sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 7 cz. 4



O 11 zadzwoniła mama Tosi, że potrzebuje jej pomocy więc pożegnałam się z przyjaciółką i odprowadziłam na przystanek. Wracając później na osiedle, pomyślałam że ugotuje coś z Wojtkiem wieczorem jak mnie odprowadzi. Wstąpiłam więc do sklepu i kupiłam kilka rzeczy i czerwone, słodkie wino. Gdy wychodziłam ze sklepu zadzwonił mój telefon.
-Kornelia? – usłyszałam głos Jurka w słuchawce.
-No hej, co tam Dżery? – odpowiedziałam jednocześnie przekładając telefon do drugiej ręki.
-Słuchaj, Tosia to jeszcze u Ciebie jest?
-Nieee, właśnie odprowadziłam ją na przystanek. Pewnie zaraz będzie w domu.
-Aa, no dobra. To nie będę Ci przeszkadzał. Pa. – nawet nie zdążyłam odpowiedzieć gdy w słuchawce usłyszałam pikanie. Dziwne… Jurek zazwyczaj był rozgadany a teraz nagle urywa nie dając mi dojść do słowa. Po za tym zastanawiające było to czemu zadzwonił do mnie, skoro Tośka przecież miała ze sobą telefon…
Moje rozmyślania przerwali Kuba i Alex którzy podbiegli do mnie tylko gdy mnie zauważyli.
-Kornela! Co się z Tobą działo?! Znaków życia nie dawałaś nawet… - zaczęli obaj.
-Chcemy żebyś wiedziała, że jesteśmy po Twojej stronie bo to co zrobił Wiktor było wyjątkowo do dupy..
-Dzięki chłopcy, ale nie chcę żeby przeze mnie rozwaliła się ekipa albo żebyście się poróżnili. Ja na razie daję sobie spokój ze spotkaniami. Może jeszcze w wakacje uda mi się wpaść ale na razie chcę to wszystko przemyśleć.
-Jasne, Kornelia. Rozumiemy. Powiemy temu szmaciarzowi, żeby się też ogarnął i będziemy na Ciebie czekać.- uścisnęli mnie obaj serdecznie. – Trzymaj się, Mała! – krzyknęli na pożegnanie i machając oddalili się w kierunku przystanku.
Wchodząc do domu, ściągnęłam trampki i położyłam zakupy na blacie w kuchni, następnie rozpakowałam wszystko a wino wstawiłam do lodówki. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 11:30. Poszłam więc do garderoby i przebrałam się w dżinsowe szorty i białą bokserkę a na nią narzuciłam żółtą kurteczkę z krótkim rękawem. Przepakowałam rzeczy  do czarnej listonoszki i poszłam do łazienki poprawić makijaż. Przeczesałam włosy grzebykiem i popsikałam się ulubionymi perfumami po czym poszłam założyć krótkie, czarne conversy. Zjadłam jeszcze jogurt i chwilę po 12 wyszłam z domu nie mogąc doczekać się już spotkania z Wojtkiem.
                Równo o 13 wysiadłam z metra Ratusz. Udałam się w stronę miejsca gdzie się umówiliśmy. Rozglądając się za swoim przyjacielem, zauważyłam Wojtka który rozmawiał z dwiema dziewczynami przy jakiejś ławce w parku. Wyraźnie widziałam jak tamte dziunie go podrywają, wciąż zmieniając postawę i dotykając co chwila „niby nie chcący” mojego przyjaciela. Potem Wojtek pisał coś na kartkach, które mu podały. Poczułam ukłucie zazdrości, a co jeśli Wojtek zapisywał im swój numer telefonu albo email?
Po za tym jak on mógł tak po prostu gadać z tymi wieśniaczkami?! W ogóle jak one wyglądały… jakieś przykrótkie miniówki i topy które ledwo im cycki zasłaniały kiedy Wojtek ubrany był w dżinsowe szorty do kolan, zieloną koszulkę polo i do tego miał białe conversy. O nie…! Ja im pokaże kto tu rządzi. Otrząsnęłam się i udałam w ich stronę. Szłam niczym jakaś modelka na wybiegu. Gdy znajdowałam się w odległości co najmniej 50 metrów, Wojtek zauważył mnie, uśmiechnął się szeroko i przeprosił swoje rozmówczynie. Truchtem podbiegł do mnie, uniósł mnie w górę i pocałował jak na klatce. Zarzuciłam ręce na jego szyję, wplatając palce w kasztanową czuprynę. Obróciliśmy się dookoła, po czym Wojtek postawił mnie na ziemię wciąż nie przerywając pocałunku i nie zwracając uwagi na przechodniów, raz tylko spojrzałam w stronę tamtych dziewczyn, które wyraźnie z zazdrością patrzyły w naszą stronę.
-Tak powinny wyglądać każde nasze powitania. – rzekł wesoło i pocałował mnie w czoło.
-Za długo mi kazałeś czekać. – uśmiechnęłam się zalotnie i wspięłam na palce by dosięgnąć jego warg. Cmoknęłam je tylko i cofnęłam głowę by odebrać mu możliwość odwzajemnienia pocałunku. – Teraz ja będę bezlitosna. – zaśmiałam się i zasłoniłam Wojtkowi usta dłonią. Jego mina zdawała się mówić wszystko, był wyraźnie rozczarowany. – Ale najpierw idziemy na Starówkę…

Rozdział 7 cz. 3



- Całkiem miłe pożegnanie – wyszeptał mi do ucha gdy na chwilę oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się tylko i tym razem to ja zaczęłam go całować. Czułam się jak bym znalazła swój raj na ziemi. Przy nim wszystko się układało i dawał mi przy tym tyle uczucia i ciepła…
-Tosia będzie na Ciebie zła, że ją zostawiłaś… - odepchnął mnie delikatnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Poczułam się urażona i zrobiłam minkę niczym kot ze Shreka co wywołało na Jego twarzy wielki uśmiech i znów mnie pocałował, ujmując moją twarz w dłonie. Uśmiechnęłam się kiedy tak nie mogliśmy się od siebie oderwać i poczułam, że i on się uśmiecha. Kiedy stanowczo mnie od siebie odsunął, spojrzałam trochę zdezorientowana.
-Nigdy się od ciebie nie oderwę jak będziesz mnie tak prowokować, Maleńka – uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czoło.
-Naprawdę musisz iść? – spytałam ze smutną minką.
-Przyda Ci się rozmowa z przyjaciółką. Sama mówiłaś tacie, że ona nie miała dla Ciebie ostatnio czasu.
-No tak, ale wolałabym być z Tobą a z Tosią pogadałabym wieczorem … -objął mnie mocno więc wtuliłam się w jego szyję i rozkoszowałam się tak dobrze znanym mi zapachem.
-Obiecuję, że dziś też gdzieś razem pójdziemy i spędzimy cały dzień. Nawet wyłączę telefon, żeby znów nam nie przeszkodzili.
-Obiecujesz?- podniosłam głowę i spojrzałam w jego błękitne tęczówki.
-Jasne, że tak. Wstępnie możemy się umówić na 13. Tylko powiedz gdzie masz ochotę pójść.
-Może moglibyśmy pójść  na Starówkę, jak pierwszym razem?
-Gdzie tylko sobie życzysz. – pocałował mnie w czoło a następnie w kąciki ust. A gdy próbowałam dosięgnąć jego ust wspinając się na palcach, odwrócił się i zachichotał.
-Nie ma mowy, Maleńka. –odpowiedział mi więc zrobiłam naburmuszoną minę a on tylko wesoło pokręcił głową. – Dokończymy później…
-Zostawisz mnie tu tak, bez buziaka na do widzenia? -  zapytałam znów próbując zrobić minkę, której uległ poprzednio.
-Oczywiście, że nie. – uśmiechnął się, przytulił mnie znów i cmoknął mnie tylko w oba policzki.
-Wredny … - odpowiedziałam tylko i znów wtuliłam się w jego tors, chwilkę później przyjechała winda. Wojtek wszedł i wysłał mi buziaka przez szybkę, odpowiedziałam mu tym samym i pomachałam a gdy zniknął za drzwiami, wróciłam do mieszkania.
-Co tak długo? – zapytała Tosia, idąc z kuchni z paczką suszonych bananów.
-Rozmawialiśmy … - odpowiedziałam wymijająco, zamykając drzwi na klucz.
-Aha. Tak to się teraz nazywa… spójrz lepiej w lustro i przypudruj te rumieńce.- zachichotała i weszła do mojego pokoju z kanapką w ręku i rozkładając się na łóżku. Ja w tym czasie weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Faktycznie. Moje policzki płonęły. Zmoczyłam ręcznik zimną wodą i przyłożyłam do gorącej twarzy.
Dopiero po kilu minutach kolor moich polików wrócił do normalności. Poprawiłam więc makijaż, umyłam ręce i wróciłam do przyjaciółki która w tym czasie wstukiwała coś w klawiaturze na laptopie.
-No ładnie, Bujnowska … Ładne rzeczy, żeby tak z chłopakami na noc zostawać.
-Pomógł mi się ogarnąć wieczorem po tym jak potraktował mnie Wiktor i reszta naszej „ekipy” oprócz Kuby, który jako jedyny pobiegł za mną gdy zwiałam stamtąd.
-O czym Ty gadasz? – Wyraźnie zaciekawiona Tosia, odłożyła laptop i usiadła koło mnie.
Opowiedziałam jej więc całą historię i powiedziałam, że dzięki Wojtkowi w sumie ogarnęłam się wieczorem. Powiedziałam jej również o swoich wątpliwościach i o tym jak się czuję przy nowo poznanym chłopaku. Potem to Tosia mówiła mi o Maxie i starała się wyjaśnić czemu Wiktor zachował się tak paskudnie wczoraj, jednak jej tez nie udało się znaleźć sensownego wytłumaczenia na jego zachowanie. Obie postanowiłyśmy na jakiś czas dać sobie spokój z ekipą i zająć się sobą.  Następnie zajęłyśmy się najświeższymi ploteczkami i przeglądałyśmy facebook’ a jak to kiedyś miałyśmy w zwyczaju i niemal zupełnie zapomniałyśmy o swoich problemach…





Słów kilka od autorki:
Strasznie wszystkich przepraszam za takie opóźnienie ale na prawdę miałam ostatnio tyle na głowie, że musiałabym nie spać żeby to wszystko ogarnąć. Każdy wie co to za armagedon jak się ma po 7 klasówek w tygodniu... Ale powróciłam do Was z nowymi rozdziałami i kolejnymi wydarzeniami z życia Kornelii. I żeby wam wynagrodzić waszą cierpliwość w oczekiwaniu na kolejny rozdział - wyjątkowo dziś dodam dwa :)
Miłego czytania kochani :*
P.s Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa dotyczące "WM", jest mi niezmiernie miło, że podoba się komuś moje opowiadanie które było pisane dla mojej przyjaciółki która zmusiła mnie do opublikowania. DZIĘKUJE WAM :*

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 7. cz. 2



. W kuchni przygotowałam w ekspresie dwie latte i wrzuciłam chleb do tostera.
Wyjęłam talerzyki i kilka rzeczy z lodówki. Gdy kroiłam pomidora, usłyszałam za sobą kroki.
-No nareszcie. Siadaj. – zaprosiłam go, stawiając talerzyk z warzywami na stole i podając kubki z gorącą kawą.
-Wow, no nie spodziewałem się aż tak wystawnego śniadania.
-U nas co rano się tak jada, jeśli tata jest w domu…
-Moich rodziców nie ma od rana i wracają dopiero o 18 więc śniadania jadamy tylko z Maxem.
-No właśnie, powiedz mi lepiej czy nie będziesz miał przeze mnie problemów z rodzicami?
-No coś Ty… Napisałem wieczorem do Maxa, że nie wrócę na noc więc na pewno przekazał rodzicom.
-Martwiłam się, że przeze mnie będziesz miał szlaban czy coś.
-Kornelia, ja mam 18 lat i już nie dostaje szlabanów. – Uśmiechnął się szeroko i w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
Ciekawa byłam kto mógłby o tej porze przyjść. Podeszłam do drzwi i otworzyłam. W drzwiach stała zniecierpliwiona Tosia, której już załączyła się gadatliwość.
-Kornela, no nareszcie! Ten wasz domofon zwariował, trzy razy wpisywałam kod bo nie chciały się drzwi otworzyć. Po za tym znów nie odbierasz ode mnie telefonów i nie odpisujesz na smsy. Cześć tak w ogóle – pocałowała mnie w policzek i zdejmując buty, rzuciła swoją torbę na podłogę i wciąż gadając kompletnie nie pozwalała dojść mi do słowa. – Słuchaj, mam Ci tyle do opowiedzenia, że sobie nawet nie wyobrażasz. Masz colę w lodówce, bo strasznie zaschło mi w gardle? Musiałam dziś zrobić przelewy tacie i już od 5 jestem na nogach. Wyobrażasz sobie?! Słuchaj ten Max jest zaje fajny. Mówię Ci to była najfajniejsza randka w moim życiu. Po za tym on jest taki przystojny… I w ogóle z charakteru też całkiem spoko… – trajkotała jak najęta, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Szłam za nią próbując nadążyć nad jej słowotokiem. Dopiero w kuchni stanęła jak wmurowana i odwróciła się do mnie.
-Kornelia! Czemu w Twojej kuchni o 7 rano siedzi chłopak?- zapytała zszokowana. Usłyszałam chichot Wojtka i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu gdy zobaczyłam jej minę. – Przeszkadzam Wam, nie?
-Nie dałaś mi dojść do słowa. Chciałam Ci powiedzieć, że nie jestem sama… - odpowiedziałam jej wciąż się śmiejąc. Widziałam jak za plecami Tosi, Wojtek ma całkiem niezły ubaw.
-O matko. Moja gadatliwość mnie zabije…- odpowiedziała wyraźnie zmieszana i ukryła twarz w dłoniach.
-Tosia, to jest Wojtek – brat Maxa. Wojtek to jest Tosia – moja przyjaciółka. – poznałam ich ze sobą wciąż się uśmiechając.
-Miło mi oficjalnie poznać dziewczynę mojego brata. – odpowiedział i podał rękę wciąż zmieszanej Tosi. Ta odpowiedziała tylko „ mi też” i widziałam jak wyraźnie głupio jej się zrobiło, że Wojtek słyszał jej opinie o jego bracie.
-Dziewczyny wy sobie pogadajcie a ja spadam do domu. Potrzebne Wam będą babskie ploteczki. Nelcia odprowadzisz mnie do windy?
-Jasne… już idę. Tośka jedzenie na stole, weź coś sobie a ja zaraz wrócę. – chwyciłam go za rękę i gdy zamknęłam za sobą drzwi, Wojtek przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie a ja całą sobą przylgnęłam do Niego i pozwoliłam na jego pieszczoty.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 7 cz. 1



Kiedy się obudziłam, w całym domu panowała niezwykła ciemność i cisza a za oknem migały światła jadących samochodów. Ręką wyszukałam włącznik od lampki I sprawdziłam godzinę. Była 3:45. Usiadłam na skraju łóżka I odgarnęłam włosy z twarzy. Próbowałam sobie przypomnieć jak znalazłam się w swojej sypialni. Ostatnie co pamiętałam to że wtulona w ramiona Wojtka siedziałam na jego kolanach w kuchni. No właśnie Wojtek… Wyszedł?
Podeszłam do okna i wyszłam na balkon. Uderzył mnie przyjemny, chłodny podmuch powietrza gdy stanęłam boso na posadzce. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy, otulając się ramionami. Próbowałam opanować myśli ale nijak mi się to udawało. Wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą okno, udałam się do kuchni po coś do picia, lecz kiedy mijałam drzwi do salonu usłyszałam jakiś szmer. Zapaliłam światło i zobaczyłam Wojtka śpiącego na kanapie. Uśmiechnęłam się tylko i wróciłam do swojego pokoju po koc. Okryłam nim chłopaka i ucałowałam go w czoło. Zgasiłam światło i weszłam do kuchni.
Wyjęłam z lodówki puszkę zielonej herbaty i usiadłam przy stole, opierając brodę na lewej dłoni. Było mi strasznie głupio, że kazałam Wojtkowi ze mną zostać. Przecież jego rodzice na pewno będą się o Niego martwić. Obracałam puszkę w palcach i kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Spać już nie mogłam iść bo i tak bym nie usnęła a na korzystanie z komputera nie miałam chęci. Siedziałam więc wpatrując się w okno jak świta. Tuż po 5 było już zupełnie jasno, podniosłam się i wyrzuciłam pustą puszkę do kosza i włączyłam ekspres do kawy. Wróciłam do pokoju i nalałam w łazience wody do kąpieli. W tym czasie wyjęłam z garderoby czarne spodnie, białą szyfonową tunikę na szerokich ramiączkach, czystą bieliznę i wróciłam do łazienki.
Zanurzyłam się w ciepłej wodzie i dolałam waniliowego olejku do kąpieli. Umyłam włosy truskawkowym szamponem i spłukałam je ciepłą wodą.
Chwilę później stałam już okryta ręcznikiem na środku łazienki i wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. Zastanawiałam się co widzą we mnie chłopcy…A właściwie jeden. Przecież nie byłam ideałem piękna. Nie nosiłam rozmiaru XS i nie miałam nóg modelki. Wręcz przeciwnie M było moim rozmiarem a moje nogi były raczej przeciętne. Twarz też nie zwracała uwagi z tłumu. Jedynie moje włosy naprawdę sprawiały mi satysfakcję. Chodź teraz mokre i splątane, wciąż sięgały za łopatki. Wzięłam głęboki wdech i założyłam przygotowane przez siebie ubranie. Włosy rozczesałam grzebieniem i wysuszyłam, zrobiłam na powiekach kreskę eyelinerem a rzęsy pociągnęłam tuszem. Spojrzałam znów na swoje odbicie i bez entuzjazmu wyszłam do pokoju. Usiadłam na skraju łóżka i wyciągnęłam z leżącej tam torebki telefon. Miałam nieodebrane połączenia od Tosi i od taty. Wiedziałam, że moja przyjaciółka jeszcze śpi ale tato na pewno już był na spacerze w sadzie babci. To był jego rytuał. Codziennie wstawał wcześnie by móc obejrzeć wschód słońca w sadzie. Wybrałam jego numer i podeszłam z telefonem do okna także oglądając wschód.
-Kornelia? Czemu nie śpisz o tej porze skarbie? –usłyszałam zmartwiony głos taty w słuchawce.
-Hej tatku. Miałam koszmary i nie mogłam później zasnąć więc postanowiłam, że dziś też obejrzę wschód. A Ty mogę się założyć, że jesteś w sadzie?
-Biedaczku mój. Tak, tak. Nie mógłbym przegapić wschodu na wsi.
-Co tam u Babci? I jak u Was?
-Babcia pytała o Ciebie i kazała Cię ucałować. A u nas w porządku. Powiedz lepiej dziecinko jak tam u Ciebie? Radzisz sobie sama?
-To też ją ucałuj. Tato,  mam 17 lat i naprawdę umiem już o siebie zadbać. – przekomarzałam się.
-Wiem skarbie, zawsze sobie dasz radę. A jak tam z tym chłopcem? Wojtek, tak?
-Muszę przyznać tato, że pierwszy raz spotkało mnie coś takiego, że mogę z praktycznie obcą osobą porozmawiać w taki sposób. To jest trochę magiczne. Przy Nim czuję się naprawdę dobrze i zapominam o problemach… - czułam jak mój głos się załamał co nie umknęło uwadze taty.
-Co się stało, Nelciu? – spytał tato
-Chodzi o Wiktora. Pokłóciliśmy się i potraktował mnie strasznie i czuję że teraz nasza paczka się rozpadnie. Po za tym Tosia też spotyka się z chłopakiem którego nie dawno poznała i nie ma dla mnie czasu. Więc w sumie tylko z Wojtkiem mogę porozmawiać o swoich problemach. No i z Tobą oczywiście.
-Skarbie, musisz pamiętać że zawsze trzeba doceniać tych którzy byli jak nie było innych. Po za tym jestem pewien, że masz wątpliwości że zbyt krótko się znacie a ty tak bardzo lubisz tego chłopca. Pamiętaj słoneczko, że bratnią duszę możemy poznać w najmniej spodziewany sposób i dzieje się coś niezwykłego, że zaczynamy jej ufać jak staremu przyjacielowi.
-Właśnie tak mam…
-Wiem skarbie, bo ja też tak miałem.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
-A kim była ta bratnia dusza?
-Och skarbie, to była Twoja mama. Zaczęliśmy ze sobą chodzić po niecałym tygodniu znajomości. Pół roku później pobraliśmy się a po kilku miesiącach Ty przyszłaś na świat.
-Czyli…
-Czyli twoja mama i ja byliśmy najbardziej zgraną i zakochaną w sobie parą. I tak jest do tej pory. Bo jeśli jesteś szczera w swoich uczuciach to nic Was nie poróżni.
-Dzięki tato. Chyba coś właśnie zrozumiałam.
-Nie ma za co skarbie. Jesteś mądrą dziewczyną i sama byś to zrozumiała. Jak wrócę chciałbym poznać tego farciarza z którym spotyka się moja córeczka. A teraz leć zrób sobie jakieś śniadanie i wykorzystaj piękną pogodę.
-Oczywiście. Kocham Cię tato. I dziękuję za to co mi powiedziałeś…
-Ja Ciebie też bardzo kocham i nie masz mi za co dziękować. Pa Nelciu.
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam sama do siebie. Tata miał rację chodź ciężko było mi się do tego przyznać po trzech dniach znajomości. Ja się w Wojtku zakochiwałam. Z każdą minutą przy Nim działo się ze mną coś nieprawdopodobnego. Byliśmy bratnimi duszami.
-Czemu już nie śpisz? – usłyszałam za plecami glos Wojtka po czym jego ciche ziewnięcie.
-Sama nie wiem. Obudziłam się po 3 i trochę ogarnęłam. Dziękuje, że zostałeś – podeszłam do Niego i przytuliłam się. Wyglądał uroczo w potarganych włosach z zaspanymi oczami.
-Piękne powitanie. – odwzajemnił uścisk i pocałował mnie w czubek głowy. – Która jest w ogóle godzina?
- Kwadrans po szóstej. – odpowiedziałam, sprawdzając godzinę na telefonie, wciąż wtulona w Wojtka.
-Jejku, nigdy tak wcześnie dobrowolnie nie wstałem. – znów ziewnął i odsunął mnie od siebie. – Musisz mi pokazać gdzie jest łazienka i pożyczyć jakąś szczoteczkę do zębów.
-Jasne, chodź. – chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do swojej łazienki i wyjęłam z szafki nową, zapakowaną szczoteczkę. – Proszę bardzo. Ręcznik wisi koło wanny. A ja przez ten czas zrobię kawę. Z mlekiem i cukrem?
-Bardzo chętnie. – uśmiechnął się i gdy już miałam odchodzić przyciągnął mnie za rękę do siebie. – Jak się czujesz?
-Już mi lepiej. Naprawdę. Rozmawiałam z tatą i troszkę mi pomógł.
-Wiem, słyszałem.
-Podsłuchiwałeś? – zachichotałam i zmarszczyłam nosek.
-Hahaha! No coś tam słyszałem –roześmiał się i wyglądał na zmieszanego. Pocałowałam go delikatnie i poszłam w kierunku drzwi.
-Kawa będzie czekać na stole.- zalotnym spojrzeniem obejrzałam się na Wojtka i wyszłam zamykając za sobą drzwi.