Minęła dobra chwila zanim się od siebie oderwaliśmy. I choć bardzo chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie, ześlizgnęłam się z kolan Wojtka i wróciłam na leżankę.
-Wszystko w porządku? - zapytał nieśmiało Wojtek i przysunął krzesło bliżej mnie.
-Sama nie wiem...- oparłam się o ścianę i objęłam nogi rękoma, opierając policzek na kolanach i tępo wpatrując się w okno.
-Przecież między nami już jest wszystko okej...
-Wojtek, nie rozumiesz... Tęskniłam za Tobą i nie mogłam doczekać się chwili kiedy będzie dobrze między nami, ale jednak mnie zraniłeś. Zawiodłam się na Tobie i na prawdę nie wiem czy potrafię znów Ci zaufać...
-Nela...- Wojtek usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem ale się odsunęłam.
-Nie, daj mi dokończyć. Jesteś moim trenerem, nauczycielem. Nawet jeśli wszystko będzie jak dawniej, powiedz mi jak sobie wyobrażasz nasze relacje w szkole? Przecież wyrzucą albo mnie, albo Ciebie gdy ktokolwiek się dowie o naszym związku...
-To nie jest teraz ważne...- Wojtek znów próbował mnie objąć, ale poderwałam się z łóżka i zaczęłam nerwowo chodzić po gabinecie.
-Ty nic nie rozumiesz! Zachowujesz się jak dziecko. Ja nie mogę się z Tobą publicznie spotykać! Nawet nie wiem czy chcę...
-Nie bardzo rozumiem, Nela. Wstydzisz się pokazywać ze mną publicznie?
-Nie, kompletnie nie o to mi chodzi! To nieetyczne żebyśmy ze sobą byli, kiedy muszę do Ciebie mówić "Profesorze"... Po za tym mam zaliczenie semestralne i jeśli ktokolwiek dowie się o naszym związku, mogę je oblać, rozumiesz?
-Nela, Max i Tosia nie ukrywają swojego związku i nie mają żadnych konsekwencji. - Wojtek podszedł do mnie i objął w talii.
-Bo Max nie jest tu jako nauczyciel, tylko ewentualnie twój pomocnik!- znów się wyrwałam i podeszłam do okna. - Wojtek... Bycie razem nie jest nam chyba pisane... - wyszeptałam i usiadłam n parapecie, wpatrując się w niebo.
-Co Ty mówisz?! Skarbie, myślisz że ja z Ciebie zrezygnuje przez etat w szkole?- ukląkł przede mną i złapał za rękę. -Kocham Cię. Dopiero co Cię odzyskałem po tej beznadziejnej tajemnicy i nie zmierzam pozwolić znów Ci uciec.
Nie chciałam płakać, choć znów poczułam zbierające w oczach łzy. Zamknęłam oczy i stwierdziłam, że plan który sobie ułożyłam w głowie zadziała.
-Wojtek, chcę żebyś wiedział że Wiktor jest dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą i gdyby nie on pewnie nie było by mnie tu dziś.
-Co chcesz mi powiedzieć?!- Wojtek prawie krzyknął i poderwał się na równe nogi.
-Wiem, że jesteś strasznie zazdrosny o kogokolwiek z kim rozmawiam, ale uważam że najlepszym wyjściem będzie jeśli o tej rozmowie będziemy wiedzieć tylko my.
-Czyli co?
-Chcę pozostać w dobrych relacjach z Wiktorem, który zapewni mi alibi że między mną a Tobą nic nie ma.
-Chcesz udawać, że z nim jesteś?! Kornelia!
-Nie. Nie rozumiesz mnie!- podeszłam do niego i chwyciłam go za bluzę. - Wojtek ja też Cię kocham, ale dopóki nie zaliczę semestru i twoja praca w mojej szkole się nie skończy, nie chcę żeby ktokolwiek się o nas dowiedział. No, oprócz Tosi i Maxa, a Wiktor jest prawie zawsze gdzieś blisko mnie więc damy w ten sposób ludziom temat do plotek
-Nie wiem Kornelia... Na prawdę nie wiem...
-Tak będzie lepiej dla nas obojga. Będziemy się spotykać po szkole i w weekendy, obiecuję. - Popatrzyłam mu głęboko w oczy i zdobyłam się na niewielki uśmiech. Wojtek był wyraźnie zmieszany, a jego błękitne oczy zdawały się być smutne pomimo uśmiechu.
-Będę musiał znosić jego koło Ciebie przez całe dni?
-Będziesz musiał... - uśmiechnęłam się szerzej i wspięłam się na palce by móc go objąć.
-Zgodzę się na wszystko, byle tylko mieć Cię dla siebie. - objął mnie w talii i uniósł lekko, po czym pocałował mnie jak nigdy dotąd. Czułam jak się rozpływam i w myślach rozważałam co bardziej na to wpłynęło: tęsknota za Nim przez tak długi czas czy ulga że wszystko zaczyna się układać.
Chwilę później Wojtek był już na lekcji, a ja popijałam paskudny, pomarańczowy napój ciągle się krzywiąc. W drzwiach od gabinetu pojawiła się Pani Irena, która niosła stos dokumentów i paczkę Delicji.
-Widziałam, że Twój instruktor szedł na boisko więc pomyślałam że się nudzisz. - zagadnęła z szerokim uśmiechem, kładąc stertę papierów na biurku. W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i szybko zmieniłam temat by ukryć zawstydzenie.
-Pomóc Pani w tych papierach?
-Nie dziecinko, dziękuję ale muszę sama się z tym uporać. Poczęstuj się ciasteczkiem.
-Bardzo chętnie, bo to coś jest okropne. - wskazałam na plastikowy kubek i się skrzywiłam.
-No właśnie, jak się czujesz?
-Już lepiej, to okropieństwo szybko działa. - uśmiechnęłam się do niej i wyrzuciłam kubeczek do stojącego obok kosza.
-Mam wrażenie, że to nie "to okropieństwo" pomogło. - Pani Irena roześmiała się i dalej kartkowała dokumenty a ja czułam jak moje policzki stają się czerwone. - Nie przejmuj się kochanie, tak sobie tylko żartuję. Jeśli faktycznie już wszystko w porządku to możesz wracać na lekcje.
Podziękowałam zatem i szybko wymknęłam się z gabinetu. Idąc korytarzem, sama nie wierzyłam w zwrot wydarzeń. Marzyłam o takiej chwili jak ta dziś z Wojtkiem. Może nie koniecznie chodziło mi o wykorzystanie Wiktora do ochrony mojej i Wojtka prywatności, ale po za tym wszystko skończyło się tak jak chciałam.Nareszcie będę miała czystą kartę i Wojtka obok siebie. Pytanie tylko czy spełnienie tego marzenia jest warte mojej przyjaźni z Wiktorem?
Weszłam do szkolnej kawiarni i zamówiłam kawę z mlekiem. Usiadłam przy stoliku obok okna na boisko i zobaczyłam Wojtka, który zamiast prowadzić lekcje grał z chłopakami w kosza podczas gdy dziewczyny rozciągały się na bieżni i co chwila gapiły się na Wojtka bez koszulki. Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową. W tym samym momencie przysiadł się do mnie Wiktor wyraźnie zmęczony.
-Jak się czujesz? Byłem u pielęgniarki i powiedziała że lepiej się czujesz i poszłaś na lekcję, ale pomyślałem że nie pójdziesz do tego palanta więc przybiegłem tutaj. - mówiąc "palanta", Wiktor kiwnął głową w stronę boiska więc od razu spojrzałam na Wojtka.
-Już mi lepiej i hmm... nie mogę wiecznie omijać lekcji z nim. Po dzwonku pójdę się przebrać.
-Czy mi się wydaję czy zmieniło się Twoje podejście do Szafrańskiego?
-Zwariowałeś chyba... Przyszedł do pielęgniarki zapytać czy wrócę na lekcję i zmył się bez słowa, więc niby czemu miałoby się coś zmienić?
-No nie wiem tak pytam. Odprowadzić Cię do szatni, bo za chwilę będzie dzwonek?
-Pewnie. Chodźmy. - Złapałam go pod rękę i razem poszliśmy w kierunku boiska.
Kiedy już przebrana w dresy maszerowałam z Wiktorem w stronę klasy, kilka osób podbiegło do nas zapytać mnie o samopoczucie. Grzecznie odpowiadałam, gdy podeszła do nas reszta w tym Wojtek, ubrany w koszulkę LA LAKERS i czarne szorty. Uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Kornelia Bujnowska, prawda? Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać - Wojtek Szafrański, bardzo mi miło. Mam nadzieję, że dobrze się już Pani czuję. - w tym momencie słyszałam jak Wiktor prychnął i podszedł bliżej mnie.
-Dziękuję, już mi lepiej. Oczywiście mi też jest miło, że będzie mnie uczyć taka gwiazda jak Pan, trenerze.- uśmiechnęłam się szeroko i powstrzymywałam się od roześmiania. Rozegraliśmy tą scenkę jak para zawodowców i tylko jedna osoba była podejrzliwa co do naszego zachowania.
-To co zaczynamy, mili państwo?- Wojtek roześmiał się i zanim odszedł puścił mi oczko i uśmiechnął się do mnie tak bardzo uwielbianym przeze mnie uśmiechem.
Wiktor odciągnął mnie na bok i trzymając mnie za rękę nie krył zdenerwowania.
-Nela, co to miało znaczyć?
-Nic. A co niby?
-To wyglądało jakbyście ze sobą flirtowali!
-Wiktor, na prawdę nie wszyscy muszą wiedzieć co Wojtek mi zrobił. Staram się zachowywać jak najmniej podejrzanie, więc na prawdę nie rozumiem Twojego zachowania... - starałam się go uspokoić i powstrzymać jego wątpliwości. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że znów jesteśmy z Wojtkiem parą.
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz...
-Tak i mam nadzieję że Twoje przesłuchanie dobiegło końca, bo właśnie zaczynają się zajęcia. Idziesz?
Wiktor nic nie odpowiedział, tylko złapał mnie za rękę i dołączyliśmy do grupy. Widziałam, że Wojtek walczy ze sobą patrząc na nasze splecione ręce, ale uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i bezgłośnie powiedziałam "kocham cię". Wojtek wyraźnie się rozluźnił i odpowiedział mi to samo. Uśmiechnęliśmy się znów do siebie po czym muzyka zaczęła grać a ręka Wiktora nie była już w mojej dłoni.
Kornelia jest zwyczajną 17- latką, ze swoimi problemami, marzeniami i przekonaniami. Do czasu gdy podczas zakupów wpada na Nią nieziemsko przystojny Wojtek. Chłopak od razu staję się obiektem zainteresowań bohaterki. Niestety na ich drodze stanie kilka przeciwieństw, które będą wymagały kompromisów. Czy Kornelii uda się docenić wartość marzeń i nie ulec grupie?
sobota, 2 listopada 2013
sobota, 20 lipca 2013
Rozdział 13 cz. 2
Normalnie nie przejmowałabym się
dźwiękiem trzaskającej metalowej szafki ale tym razem kobieca
intuicja kazała mi się odwrócić w stronę, z której
dochodził owy huk. Kilkanaście metrów ode mnie stali niemało
zdziwieni Tosia i Max a w głównym holu mignęła mi wysoka,
dobrze zbudowana osoba w niebieskiej bluzie z kapturem. Mimo całej
swojej determinacji zrobiło mi się strasznie głupio. Nie mam
pojęcia czemu w moich oczach stanęły łzy, ale gdy Wiktor coś
namiętnie mi wykładał i śmiał się niemal przez cały czas,
zrozumiałam ironię całej tej sytuacji.
Przecież to chodziło o mnie. Cały
ten kontrast między zachowaniem Wiktora i Wojtka był spowodowany
moim postępowaniem. Byłam ich prywatną puszką Pandory. Gdzie się
nie pojawiłam, sprawiałam albo radość jednemu albo złość i
smutek drugiemu z chłopaków. Nagle wszystko wydało się
takie banalne. I gdy próbowałam wrócić do
rzeczywistości nagle uderzył mnie zgiełk i kompletna
dezorientacja. Wiktor potrząsał mną kilkakrotnie trzymając mnie
za ramiona a ja próbowałam zatrzymać natłok zdarzeń który
powoli zaczął do mnie docierać.
-Kornelia! Kornelia! Słyszysz mnie?!
Co ci do jasnej cholery jest?!
-Hmmm? Chyba źle się czuję...-
odpowiedziałam cicho a chwilę później byłam już niesiona
na rękach do szkolnej pielęgniarki.
-Wiktor... co ludzie pomyślą? -
wyszeptałam do jego ucha.
-Zamknij się i nie przejmuj
błahostkami. Jesteś blada jak ściana i ledwo co stoisz na nogach a
pytasz się jeszcze co ludzie pomyślą?
Zrobiło mi się głupio, więc po
prostu zamknęłam oczy i pozwoliłam zanieść się do uwielbianej
przez uczniów Pani Ireny.
W gabinecie Wiktor położył mnie na
łóżku i szybko wyjaśnił co mi jest, lecz gdy pielęgniarka
kazała mu opuścić gabinet stanowczo odmówił i powiedział,
że mnie nie zostawi w takim stanie.
-Wiktor, idź. Mamy lekcję a nie
powinieneś od samego początku mieć zaległości. - wiedziałam, że
mnie posłucha więc mimo mojej pękającej głowy zdobyłam się na
uśmiech, byle tylko wyszedł
-Z resztą kto Pannie Kornelii poda
pracę domową, panie Jankowski? No i ktoś musi przekazać
nauczycielowi z którym macie lekcję zawiadomienie o
nieobecności... - powiedziała pani Irenka i podała Witkowi kartkę.
-No dobrze... ale na przerwie wpadnę
zobaczyć co u Ciebie. - uśmiechnął się i wyszedł. I o dziwo,
odetchnęłam z ulgą. Rozluźniłam się na leżance a pielęgniarka
podeszła by zbadać mi ciśnienie.
-Może za dużo trenujesz, kochanie? -
zapytała z troską w głosie.
-Nie wiem, Proszę Pani ale mam
wrażenie że powód jest o wiele bardziej skomplikowany.
-Pewnie ma dwie pary pięknych oczu,
dwie wysokie sylwetki i dwa piękne uśmiechy?- uśmiechnęła się
szeroko i odgarnęła włosy z mojego czoła.
-Skąd Pani wie? - zdziwiłam się i
byłam pewna że moja mina w tamtym momencie przypominała karpia.
Pani Irenka roześmiała się perliście i pokiwała rozbawiona
głową.
-Kochanie też byłam w Twoim wieku...
I też podobnie przeżywałam miłosne rozterki. - znów
pogładziła mnie po głowie a ja wyobraziłam sobie ją gdy była w
moim wieku. Pani Irenka była dość szczupłą osobą, ciemne włosy
z siwymi refleksami czesała w wysoki kok a twarz zdawała się
promienieć. Nie miała więcej jak 50 lat ale w jej oczach wciąż
dostrzec można było iskierki.
-Pewnie myślisz jakie ja miałam
rozterki, co?
-Nie, raczej.... raczej jestem w szoku,
że tak trafnie pani mnie zdiagnozowała.
-Kochanie, zapamiętaj : chłopcy w tym
wieku mają bardzo duży problem z odczytaniem potrzeb dziewczyny. I
gdy wydaje im się że postępują słusznie, chronią Cię, nie
zrozumieją dopóki im szczerze o tym nie powiesz.
-Albo nie zerwiesz z awanturą... -
dopowiedziałam szeptem.
-Wtedy mówi się różne
rzeczy. Czasem te niechciane i te najgłębiej skrywane też. Za to
chłopcy którzy nie wiedzą czego chcą i skaczą z kwiatka na
kwiatek, robiąc przy tym nie małe zamieszanie to słaba inwestycja
na przyszłość. Zazwyczaj jeszcze mówią, że zerwali dla
Ciebie. Wtedy to już pewne, że jesteś tylko zabawką.
-Właśnie przedstawiła mi Pani
sylwetki obu moich problemów...
-Jednego znam i nawet umiem go
sklasyfikować ale drugi jest wart uwagi, Kornelio. - uśmiechnęła
się znowu i podała mi kubeczek z pięknie pachnącym, pomarańczowym
płynem. - Na wzmocnienie.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez Pani
zrobiła. - wstałam z leżanki, objęłam ją serdecznie i gdy znów
zakręciło mi się w głowie, pielęgniarka posadziła mnie na łóżko
i kazała wypić lek.
-Nie tak szybko, musisz troszkę dojść
do siebie. Minęło dopiero 10 minut lekcji więc...
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!- gdy drzwi się otworzyły,
wyjrzałam zza parawanu i ujrzałam w nich znajomą niebieską bluzę.
Zachłysnęłam się lekiem który w tym momencie piłam i
oblałam sobie sukienkę. W duchu dziękowałam za ten zielony,
obrzydliwy parawan.
-Dzień dobry, moje nazwisko
Szafrański. Prowadzę teraz lekcję z klasą Kornelii i chciałem
sprawdzić jak ona się czuję.
-Ach tak, kompletnie zapomniałam o tym
stażu dzieciaków. Kornelia odpoczywa. A Pan teraz nie
powinien być na lekcji?
-Tak, ale mój brat obiecał mnie
zastąpić, więc...
-Och rozumiem... No dobrze, w takim
razie proszę zostać a ja pójdę zanieść karty do
sekretariatu.
Niech by to szlag!- pomyślałam w
duchu i wiedziałam doskonale że Pani Irenka zrobiła to specjalnie.
Oparłam się plecami o ścianę i sączyłam wcale niesmaczny lek.
Gdy drzwi się zamknęły, usłyszałam wciągane powietrze a chwilę
później zza parawanu wychyliły się najpiękniejsze
niebieskie oczy, a zaraz po nich cały mój chłopak. MÓJ
CHŁOPAK. Czułam jak motylki w brzuchu mi szaleją i choć godzinę
temu chciałam go zabić teraz marzyłam tylko o tym żeby mnie
przytulił.
-Cześć... Jak... Jak się czujesz?
-wydukał i zaczął nerwowo przeczesywać włosy.
-Już lepiej. - odpowiedziałam i
wskazałam krzesło obok leżanki. - Usiądź, proszę.
Z wahaniem przysunął krzesło bliżej
i usiadł tuż przy moich nogach.
-Kornelia... ja...
-Dzięki, że przyszedłeś. -
przerwałam mu bo jak najmniej chciałam wrócić do tematu
jego kłamstwa.
-Nie mógłbym prowadzić zajęć
ze świadomością że coś Ci dolega a ja nie wiem co.
-Nie wiem czy powinieneś aż tak się
mną przejmować... - wycedziłam i utkwiłam wzrok w jakimś
plakacie dotyczącym zdrowego odżywiania.
-Jak mógłbym się Tobą nie
przejmować? Nawet tak nie mów. Nie wyobrażasz sobie co
przeżywałem gdy wybiegłaś z auli...
-To Ty sobie nie wyobrażasz co JA
PRZEŻYWAŁAM gdy wybiegałam z auli! - czułam jak łzy zbierają
się w moich oczach i niemal krzycząc próbowałam pozbyć się
ściskającego krtań uczucia.
-Kornelia... źle to ująłem. Ja... -
Wojtek pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. - Nigdy nie wybaczę
sobie, że Cię tak zraniłem. A jeśli to będzie oznaczać że Cię
straciłem to moje życie kompletnie straci sens.
No i pękło... Łzy popłynęły mi po
policzkach strumieniami. I gdy do tej pory wszystko wydawało mi się
białe albo czarne, powróciły kolory.
Wstałam i podbiegłam do Wojtka.
Usiadłam na jego kolanach i wtuliłam się w jego szyję. Czułam,
że jest zdziwiony ale gdy tylko go objęłam, przytulił mnie jak
dziecko.
-Kornelia...
-Ciii... - uciszyłam go. - Nic nie
mów. - poczułam pocałunek we włosach i mimowolnie się
uśmiechnęłam.
Zdecydowanie wszystko powolutku wracało
do normy.
sobota, 1 czerwca 2013
Rozdział 13 cz. 1
ON
Pierwszy
raz w życiu zrozumiałem co tak naprawdę znaczy, że nie można
znaleźć sobie miejsca. Wszystko, dosłownie wszystko mnie irytowało i nawet
książka która leżała na biurku doprowadzała mnie do szału. Odkąd zobaczyłem
Kornelię w parku jak tańczyła z tymi mięśniakami i tym gnojem Wiktorem, czułem
się jak by ziemia się pode mną zawaliła. Gdy mnie zauważyła widziałem w jej
oczach nie ból a chęć zemsty. To mnie złamało. Czułem jak rosnący gniew
rozpiera mnie od środka więc po prostu wybiegłem stamtąd, wpadając przy okazji
na jakąś migdalącą się parę.
A
dzisiejszego dnia wiedziałem że czeka mnie męczarnia w szkole. I to akurat dziś
miałem mieć trening z klasą Kornelii. Akurat zobaczenie Jej mnie niezmiernie
cieszyło. Może da mi szansę wszystko wyjaśnić? Może zrozumie?
Najgorsza
była świadomość że Wiktor też tam będzie, a nie wiem czy starczy mi sił by na
wstępie nie przywalić mu w ryj.
-Ogarnij
się chłopie! Przecież Cię wywalą! – Max stał w drzwiach i trzymał dwie
papierowe torby. – A tak swoja drogą nie wiedziałem, że gadasz do siebie…
-Zamknij
się! Po za tym ile razy Ci powtarzałem, że się puka! – warknąłem i wrzuciłem do
plecaka podręczniki leżące na biurku.
-Wo… nie
chcę Ci psuć humoru, bracie ale trochę chyba przesadzasz… - Max usiadł na łóżku
i przyglądał się mi uważnie – A jak tak dalej
pójdzie to będziesz musiał sobie kupić nowy plecak…
Faktycznie,
przez moje odreagowywanie na książkach, w plecaku zaczynało się już odrywać zapięcie.
-Pieprzyć
to! – rzuciłem plecak z impetem na podłogę i usiadłem na łóżku, chowając twarz
w dłonie.
-Daj
spokój! Pogadam dziś z Tosią może ona coś poradzi na całą tą akcję z Kornelią.
-To nie
Twój problem! Sam sobie zawiniłem to i sam to rozwiążę.
-To już
Twoja decyzja. Jeśli nie chcesz to nie będę nalegał…
-Czemu
musiałem być taki głupi? Gdybym jej powiedział, tak jak Ty Tośce to wszystko
byłoby okej…
-Czasu nie
cofniesz, stary! Masz, mama zrobiła nam śniadanie i pośpiesz się bo się spóźnimy…
- Max położył na łóżku jedną z papierowych toreb i wyszedł zamykając za sobą
drzwi. A ja opadłem bezwiednie na łóżko i nerwowo przeczesywałem włosy. Trzeba
się pozbierać i stawić temu czoła! Tylko jak to zrobić?
Kilka minut
przed 8 razem z Wojtkiem szliśmy już szkolnym korytarzem w poszukiwaniu swoich
szafek na książki. Wzbudzaliśmy nie małe zainteresowanie ale żaden z Nas nie
zwracał na to uwagi. Chwilę potem byliśmy już przy swoich szafkach a do Maxa
dołączyła Tosia. Pocałowali się namiętnie na powitanie a ja nie mogłem patrzeć
na ich czułości, schowałem głowę w szafkę w poszukiwaniu planu zajęć i wtedy
usłyszałem najpiękniejszy śmiech. Zamarłem i wiedziałem, że mógł należeć tylko
do jednej osoby w tej szkole. Odchyliłem się by widzieć korytarz i zobaczyłem
moją ciemnowłosą piękność. Wyglądała… WOW. Długie loki sięgały talii, a bordowa
sukienka idealnie podkreślała jej kształty. Już miałem pobiec w jej kierunku,
gdy zobaczyłem obok niej Wiktora. Żartowali a potem on bezczelnie ją objął!
MOJĄ DZIEWCZYNĘ! Zatrzasnąłem z hukiem drzwi metalowej szafki i uderzyłem w nie
pięścią.
-Spotkamy
się na zajęciach… - krzyknąłem w stronę Maxa i Tosi i pobiegłem w stronę Sali treningowej.
To z pewnością nie był pierwszy dzień szkoły jaki sobie wyobrażałem…
niedziela, 26 maja 2013
Rozdział 12 cz. 3
Pójście do
szkoły następnego dnia mimo wszystkich tych emocji które mną targały, uważałam
za świetny sposób by odegrać się na fałszywym ukochanym. Wstałam wcześniej niż zamierzałam.
Wzięłam prysznic, włosy ułożyłam i zakręciłam lokówką by dodać im charakteru. Założyłam
bordową opiętą sukienkę, czarną ramoneskę i bordowe VANSy. Makijaż też zrobiłam
mocniejszy niż zwykle, a co! Niech widzi co stracił, kretyn! Która z Nas nie
przeżywała podobnej sytuacji? Robienie na złość facetowi który nas oszukał jest
prawie jak punkt honoru!
W kuchni
zastałam mamę która pochylona nad książką przy kuchennym stole, nawet nie
spojrzała na mnie gdy robiłam sobie śniadanie. Nauczyłam się już nie przejmować
brakiem zainteresowania z jej strony, ale dziwne ukłucie żalu spowodowało że
łzy stanęły mi w oczach. Szybko otarłam krople spływające po policzkach i zjadłam
płatki oparta o kuchenny blat. W radiu leciała akurat jakaś ckliwa muzyka, a
moja noga nerwowo tupała o podłogę kompletnie bez mojej ingerencji. Gdyby nie
Filip który wpadł jak strzała do kuchni i rzucił się w moją stronę z otwartymi
ramionami, jak nic bym wybuchła! Odstawiłam miskę do zlewu, przywitałam się z
bratem i ucałowałam go w czubek głowy. Potem wyszłam z domu pod pretekstem
spóźnienia się do szkoły mimo że było zaledwie kilka minut po 7 i poszłam
wprost na przystanek powstrzymując łzy. Cholera, jednak nie jestem aż tak silna
– pomyślałam i nie miałam siły dłużej tłumić w sobie przygniatających uczuć. Po
moim policzku popłynęły łzy a ja, gdyby nigdy nic weszłam do tramwaju jadącego
wprost na spotkanie z Wojtkiem.
Gdy weszłam
do szkoły makijaż był na swoim miejscu, a opuchnięte oczy przypudrowałam by po
łzach nie został nawet maleńki ślad. Już od drzwi usłyszałam radosne, podniesione
głosy i niemal każdy przechodzący obok mnie uczeń witał się ze mną lub
przystawał na chwilę rozmowy. Nie wiedziałam jak z tego wybrnąć więc po prostu
przystawałam i odpowiadałam na pytania siląc się przy tym na jak najlepszy
uśmiech. Wtedy zobaczyłam, a raczej przestałam widzieć cokolwiek bo na mojej
twarzy pojawiły się dwie, miękkie męskie dłonie. Moje serce zabiło szybciej, bo
przecież nie raz z Wojtkiem robiliśmy sobie takie żarty, ale gdy usłyszałam
niski tembr głosu Wiktora, próbowałam ze wszystkich sił nie okazać
rozczarowania.
-Zgadnij
kto to skarbie… - wyszeptał, wprost do mojego ucha.
-Wiktorze
Jankowski! Obiecuję że jak tylko odzyskam wzrok to nie będzie przyjemne
powitanie… - mimo udawanej złości, uśmiechnęłam się a wtedy dłonie z mojej
twarzy znalazły się na moich ramionach i odwróciły mnie do rozmówcy.
-Cześć
Piękna! Ślicznie dziś wyglądasz. – pocałował mnie w policzek Wiktor i
uśmiechnął się tak, że w jego policzkach pojawiły się dwa cudne dołeczki.
-Nono, Ty
też niczego sobie…- pochwaliłam go i stając na palcach, zmierzwiłam jego bujne
włosy. Faktem było, że Wiktor był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Jego
ponad metr osiemdziesiąt, umięśnione ciało, hollywoodzki uśmiech i jeszcze jego
styl ubierania… Miał na sobie czarne, proste spodnie, białą, opiętą koszulkę i
granatową sportową marynarkę, sprawiały że wyglądał jak model z damskiego
pisemka a nie uczeń warszawskiego liceum.
-Jak się
trzymasz? – spytał już na poważnie.
-A jak
widać? – zapytałam z wrednym uśmieszkiem.
-No wiesz,
wyglądasz jak gwiazda filmowa a nie jak ktoś z sercem w kawałeczkach…
-Dzięki,
umiesz pocieszyć przyjaciela… - spochmurniałam i nagle Wiktor przyciągnął mnie
do siebie i objął mnie w talii.
-Nie
chciałem Ci tego przypominać, przepraszam!
-Zwariowałeś
Jankowski! Puszczaj mnie! Żartowałam, gburze… - zaczęłam go łaskotać i wyrwałam
się z jego objęć by nie wzbudzić nie potrzebnej sensacji w szkole. Wiktor
zaczął mnie gonić po czym położył swoją rękę na moim ramieniu.
-W takim
razie ja gbur, żądam by mój przyjaciel odprowadził mnie na zajęcia.
-Już się
robi! – roześmiałam się i oboje poszliśmy w kierunku Sali treningowej i choć za
wszelką cenę starałam się uniknąć rozgłosu, podszeptywania i zaciekawione
spojrzenia w naszym kierunku zapowiadało się ciekawie przez kilka najbliższych dni albo
nawet tygodni…
sobota, 4 maja 2013
Rozdział 12 cz. 2
Do domu wróciłam późnym wieczorem. Przemknęłam się po
cichu do pokoju żeby nie słuchać gadania matki. Po cichu zamknęłam za sobą
drzwi i wzięłam odprężającą kąpiel. Potem przebrana w szorty i za dużą koszulkę
czmychnęłam do łóżka i sięgnęłam po laptopa. Mój facebook kipiał od
powiadomień… Większość dotyczyła rozpoczęcia i planu. Było też kilka zdjęć
„szalonych plastików” czyli Darii i jej przyjaciółek w szkolnej łazience.
Miałam też 3 wiadomości.
Wojtek.
Daria.
Tosia.
Ze
wszystkich tych osób najbardziej interesowało mnie co do powiedzenia ma mi
Daria, więc otworzyłam okno rozmowy i zobaczyłam tylko trzy wyrazy:
„Pożałujesz tego szmato.”
No cóż.
Przynajmniej napisała to bezbłędnie. Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
„Tego że przyjaźnie się z Twoim byłym
chłopakiem, czy może że ośmieszyłam Cię na oczach całej szkoły? Wolę wiedzieć
za co mam Ci potem obić buźkę :*”
Pierwszy
raz nie dbałam o to czy mi zaszkodzi niewyparzony język. Czułam się silniejsza
i byłam pewna, że skoro poradziłam sobie z rozczarowaniem tak ważną mi w życiu
osobą, to z jakąś pustą laleczką nie mam w ogóle co się bawić. Otworzyłam okno
rozmowy z Tosią.
„Odezwij się
jak wrócisz. Masz wciąż wyłączony telefon a ja się naprawdę martwię!”
Telefon…
kompletnie o nim zapomniałam! Pewnie nadal jest w plecaku Wiktora… Włączyłam
czat i sprawdziłam czy Wiktor jeszcze jest online. Niestety, zostało mi mieć
nadzieję że jutro odzyskam swoje Blackberry. Tymczasem dostałam wiadomość od
Wojtka…
„Cieszę się
że jesteś już w domu. Martwiłem się że zrobisz coś głupiego. Możesz dać mi
szansę to wszystko wyjaśnić? Pisałem do Ciebie wcześniej, bo Twój telefon nie
odpowiadał. Kornelia! Proszę…”
Przewinęłam
okno rozmowy w górę i faktycznie miałam kilka wiadomości dotyczących wyjaśnień,
a raczej próby wyjaśnień. Prychnęłam i szybko odpisałam:
„Nie mamy o
czym rozmawiać.”
Po czym
zamknęłam czat i wyłączyłam komputer. Tej nocy zasypiałam z uśmiechem na ustach…
Budzik zadzwonił punktualnie o 7. W kuchni zastałam mamę i Filipa którzy właśnie kończyli śniadanie. Bez słowa ucałowałam młodszego brata w czubek głowy po czym podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej puszkę zielonej herbaty i spakowałam ją do torby.
Budzik zadzwonił punktualnie o 7. W kuchni zastałam mamę i Filipa którzy właśnie kończyli śniadanie. Bez słowa ucałowałam młodszego brata w czubek głowy po czym podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej puszkę zielonej herbaty i spakowałam ją do torby.
-Cześć
Kolnel!- przywitał mnie Filip wesoło. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Dzień
dobry… - odrzekła z wyrzutem moja rodzicielka. – Czy to przez Twój wczorajszy
nocny powrót wstałaś dziś lewą nogą i jesteś obrażona na cały świat?
Jak szybko
mój uśmiech się pojawił tak samo szybko zniknął. Nie miałam ochoty na awantury
więc po prostu przemilczałam jej zaczepkę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Myślałam,
że odpuści jednak wciąż drążyła temat a ja czułam że nie wiele zostało mi
silnej woli na trzymanie języka za zębami.
-Doskonale
zdajesz sobie sprawę, że za twój wczorajszy wybryk powinnaś dostać szlaban a
teraz twoje zachowanie to już stąpanie po cienkiej linii… - odpowiedziała z
pogardą wciąż siedząc do mnie plecami. Prychnęłam tylko i wstawiłam pustą
szklankę do zmywarki. Wychodząc pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Nie dbałam już o to co do powiedzenia ma mi moja mama.
Subskrybuj:
Posty (Atom)