sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 13 cz. 2

Normalnie nie przejmowałabym się dźwiękiem trzaskającej metalowej szafki ale tym razem kobieca intuicja kazała mi się odwrócić w stronę, z której dochodził owy huk. Kilkanaście metrów ode mnie stali niemało zdziwieni Tosia i Max a w głównym holu mignęła mi wysoka, dobrze zbudowana osoba w niebieskiej bluzie z kapturem. Mimo całej swojej determinacji zrobiło mi się strasznie głupio. Nie mam pojęcia czemu w moich oczach stanęły łzy, ale gdy Wiktor coś namiętnie mi wykładał i śmiał się niemal przez cały czas, zrozumiałam ironię całej tej sytuacji.
Przecież to chodziło o mnie. Cały ten kontrast między zachowaniem Wiktora i Wojtka był spowodowany moim postępowaniem. Byłam ich prywatną puszką Pandory. Gdzie się nie pojawiłam, sprawiałam albo radość jednemu albo złość i smutek drugiemu z chłopaków. Nagle wszystko wydało się takie banalne. I gdy próbowałam wrócić do rzeczywistości nagle uderzył mnie zgiełk i kompletna dezorientacja. Wiktor potrząsał mną kilkakrotnie trzymając mnie za ramiona a ja próbowałam zatrzymać natłok zdarzeń który powoli zaczął do mnie docierać.
-Kornelia! Kornelia! Słyszysz mnie?! Co ci do jasnej cholery jest?!
-Hmmm? Chyba źle się czuję...- odpowiedziałam cicho a chwilę później byłam już niesiona na rękach do szkolnej pielęgniarki.
-Wiktor... co ludzie pomyślą? - wyszeptałam do jego ucha.
-Zamknij się i nie przejmuj błahostkami. Jesteś blada jak ściana i ledwo co stoisz na nogach a pytasz się jeszcze co ludzie pomyślą?
Zrobiło mi się głupio, więc po prostu zamknęłam oczy i pozwoliłam zanieść się do uwielbianej przez uczniów Pani Ireny.
W gabinecie Wiktor położył mnie na łóżku i szybko wyjaśnił co mi jest, lecz gdy pielęgniarka kazała mu opuścić gabinet stanowczo odmówił i powiedział, że mnie nie zostawi w takim stanie.
-Wiktor, idź. Mamy lekcję a nie powinieneś od samego początku mieć zaległości. - wiedziałam, że mnie posłucha więc mimo mojej pękającej głowy zdobyłam się na uśmiech, byle tylko wyszedł
-Z resztą kto Pannie Kornelii poda pracę domową, panie Jankowski? No i ktoś musi przekazać nauczycielowi z którym macie lekcję zawiadomienie o nieobecności... - powiedziała pani Irenka i podała Witkowi kartkę.
-No dobrze... ale na przerwie wpadnę zobaczyć co u Ciebie. - uśmiechnął się i wyszedł. I o dziwo, odetchnęłam z ulgą. Rozluźniłam się na leżance a pielęgniarka podeszła by zbadać mi ciśnienie.
-Może za dużo trenujesz, kochanie? - zapytała z troską w głosie.
-Nie wiem, Proszę Pani ale mam wrażenie że powód jest o wiele bardziej skomplikowany.
-Pewnie ma dwie pary pięknych oczu, dwie wysokie sylwetki i dwa piękne uśmiechy?- uśmiechnęła się szeroko i odgarnęła włosy z mojego czoła.
-Skąd Pani wie? - zdziwiłam się i byłam pewna że moja mina w tamtym momencie przypominała karpia. Pani Irenka roześmiała się perliście i pokiwała rozbawiona głową.
-Kochanie też byłam w Twoim wieku... I też podobnie przeżywałam miłosne rozterki. - znów pogładziła mnie po głowie a ja wyobraziłam sobie ją gdy była w moim wieku. Pani Irenka była dość szczupłą osobą, ciemne włosy z siwymi refleksami czesała w wysoki kok a twarz zdawała się promienieć. Nie miała więcej jak 50 lat ale w jej oczach wciąż dostrzec można było iskierki.
-Pewnie myślisz jakie ja miałam rozterki, co?
-Nie, raczej.... raczej jestem w szoku, że tak trafnie pani mnie zdiagnozowała.
-Kochanie, zapamiętaj : chłopcy w tym wieku mają bardzo duży problem z odczytaniem potrzeb dziewczyny. I gdy wydaje im się że postępują słusznie, chronią Cię, nie zrozumieją dopóki im szczerze o tym nie powiesz.
-Albo nie zerwiesz z awanturą... - dopowiedziałam szeptem.
-Wtedy mówi się różne rzeczy. Czasem te niechciane i te najgłębiej skrywane też. Za to chłopcy którzy nie wiedzą czego chcą i skaczą z kwiatka na kwiatek, robiąc przy tym nie małe zamieszanie to słaba inwestycja na przyszłość. Zazwyczaj jeszcze mówią, że zerwali dla Ciebie. Wtedy to już pewne, że jesteś tylko zabawką.
-Właśnie przedstawiła mi Pani sylwetki obu moich problemów...
-Jednego znam i nawet umiem go sklasyfikować ale drugi jest wart uwagi, Kornelio. - uśmiechnęła się znowu i podała mi kubeczek z pięknie pachnącym, pomarańczowym płynem. - Na wzmocnienie.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez Pani zrobiła. - wstałam z leżanki, objęłam ją serdecznie i gdy znów zakręciło mi się w głowie, pielęgniarka posadziła mnie na łóżko i kazała wypić lek.
-Nie tak szybko, musisz troszkę dojść do siebie. Minęło dopiero 10 minut lekcji więc...
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!- gdy drzwi się otworzyły, wyjrzałam zza parawanu i ujrzałam w nich znajomą niebieską bluzę. Zachłysnęłam się lekiem który w tym momencie piłam i oblałam sobie sukienkę. W duchu dziękowałam za ten zielony, obrzydliwy parawan.
-Dzień dobry, moje nazwisko Szafrański. Prowadzę teraz lekcję z klasą Kornelii i chciałem sprawdzić jak ona się czuję.
-Ach tak, kompletnie zapomniałam o tym stażu dzieciaków. Kornelia odpoczywa. A Pan teraz nie powinien być na lekcji?
-Tak, ale mój brat obiecał mnie zastąpić, więc...
-Och rozumiem... No dobrze, w takim razie proszę zostać a ja pójdę zanieść karty do sekretariatu.
Niech by to szlag!- pomyślałam w duchu i wiedziałam doskonale że Pani Irenka zrobiła to specjalnie. Oparłam się plecami o ścianę i sączyłam wcale niesmaczny lek. Gdy drzwi się zamknęły, usłyszałam wciągane powietrze a chwilę później zza parawanu wychyliły się najpiękniejsze niebieskie oczy, a zaraz po nich cały mój chłopak. MÓJ CHŁOPAK. Czułam jak motylki w brzuchu mi szaleją i choć godzinę temu chciałam go zabić teraz marzyłam tylko o tym żeby mnie przytulił.
-Cześć... Jak... Jak się czujesz? -wydukał i zaczął nerwowo przeczesywać włosy.
-Już lepiej. - odpowiedziałam i wskazałam krzesło obok leżanki. - Usiądź, proszę.
Z wahaniem przysunął krzesło bliżej i usiadł tuż przy moich nogach.
-Kornelia... ja...
-Dzięki, że przyszedłeś. - przerwałam mu bo jak najmniej chciałam wrócić do tematu jego kłamstwa.
-Nie mógłbym prowadzić zajęć ze świadomością że coś Ci dolega a ja nie wiem co.
-Nie wiem czy powinieneś aż tak się mną przejmować... - wycedziłam i utkwiłam wzrok w jakimś plakacie dotyczącym zdrowego odżywiania.
-Jak mógłbym się Tobą nie przejmować? Nawet tak nie mów. Nie wyobrażasz sobie co przeżywałem gdy wybiegłaś z auli...
-To Ty sobie nie wyobrażasz co JA PRZEŻYWAŁAM gdy wybiegałam z auli! - czułam jak łzy zbierają się w moich oczach i niemal krzycząc próbowałam pozbyć się ściskającego krtań uczucia.
-Kornelia... źle to ująłem. Ja... - Wojtek pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. - Nigdy nie wybaczę sobie, że Cię tak zraniłem. A jeśli to będzie oznaczać że Cię straciłem to moje życie kompletnie straci sens.
No i pękło... Łzy popłynęły mi po policzkach strumieniami. I gdy do tej pory wszystko wydawało mi się białe albo czarne, powróciły kolory.
Wstałam i podbiegłam do Wojtka. Usiadłam na jego kolanach i wtuliłam się w jego szyję. Czułam, że jest zdziwiony ale gdy tylko go objęłam, przytulił mnie jak dziecko.
-Kornelia...
-Ciii... - uciszyłam go. - Nic nie mów. - poczułam pocałunek we włosach i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Zdecydowanie wszystko powolutku wracało do normy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz