby przeze mnie rozwaliła się ekipa albo żebyście się
poróżnili. Ja na razie daję sobie spokój ze spotkaniami. Może jeszcze w wakacje
uda mi się wpaść ale na razie chcę to wszystko przemyśleć.
-Jasne,
Kornelia. Rozumiemy. Powiemy temu szmaciarzowi, żeby się też ogarnął i będziemy
na Ciebie czekać.- uścisnęli mnie obaj serdecznie. – Trzymaj się, Mała! –
krzyknęli na pożegnanie i machając oddalili się w kierunku przystanku.
Wchodząc do domu, ściągnęłam trampki i położyłam zakupy
na blacie w kuchni, następnie rozpakowałam wszystko a wino wstawiłam do
lodówki. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 11:30. Poszłam więc do garderoby i
przebrałam się w dżinsowe szorty i białą bokserkę a na nią narzuciłam żółtą
kurteczkę z krótkim rękawem. Przepakowałam rzeczy do czarnej listonoszki i poszłam do łazienki
poprawić makijaż. Przeczesałam włosy grzebykiem i popsikałam się ulubionymi
perfumami po czym poszłam założyć krótkie, czarne conversy. Zjadłam jeszcze
jogurt i chwilę po 12 wyszłam z domu nie mogąc doczekać się już spotkania z
Wojtkiem.
Równo o 13 wysiadłam z metra
Ratusz. Udałam się w stronę miejsca gdzie się umówiliśmy. Rozglądając się za
swoim przyjacielem, zauważyłam Wojtka który rozmawiał z dwiema dziewczynami
przy jakiejś ławce w parku. Wyraźnie widziałam jak tamte dziunie go podrywają,
wciąż zmieniając postawę i dotykając co chwila „niby nie chcący” mojego
przyjaciela. Potem Wojtek pisał coś na kartkach, które mu podały. Poczułam
ukłucie zazdrości, a co jeśli Wojtek zapisywał im swój numer telefonu albo
email?
Po za tym jak
on mógł tak po prostu gadać z tymi wieśniaczkami?! W ogóle jak one wyglądały…
jakieś przykrótkie miniówki i topy które ledwo im cycki zasłaniały kiedy Wojtek
ubrany był w dżinsowe szorty do kolan, zieloną koszulkę polo i do tego miał
białe conversy. O nie…! Ja im pokaże kto tu rządzi. Otrząsnęłam się i udałam w ich
stronę. Szłam niczym jakaś modelka na wybiegu. Gdy znajdowałam się w odległości
co najmniej 50 metrów, Wojtek zauważył mnie, uśmiechnął się szeroko i
przeprosił swoje rozmówczynie. Truchtem podbiegł do mnie, uniósł mnie w górę i
pocałował jak na klatce. Zarzuciłam ręce na jego szyję, wplatając palce w
kasztanową czuprynę. Obróciliśmy się dookoła, po czym Wojtek postawił mnie na
ziemię wciąż nie przerywając pocałunku i nie zwracając uwagi na przechodniów,
raz tylko spojrzałam w stronę tamtych dziewczyn, które wyraźnie z zazdrością
patrzyły w naszą stronę.
-Tak powinny
wyglądać każde nasze powitania. – rzekł wesoło i pocałował mnie w czoło.
-Za długo
mi kazałeś czekać. – uśmiechnęłam się zalotnie i wspięłam na palce by dosięgnąć
jego warg. Cmoknęłam je tylko i cofnęłam głowę by odebrać mu możliwość
odwzajemnienia pocałunku. – Teraz ja będę bezlitosna. – zaśmiałam się i
zasłoniłam Wojtkowi usta dłonią. Jego mina zdawała się mówić wszystko, był
wyraźnie rozczarowany. – Ale najpierw idziemy na Starówkę…