sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 13 cz. 3

Minęła dobra chwila zanim się od siebie oderwaliśmy. I choć bardzo chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie, ześlizgnęłam się z kolan Wojtka i wróciłam na leżankę.
-Wszystko w porządku? - zapytał nieśmiało Wojtek i przysunął krzesło bliżej mnie.
-Sama nie wiem...- oparłam się o ścianę i objęłam nogi rękoma, opierając policzek na kolanach i tępo wpatrując się w okno.
-Przecież między nami już jest wszystko okej...
-Wojtek, nie rozumiesz... Tęskniłam za Tobą i nie mogłam doczekać się chwili kiedy będzie dobrze między nami, ale jednak mnie zraniłeś. Zawiodłam się na Tobie i na prawdę nie wiem czy potrafię znów Ci zaufać...
-Nela...- Wojtek usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem ale się odsunęłam.
-Nie, daj mi dokończyć. Jesteś moim trenerem, nauczycielem. Nawet jeśli wszystko będzie jak dawniej, powiedz mi jak sobie wyobrażasz nasze relacje w szkole? Przecież wyrzucą albo mnie, albo Ciebie gdy ktokolwiek się dowie o naszym związku...
-To nie jest teraz ważne...- Wojtek znów próbował mnie objąć, ale poderwałam się z łóżka i zaczęłam nerwowo chodzić po gabinecie.
-Ty nic nie rozumiesz! Zachowujesz się jak dziecko. Ja nie mogę się z Tobą publicznie spotykać! Nawet nie wiem czy chcę...
-Nie bardzo rozumiem, Nela. Wstydzisz się pokazywać ze mną publicznie?
-Nie, kompletnie nie o to mi chodzi! To nieetyczne żebyśmy ze sobą byli, kiedy muszę do Ciebie mówić "Profesorze"... Po za tym mam zaliczenie semestralne i jeśli ktokolwiek dowie się o naszym związku, mogę je oblać, rozumiesz?
-Nela, Max i Tosia nie ukrywają swojego związku i nie mają żadnych konsekwencji. - Wojtek podszedł do mnie i objął w talii.
-Bo Max nie jest tu jako nauczyciel, tylko ewentualnie twój pomocnik!- znów się wyrwałam i podeszłam do okna. - Wojtek... Bycie razem nie jest nam chyba pisane... - wyszeptałam i usiadłam n parapecie, wpatrując się w niebo.
-Co Ty mówisz?! Skarbie, myślisz że ja z Ciebie zrezygnuje przez etat w szkole?- ukląkł przede mną i złapał za rękę. -Kocham Cię. Dopiero co Cię odzyskałem po tej beznadziejnej tajemnicy i nie zmierzam pozwolić znów Ci uciec.
Nie chciałam płakać, choć znów poczułam zbierające w oczach łzy. Zamknęłam oczy i stwierdziłam, że plan który sobie ułożyłam w głowie zadziała.
-Wojtek, chcę żebyś wiedział że Wiktor jest dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą i gdyby nie on pewnie nie było by mnie tu dziś.
-Co chcesz mi powiedzieć?!- Wojtek prawie krzyknął i poderwał się na równe nogi.
-Wiem, że jesteś strasznie zazdrosny o kogokolwiek z kim rozmawiam, ale uważam że najlepszym wyjściem będzie jeśli o tej rozmowie będziemy wiedzieć tylko my.
-Czyli co?
-Chcę pozostać w dobrych relacjach z Wiktorem, który zapewni mi alibi że między mną a Tobą nic nie ma.
-Chcesz udawać, że z nim jesteś?! Kornelia!
-Nie. Nie rozumiesz mnie!- podeszłam do niego i chwyciłam go za bluzę. - Wojtek ja też Cię kocham, ale dopóki nie zaliczę semestru i twoja praca w mojej szkole się nie skończy, nie chcę żeby ktokolwiek się o nas dowiedział. No, oprócz Tosi i Maxa, a Wiktor jest prawie zawsze gdzieś blisko mnie więc damy w ten sposób ludziom temat do plotek
-Nie wiem Kornelia... Na prawdę nie wiem...
-Tak będzie lepiej dla nas obojga. Będziemy się spotykać po szkole i w weekendy, obiecuję. - Popatrzyłam mu głęboko w oczy i zdobyłam się na niewielki uśmiech. Wojtek był wyraźnie zmieszany, a jego błękitne oczy zdawały się być smutne pomimo uśmiechu. 
-Będę musiał znosić jego koło Ciebie przez całe dni?
-Będziesz musiał... - uśmiechnęłam się szerzej i wspięłam się na palce by móc go objąć.
-Zgodzę się na wszystko, byle tylko mieć Cię dla siebie. - objął mnie w talii i uniósł lekko, po czym pocałował mnie jak nigdy dotąd. Czułam jak się rozpływam i w myślach rozważałam co bardziej na to wpłynęło: tęsknota za Nim przez tak długi czas czy ulga że wszystko zaczyna się układać.

Chwilę później Wojtek był już na lekcji, a ja popijałam paskudny, pomarańczowy napój ciągle się krzywiąc. W drzwiach od gabinetu pojawiła się Pani Irena, która niosła stos dokumentów i paczkę Delicji.
-Widziałam, że Twój instruktor szedł na boisko więc pomyślałam że się nudzisz. - zagadnęła z szerokim uśmiechem, kładąc stertę papierów na biurku. W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i szybko zmieniłam temat by ukryć zawstydzenie.
-Pomóc Pani w tych papierach?
-Nie dziecinko, dziękuję ale muszę sama się z tym uporać. Poczęstuj się ciasteczkiem.
-Bardzo chętnie, bo to coś jest okropne. - wskazałam na plastikowy kubek i się skrzywiłam.
-No właśnie, jak się czujesz?
-Już lepiej, to okropieństwo szybko działa. - uśmiechnęłam się do niej i wyrzuciłam kubeczek do stojącego obok kosza.
-Mam wrażenie, że to nie "to okropieństwo" pomogło. - Pani Irena roześmiała się i dalej kartkowała dokumenty a ja czułam jak moje policzki stają się czerwone. - Nie przejmuj się kochanie, tak sobie tylko żartuję. Jeśli faktycznie już wszystko w porządku to możesz wracać na lekcje.
Podziękowałam zatem i szybko wymknęłam się z gabinetu. Idąc korytarzem, sama nie wierzyłam w zwrot wydarzeń. Marzyłam o takiej chwili jak ta dziś z Wojtkiem. Może nie koniecznie chodziło mi o wykorzystanie Wiktora do ochrony mojej i Wojtka prywatności, ale po za tym wszystko skończyło się tak jak chciałam.Nareszcie będę miała czystą kartę i Wojtka obok siebie. Pytanie tylko czy spełnienie tego marzenia jest warte mojej przyjaźni z Wiktorem?

Weszłam do szkolnej kawiarni i zamówiłam kawę z mlekiem. Usiadłam przy stoliku obok okna na boisko i zobaczyłam Wojtka, który zamiast prowadzić lekcje grał z chłopakami w kosza podczas gdy dziewczyny rozciągały się na bieżni i co chwila gapiły się na Wojtka bez koszulki. Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową. W tym samym momencie przysiadł się do mnie Wiktor wyraźnie zmęczony.
-Jak się czujesz? Byłem u pielęgniarki i powiedziała że lepiej się czujesz i poszłaś na lekcję, ale pomyślałem że nie pójdziesz do tego palanta więc przybiegłem tutaj. - mówiąc "palanta", Wiktor kiwnął głową w stronę boiska więc od razu spojrzałam na Wojtka.
-Już mi lepiej i hmm... nie mogę wiecznie omijać lekcji z nim. Po dzwonku pójdę się przebrać.
-Czy mi się wydaję czy zmieniło się Twoje podejście do Szafrańskiego?
-Zwariowałeś chyba... Przyszedł do pielęgniarki zapytać czy wrócę na lekcję i zmył się bez słowa, więc niby czemu miałoby się coś zmienić?
-No nie wiem tak pytam. Odprowadzić Cię do szatni, bo za chwilę będzie dzwonek?
-Pewnie. Chodźmy. - Złapałam go pod rękę i razem poszliśmy w kierunku boiska.

Kiedy już przebrana w dresy maszerowałam z Wiktorem w stronę klasy, kilka osób podbiegło do nas zapytać mnie o samopoczucie. Grzecznie odpowiadałam, gdy podeszła do nas reszta w tym Wojtek, ubrany w koszulkę LA LAKERS i czarne szorty. Uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Kornelia Bujnowska, prawda? Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać - Wojtek Szafrański, bardzo mi miło. Mam nadzieję, że dobrze się już Pani czuję. - w tym momencie słyszałam jak Wiktor prychnął i podszedł bliżej mnie.
-Dziękuję, już mi lepiej. Oczywiście mi też jest miło, że będzie mnie uczyć taka gwiazda jak Pan, trenerze.- uśmiechnęłam się szeroko i powstrzymywałam się od roześmiania. Rozegraliśmy tą scenkę jak para zawodowców i tylko jedna osoba była podejrzliwa co do naszego zachowania.
-To co zaczynamy, mili państwo?- Wojtek roześmiał się i zanim odszedł puścił mi oczko i uśmiechnął się do mnie tak bardzo uwielbianym przeze mnie uśmiechem.
Wiktor odciągnął mnie na bok i trzymając mnie za rękę nie krył zdenerwowania.
-Nela, co to miało znaczyć?
-Nic. A co niby?
-To wyglądało jakbyście ze sobą flirtowali!
-Wiktor, na prawdę nie wszyscy muszą wiedzieć co Wojtek mi zrobił. Staram się zachowywać jak najmniej podejrzanie, więc na prawdę nie rozumiem Twojego zachowania... - starałam się go uspokoić i powstrzymać jego wątpliwości. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że znów jesteśmy z Wojtkiem parą.
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz...
-Tak i mam nadzieję że Twoje przesłuchanie dobiegło końca, bo właśnie zaczynają się zajęcia. Idziesz?
Wiktor nic nie odpowiedział, tylko złapał mnie za rękę i dołączyliśmy do grupy. Widziałam, że Wojtek walczy ze sobą patrząc na nasze splecione ręce, ale uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i bezgłośnie powiedziałam "kocham cię". Wojtek wyraźnie się rozluźnił i odpowiedział mi to samo. Uśmiechnęliśmy się znów do siebie po czym muzyka zaczęła grać a ręka Wiktora nie była już w mojej dłoni.


sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 13 cz. 2

Normalnie nie przejmowałabym się dźwiękiem trzaskającej metalowej szafki ale tym razem kobieca intuicja kazała mi się odwrócić w stronę, z której dochodził owy huk. Kilkanaście metrów ode mnie stali niemało zdziwieni Tosia i Max a w głównym holu mignęła mi wysoka, dobrze zbudowana osoba w niebieskiej bluzie z kapturem. Mimo całej swojej determinacji zrobiło mi się strasznie głupio. Nie mam pojęcia czemu w moich oczach stanęły łzy, ale gdy Wiktor coś namiętnie mi wykładał i śmiał się niemal przez cały czas, zrozumiałam ironię całej tej sytuacji.
Przecież to chodziło o mnie. Cały ten kontrast między zachowaniem Wiktora i Wojtka był spowodowany moim postępowaniem. Byłam ich prywatną puszką Pandory. Gdzie się nie pojawiłam, sprawiałam albo radość jednemu albo złość i smutek drugiemu z chłopaków. Nagle wszystko wydało się takie banalne. I gdy próbowałam wrócić do rzeczywistości nagle uderzył mnie zgiełk i kompletna dezorientacja. Wiktor potrząsał mną kilkakrotnie trzymając mnie za ramiona a ja próbowałam zatrzymać natłok zdarzeń który powoli zaczął do mnie docierać.
-Kornelia! Kornelia! Słyszysz mnie?! Co ci do jasnej cholery jest?!
-Hmmm? Chyba źle się czuję...- odpowiedziałam cicho a chwilę później byłam już niesiona na rękach do szkolnej pielęgniarki.
-Wiktor... co ludzie pomyślą? - wyszeptałam do jego ucha.
-Zamknij się i nie przejmuj błahostkami. Jesteś blada jak ściana i ledwo co stoisz na nogach a pytasz się jeszcze co ludzie pomyślą?
Zrobiło mi się głupio, więc po prostu zamknęłam oczy i pozwoliłam zanieść się do uwielbianej przez uczniów Pani Ireny.
W gabinecie Wiktor położył mnie na łóżku i szybko wyjaśnił co mi jest, lecz gdy pielęgniarka kazała mu opuścić gabinet stanowczo odmówił i powiedział, że mnie nie zostawi w takim stanie.
-Wiktor, idź. Mamy lekcję a nie powinieneś od samego początku mieć zaległości. - wiedziałam, że mnie posłucha więc mimo mojej pękającej głowy zdobyłam się na uśmiech, byle tylko wyszedł
-Z resztą kto Pannie Kornelii poda pracę domową, panie Jankowski? No i ktoś musi przekazać nauczycielowi z którym macie lekcję zawiadomienie o nieobecności... - powiedziała pani Irenka i podała Witkowi kartkę.
-No dobrze... ale na przerwie wpadnę zobaczyć co u Ciebie. - uśmiechnął się i wyszedł. I o dziwo, odetchnęłam z ulgą. Rozluźniłam się na leżance a pielęgniarka podeszła by zbadać mi ciśnienie.
-Może za dużo trenujesz, kochanie? - zapytała z troską w głosie.
-Nie wiem, Proszę Pani ale mam wrażenie że powód jest o wiele bardziej skomplikowany.
-Pewnie ma dwie pary pięknych oczu, dwie wysokie sylwetki i dwa piękne uśmiechy?- uśmiechnęła się szeroko i odgarnęła włosy z mojego czoła.
-Skąd Pani wie? - zdziwiłam się i byłam pewna że moja mina w tamtym momencie przypominała karpia. Pani Irenka roześmiała się perliście i pokiwała rozbawiona głową.
-Kochanie też byłam w Twoim wieku... I też podobnie przeżywałam miłosne rozterki. - znów pogładziła mnie po głowie a ja wyobraziłam sobie ją gdy była w moim wieku. Pani Irenka była dość szczupłą osobą, ciemne włosy z siwymi refleksami czesała w wysoki kok a twarz zdawała się promienieć. Nie miała więcej jak 50 lat ale w jej oczach wciąż dostrzec można było iskierki.
-Pewnie myślisz jakie ja miałam rozterki, co?
-Nie, raczej.... raczej jestem w szoku, że tak trafnie pani mnie zdiagnozowała.
-Kochanie, zapamiętaj : chłopcy w tym wieku mają bardzo duży problem z odczytaniem potrzeb dziewczyny. I gdy wydaje im się że postępują słusznie, chronią Cię, nie zrozumieją dopóki im szczerze o tym nie powiesz.
-Albo nie zerwiesz z awanturą... - dopowiedziałam szeptem.
-Wtedy mówi się różne rzeczy. Czasem te niechciane i te najgłębiej skrywane też. Za to chłopcy którzy nie wiedzą czego chcą i skaczą z kwiatka na kwiatek, robiąc przy tym nie małe zamieszanie to słaba inwestycja na przyszłość. Zazwyczaj jeszcze mówią, że zerwali dla Ciebie. Wtedy to już pewne, że jesteś tylko zabawką.
-Właśnie przedstawiła mi Pani sylwetki obu moich problemów...
-Jednego znam i nawet umiem go sklasyfikować ale drugi jest wart uwagi, Kornelio. - uśmiechnęła się znowu i podała mi kubeczek z pięknie pachnącym, pomarańczowym płynem. - Na wzmocnienie.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez Pani zrobiła. - wstałam z leżanki, objęłam ją serdecznie i gdy znów zakręciło mi się w głowie, pielęgniarka posadziła mnie na łóżko i kazała wypić lek.
-Nie tak szybko, musisz troszkę dojść do siebie. Minęło dopiero 10 minut lekcji więc...
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!- gdy drzwi się otworzyły, wyjrzałam zza parawanu i ujrzałam w nich znajomą niebieską bluzę. Zachłysnęłam się lekiem który w tym momencie piłam i oblałam sobie sukienkę. W duchu dziękowałam za ten zielony, obrzydliwy parawan.
-Dzień dobry, moje nazwisko Szafrański. Prowadzę teraz lekcję z klasą Kornelii i chciałem sprawdzić jak ona się czuję.
-Ach tak, kompletnie zapomniałam o tym stażu dzieciaków. Kornelia odpoczywa. A Pan teraz nie powinien być na lekcji?
-Tak, ale mój brat obiecał mnie zastąpić, więc...
-Och rozumiem... No dobrze, w takim razie proszę zostać a ja pójdę zanieść karty do sekretariatu.
Niech by to szlag!- pomyślałam w duchu i wiedziałam doskonale że Pani Irenka zrobiła to specjalnie. Oparłam się plecami o ścianę i sączyłam wcale niesmaczny lek. Gdy drzwi się zamknęły, usłyszałam wciągane powietrze a chwilę później zza parawanu wychyliły się najpiękniejsze niebieskie oczy, a zaraz po nich cały mój chłopak. MÓJ CHŁOPAK. Czułam jak motylki w brzuchu mi szaleją i choć godzinę temu chciałam go zabić teraz marzyłam tylko o tym żeby mnie przytulił.
-Cześć... Jak... Jak się czujesz? -wydukał i zaczął nerwowo przeczesywać włosy.
-Już lepiej. - odpowiedziałam i wskazałam krzesło obok leżanki. - Usiądź, proszę.
Z wahaniem przysunął krzesło bliżej i usiadł tuż przy moich nogach.
-Kornelia... ja...
-Dzięki, że przyszedłeś. - przerwałam mu bo jak najmniej chciałam wrócić do tematu jego kłamstwa.
-Nie mógłbym prowadzić zajęć ze świadomością że coś Ci dolega a ja nie wiem co.
-Nie wiem czy powinieneś aż tak się mną przejmować... - wycedziłam i utkwiłam wzrok w jakimś plakacie dotyczącym zdrowego odżywiania.
-Jak mógłbym się Tobą nie przejmować? Nawet tak nie mów. Nie wyobrażasz sobie co przeżywałem gdy wybiegłaś z auli...
-To Ty sobie nie wyobrażasz co JA PRZEŻYWAŁAM gdy wybiegałam z auli! - czułam jak łzy zbierają się w moich oczach i niemal krzycząc próbowałam pozbyć się ściskającego krtań uczucia.
-Kornelia... źle to ująłem. Ja... - Wojtek pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. - Nigdy nie wybaczę sobie, że Cię tak zraniłem. A jeśli to będzie oznaczać że Cię straciłem to moje życie kompletnie straci sens.
No i pękło... Łzy popłynęły mi po policzkach strumieniami. I gdy do tej pory wszystko wydawało mi się białe albo czarne, powróciły kolory.
Wstałam i podbiegłam do Wojtka. Usiadłam na jego kolanach i wtuliłam się w jego szyję. Czułam, że jest zdziwiony ale gdy tylko go objęłam, przytulił mnie jak dziecko.
-Kornelia...
-Ciii... - uciszyłam go. - Nic nie mów. - poczułam pocałunek we włosach i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Zdecydowanie wszystko powolutku wracało do normy.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 13 cz. 1



ON

Pierwszy raz w życiu zrozumiałem co tak naprawdę znaczy, że nie można znaleźć sobie miejsca. Wszystko, dosłownie wszystko mnie irytowało i nawet książka która leżała na biurku doprowadzała mnie do szału. Odkąd zobaczyłem Kornelię w parku jak tańczyła z tymi mięśniakami i tym gnojem Wiktorem, czułem się jak by ziemia się pode mną zawaliła. Gdy mnie zauważyła widziałem w jej oczach nie ból a chęć zemsty. To mnie złamało. Czułem jak rosnący gniew rozpiera mnie od środka więc po prostu wybiegłem stamtąd, wpadając przy okazji na jakąś migdalącą się parę.
A dzisiejszego dnia wiedziałem że czeka mnie męczarnia w szkole. I to akurat dziś miałem mieć trening z klasą Kornelii. Akurat zobaczenie Jej mnie niezmiernie cieszyło. Może da mi szansę wszystko wyjaśnić? Może zrozumie?
Najgorsza była świadomość że Wiktor też tam będzie, a nie wiem czy starczy mi sił by na wstępie nie przywalić mu w ryj.
-Ogarnij się chłopie! Przecież Cię wywalą! – Max stał w drzwiach i trzymał dwie papierowe torby. – A tak swoja drogą nie wiedziałem, że gadasz do siebie…
-Zamknij się! Po za tym ile razy Ci powtarzałem, że się puka! – warknąłem i wrzuciłem do plecaka podręczniki leżące na biurku.
-Wo… nie chcę Ci psuć humoru, bracie ale trochę chyba przesadzasz… - Max usiadł na łóżku i przyglądał się mi uważnie – A jak tak dalej pójdzie to będziesz musiał sobie kupić nowy plecak…
Faktycznie, przez moje odreagowywanie na książkach, w plecaku zaczynało się już odrywać zapięcie.
-Pieprzyć to! – rzuciłem plecak z impetem na podłogę i usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłonie.
-Daj spokój! Pogadam dziś z Tosią może ona coś poradzi na całą tą akcję z Kornelią.
-To nie Twój problem! Sam sobie zawiniłem to i sam to rozwiążę.
-To już Twoja decyzja. Jeśli nie chcesz to nie będę nalegał…
-Czemu musiałem być taki głupi? Gdybym jej powiedział, tak jak Ty Tośce to wszystko byłoby okej…
-Czasu nie cofniesz, stary! Masz, mama zrobiła nam śniadanie i pośpiesz się bo się spóźnimy… - Max położył na łóżku jedną z papierowych toreb i wyszedł zamykając za sobą drzwi. A ja opadłem bezwiednie na łóżko i nerwowo przeczesywałem włosy. Trzeba się pozbierać i stawić temu czoła! Tylko jak to zrobić?


Kilka minut przed 8 razem z Wojtkiem szliśmy już szkolnym korytarzem w poszukiwaniu swoich szafek na książki. Wzbudzaliśmy nie małe zainteresowanie ale żaden z Nas nie zwracał na to uwagi. Chwilę potem byliśmy już przy swoich szafkach a do Maxa dołączyła Tosia. Pocałowali się namiętnie na powitanie a ja nie mogłem patrzeć na ich czułości, schowałem głowę w szafkę w poszukiwaniu planu zajęć i wtedy usłyszałem najpiękniejszy śmiech. Zamarłem i wiedziałem, że mógł należeć tylko do jednej osoby w tej szkole. Odchyliłem się by widzieć korytarz i zobaczyłem moją ciemnowłosą piękność. Wyglądała… WOW. Długie loki sięgały talii, a bordowa sukienka idealnie podkreślała jej kształty. Już miałem pobiec w jej kierunku, gdy zobaczyłem obok niej Wiktora. Żartowali a potem on bezczelnie ją objął! MOJĄ DZIEWCZYNĘ! Zatrzasnąłem z hukiem drzwi metalowej szafki i uderzyłem w nie pięścią.
-Spotkamy się na zajęciach… - krzyknąłem w stronę Maxa i Tosi i pobiegłem w stronę Sali treningowej. To z pewnością nie był pierwszy dzień szkoły jaki sobie wyobrażałem…

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 12 cz. 3




Pójście do szkoły następnego dnia mimo wszystkich tych emocji które mną targały, uważałam za świetny sposób by odegrać się na fałszywym ukochanym. Wstałam wcześniej niż zamierzałam. Wzięłam prysznic, włosy ułożyłam i zakręciłam lokówką by dodać im charakteru. Założyłam bordową opiętą sukienkę, czarną ramoneskę i bordowe VANSy. Makijaż też zrobiłam mocniejszy niż zwykle, a co! Niech widzi co stracił, kretyn! Która z Nas nie przeżywała podobnej sytuacji? Robienie na złość facetowi który nas oszukał jest prawie jak punkt honoru!
W kuchni zastałam mamę która pochylona nad książką przy kuchennym stole, nawet nie spojrzała na mnie gdy robiłam sobie śniadanie. Nauczyłam się już nie przejmować brakiem zainteresowania z jej strony, ale dziwne ukłucie żalu spowodowało że łzy stanęły mi w oczach. Szybko otarłam krople spływające po policzkach i zjadłam płatki oparta o kuchenny blat. W radiu leciała akurat jakaś ckliwa muzyka, a moja noga nerwowo tupała o podłogę kompletnie bez mojej ingerencji. Gdyby nie Filip który wpadł jak strzała do kuchni i rzucił się w moją stronę z otwartymi ramionami, jak nic bym wybuchła! Odstawiłam miskę do zlewu, przywitałam się z bratem i ucałowałam go w czubek głowy. Potem wyszłam z domu pod pretekstem spóźnienia się do szkoły mimo że było zaledwie kilka minut po 7 i poszłam wprost na przystanek powstrzymując łzy. Cholera, jednak nie jestem aż tak silna – pomyślałam i nie miałam siły dłużej tłumić w sobie przygniatających uczuć. Po moim policzku popłynęły łzy a ja, gdyby nigdy nic weszłam do tramwaju jadącego wprost na spotkanie z Wojtkiem.

Gdy weszłam do szkoły makijaż był na swoim miejscu, a opuchnięte oczy przypudrowałam by po łzach nie został nawet maleńki ślad. Już od drzwi usłyszałam radosne, podniesione głosy i niemal każdy przechodzący obok mnie uczeń witał się ze mną lub przystawał na chwilę rozmowy. Nie wiedziałam jak z tego wybrnąć więc po prostu przystawałam i odpowiadałam na pytania siląc się przy tym na jak najlepszy uśmiech. Wtedy zobaczyłam, a raczej przestałam widzieć cokolwiek bo na mojej twarzy pojawiły się dwie, miękkie męskie dłonie. Moje serce zabiło szybciej, bo przecież nie raz z Wojtkiem robiliśmy sobie takie żarty, ale gdy usłyszałam niski tembr głosu Wiktora, próbowałam ze wszystkich sił nie okazać rozczarowania.
-Zgadnij kto to skarbie… - wyszeptał, wprost do mojego ucha.
-Wiktorze Jankowski! Obiecuję że jak tylko odzyskam wzrok to nie będzie przyjemne powitanie… - mimo udawanej złości, uśmiechnęłam się a wtedy dłonie z mojej twarzy znalazły się na moich ramionach i odwróciły mnie do rozmówcy.
-Cześć Piękna! Ślicznie dziś wyglądasz. – pocałował mnie w policzek Wiktor i uśmiechnął się tak, że w jego policzkach pojawiły się dwa cudne dołeczki.
-Nono, Ty też niczego sobie…- pochwaliłam go i stając na palcach, zmierzwiłam jego bujne włosy. Faktem było, że Wiktor był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Jego ponad metr osiemdziesiąt, umięśnione ciało, hollywoodzki uśmiech i jeszcze jego styl ubierania… Miał na sobie czarne, proste spodnie, białą, opiętą koszulkę i granatową sportową marynarkę, sprawiały że wyglądał jak model z damskiego pisemka a nie uczeń warszawskiego liceum.
-Jak się trzymasz? – spytał już na poważnie.
-A jak widać? – zapytałam z wrednym uśmieszkiem.
-No wiesz, wyglądasz jak gwiazda filmowa a nie jak ktoś z sercem w kawałeczkach…
-Dzięki, umiesz pocieszyć przyjaciela… - spochmurniałam i nagle Wiktor przyciągnął mnie do siebie i objął mnie w talii.
-Nie chciałem Ci tego przypominać, przepraszam!
-Zwariowałeś Jankowski! Puszczaj mnie! Żartowałam, gburze… - zaczęłam go łaskotać i wyrwałam się z jego objęć by nie wzbudzić nie potrzebnej sensacji w szkole. Wiktor zaczął mnie gonić po czym położył swoją rękę na moim ramieniu.
-W takim razie ja gbur, żądam by mój przyjaciel odprowadził mnie na zajęcia.
-Już się robi! – roześmiałam się i oboje poszliśmy w kierunku Sali treningowej i choć za wszelką cenę starałam się uniknąć rozgłosu, podszeptywania i zaciekawione spojrzenia w naszym kierunku zapowiadało się ciekawie przez kilka najbliższych dni albo nawet tygodni…

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 12 cz. 2



Do domu wróciłam późnym wieczorem. Przemknęłam się po cichu do pokoju żeby nie słuchać gadania matki. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam odprężającą kąpiel. Potem przebrana w szorty i za dużą koszulkę czmychnęłam do łóżka i sięgnęłam po laptopa. Mój facebook kipiał od powiadomień… Większość dotyczyła rozpoczęcia i planu. Było też kilka zdjęć „szalonych plastików” czyli Darii i jej przyjaciółek w szkolnej łazience. Miałam też 3 wiadomości.
Wojtek.
Daria.
Tosia.
Ze wszystkich tych osób najbardziej interesowało mnie co do powiedzenia ma mi Daria, więc otworzyłam okno rozmowy i zobaczyłam tylko trzy wyrazy:
 „Pożałujesz tego szmato.”
No cóż. Przynajmniej napisała to bezbłędnie. Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
 „Tego że przyjaźnie się z Twoim byłym chłopakiem, czy może że ośmieszyłam Cię na oczach całej szkoły? Wolę wiedzieć za co mam Ci potem obić buźkę :*”
Pierwszy raz nie dbałam o to czy mi zaszkodzi niewyparzony język. Czułam się silniejsza i byłam pewna, że skoro poradziłam sobie z rozczarowaniem tak ważną mi w życiu osobą, to z jakąś pustą laleczką nie mam w ogóle co się bawić. Otworzyłam okno rozmowy z Tosią.
„Odezwij się jak wrócisz. Masz wciąż wyłączony telefon a ja się naprawdę martwię!”
Telefon… kompletnie o nim zapomniałam! Pewnie nadal jest w plecaku Wiktora… Włączyłam czat i sprawdziłam czy Wiktor jeszcze jest online. Niestety, zostało mi mieć nadzieję że jutro odzyskam swoje Blackberry. Tymczasem dostałam wiadomość od Wojtka…
„Cieszę się że jesteś już w domu. Martwiłem się że zrobisz coś głupiego. Możesz dać mi szansę to wszystko wyjaśnić? Pisałem do Ciebie wcześniej, bo Twój telefon nie odpowiadał. Kornelia! Proszę…”
Przewinęłam okno rozmowy w górę i faktycznie miałam kilka wiadomości dotyczących wyjaśnień, a raczej próby wyjaśnień. Prychnęłam i szybko odpisałam:
„Nie mamy o czym rozmawiać.”
Po czym zamknęłam czat i wyłączyłam komputer. Tej nocy zasypiałam z uśmiechem na ustach…

Budzik zadzwonił punktualnie o 7. W kuchni zastałam mamę i Filipa którzy właśnie kończyli śniadanie. Bez słowa ucałowałam młodszego brata w czubek głowy po czym podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej puszkę zielonej herbaty i spakowałam ją do torby.
-Cześć Kolnel!- przywitał mnie Filip wesoło. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Dzień dobry… - odrzekła z wyrzutem moja rodzicielka. – Czy to przez Twój wczorajszy nocny powrót wstałaś dziś lewą nogą i jesteś obrażona na cały świat?
Jak szybko mój uśmiech się pojawił tak samo szybko zniknął. Nie miałam ochoty na awantury więc po prostu przemilczałam jej zaczepkę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Myślałam, że odpuści jednak wciąż drążyła temat a ja czułam że nie wiele zostało mi silnej woli na trzymanie języka za zębami.
-Doskonale zdajesz sobie sprawę, że za twój wczorajszy wybryk powinnaś dostać szlaban a teraz twoje zachowanie to już stąpanie po cienkiej linii… - odpowiedziała z pogardą wciąż siedząc do mnie plecami. Prychnęłam tylko i wstawiłam pustą szklankę do zmywarki. Wychodząc pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Nie dbałam już o to co do powiedzenia ma mi moja mama.