Normalnie nie przejmowałabym się
dźwiękiem trzaskającej metalowej szafki ale tym razem kobieca
intuicja kazała mi się odwrócić w stronę, z której
dochodził owy huk. Kilkanaście metrów ode mnie stali niemało
zdziwieni Tosia i Max a w głównym holu mignęła mi wysoka,
dobrze zbudowana osoba w niebieskiej bluzie z kapturem. Mimo całej
swojej determinacji zrobiło mi się strasznie głupio. Nie mam
pojęcia czemu w moich oczach stanęły łzy, ale gdy Wiktor coś
namiętnie mi wykładał i śmiał się niemal przez cały czas,
zrozumiałam ironię całej tej sytuacji.
Przecież to chodziło o mnie. Cały
ten kontrast między zachowaniem Wiktora i Wojtka był spowodowany
moim postępowaniem. Byłam ich prywatną puszką Pandory. Gdzie się
nie pojawiłam, sprawiałam albo radość jednemu albo złość i
smutek drugiemu z chłopaków. Nagle wszystko wydało się
takie banalne. I gdy próbowałam wrócić do
rzeczywistości nagle uderzył mnie zgiełk i kompletna
dezorientacja. Wiktor potrząsał mną kilkakrotnie trzymając mnie
za ramiona a ja próbowałam zatrzymać natłok zdarzeń który
powoli zaczął do mnie docierać.
-Kornelia! Kornelia! Słyszysz mnie?!
Co ci do jasnej cholery jest?!
-Hmmm? Chyba źle się czuję...-
odpowiedziałam cicho a chwilę później byłam już niesiona
na rękach do szkolnej pielęgniarki.
-Wiktor... co ludzie pomyślą? -
wyszeptałam do jego ucha.
-Zamknij się i nie przejmuj
błahostkami. Jesteś blada jak ściana i ledwo co stoisz na nogach a
pytasz się jeszcze co ludzie pomyślą?
Zrobiło mi się głupio, więc po
prostu zamknęłam oczy i pozwoliłam zanieść się do uwielbianej
przez uczniów Pani Ireny.
W gabinecie Wiktor położył mnie na
łóżku i szybko wyjaśnił co mi jest, lecz gdy pielęgniarka
kazała mu opuścić gabinet stanowczo odmówił i powiedział,
że mnie nie zostawi w takim stanie.
-Wiktor, idź. Mamy lekcję a nie
powinieneś od samego początku mieć zaległości. - wiedziałam, że
mnie posłucha więc mimo mojej pękającej głowy zdobyłam się na
uśmiech, byle tylko wyszedł
-Z resztą kto Pannie Kornelii poda
pracę domową, panie Jankowski? No i ktoś musi przekazać
nauczycielowi z którym macie lekcję zawiadomienie o
nieobecności... - powiedziała pani Irenka i podała Witkowi kartkę.
-No dobrze... ale na przerwie wpadnę
zobaczyć co u Ciebie. - uśmiechnął się i wyszedł. I o dziwo,
odetchnęłam z ulgą. Rozluźniłam się na leżance a pielęgniarka
podeszła by zbadać mi ciśnienie.
-Może za dużo trenujesz, kochanie? -
zapytała z troską w głosie.
-Nie wiem, Proszę Pani ale mam
wrażenie że powód jest o wiele bardziej skomplikowany.
-Pewnie ma dwie pary pięknych oczu,
dwie wysokie sylwetki i dwa piękne uśmiechy?- uśmiechnęła się
szeroko i odgarnęła włosy z mojego czoła.
-Skąd Pani wie? - zdziwiłam się i
byłam pewna że moja mina w tamtym momencie przypominała karpia.
Pani Irenka roześmiała się perliście i pokiwała rozbawiona
głową.
-Kochanie też byłam w Twoim wieku...
I też podobnie przeżywałam miłosne rozterki. - znów
pogładziła mnie po głowie a ja wyobraziłam sobie ją gdy była w
moim wieku. Pani Irenka była dość szczupłą osobą, ciemne włosy
z siwymi refleksami czesała w wysoki kok a twarz zdawała się
promienieć. Nie miała więcej jak 50 lat ale w jej oczach wciąż
dostrzec można było iskierki.
-Pewnie myślisz jakie ja miałam
rozterki, co?
-Nie, raczej.... raczej jestem w szoku,
że tak trafnie pani mnie zdiagnozowała.
-Kochanie, zapamiętaj : chłopcy w tym
wieku mają bardzo duży problem z odczytaniem potrzeb dziewczyny. I
gdy wydaje im się że postępują słusznie, chronią Cię, nie
zrozumieją dopóki im szczerze o tym nie powiesz.
-Albo nie zerwiesz z awanturą... -
dopowiedziałam szeptem.
-Wtedy mówi się różne
rzeczy. Czasem te niechciane i te najgłębiej skrywane też. Za to
chłopcy którzy nie wiedzą czego chcą i skaczą z kwiatka na
kwiatek, robiąc przy tym nie małe zamieszanie to słaba inwestycja
na przyszłość. Zazwyczaj jeszcze mówią, że zerwali dla
Ciebie. Wtedy to już pewne, że jesteś tylko zabawką.
-Właśnie przedstawiła mi Pani
sylwetki obu moich problemów...
-Jednego znam i nawet umiem go
sklasyfikować ale drugi jest wart uwagi, Kornelio. - uśmiechnęła
się znowu i podała mi kubeczek z pięknie pachnącym, pomarańczowym
płynem. - Na wzmocnienie.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez Pani
zrobiła. - wstałam z leżanki, objęłam ją serdecznie i gdy znów
zakręciło mi się w głowie, pielęgniarka posadziła mnie na łóżko
i kazała wypić lek.
-Nie tak szybko, musisz troszkę dojść
do siebie. Minęło dopiero 10 minut lekcji więc...
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!- gdy drzwi się otworzyły,
wyjrzałam zza parawanu i ujrzałam w nich znajomą niebieską bluzę.
Zachłysnęłam się lekiem który w tym momencie piłam i
oblałam sobie sukienkę. W duchu dziękowałam za ten zielony,
obrzydliwy parawan.
-Dzień dobry, moje nazwisko
Szafrański. Prowadzę teraz lekcję z klasą Kornelii i chciałem
sprawdzić jak ona się czuję.
-Ach tak, kompletnie zapomniałam o tym
stażu dzieciaków. Kornelia odpoczywa. A Pan teraz nie
powinien być na lekcji?
-Tak, ale mój brat obiecał mnie
zastąpić, więc...
-Och rozumiem... No dobrze, w takim
razie proszę zostać a ja pójdę zanieść karty do
sekretariatu.
Niech by to szlag!- pomyślałam w
duchu i wiedziałam doskonale że Pani Irenka zrobiła to specjalnie.
Oparłam się plecami o ścianę i sączyłam wcale niesmaczny lek.
Gdy drzwi się zamknęły, usłyszałam wciągane powietrze a chwilę
później zza parawanu wychyliły się najpiękniejsze
niebieskie oczy, a zaraz po nich cały mój chłopak. MÓJ
CHŁOPAK. Czułam jak motylki w brzuchu mi szaleją i choć godzinę
temu chciałam go zabić teraz marzyłam tylko o tym żeby mnie
przytulił.
-Cześć... Jak... Jak się czujesz?
-wydukał i zaczął nerwowo przeczesywać włosy.
-Już lepiej. - odpowiedziałam i
wskazałam krzesło obok leżanki. - Usiądź, proszę.
Z wahaniem przysunął krzesło bliżej
i usiadł tuż przy moich nogach.
-Kornelia... ja...
-Dzięki, że przyszedłeś. -
przerwałam mu bo jak najmniej chciałam wrócić do tematu
jego kłamstwa.
-Nie mógłbym prowadzić zajęć
ze świadomością że coś Ci dolega a ja nie wiem co.
-Nie wiem czy powinieneś aż tak się
mną przejmować... - wycedziłam i utkwiłam wzrok w jakimś
plakacie dotyczącym zdrowego odżywiania.
-Jak mógłbym się Tobą nie
przejmować? Nawet tak nie mów. Nie wyobrażasz sobie co
przeżywałem gdy wybiegłaś z auli...
-To Ty sobie nie wyobrażasz co JA
PRZEŻYWAŁAM gdy wybiegałam z auli! - czułam jak łzy zbierają
się w moich oczach i niemal krzycząc próbowałam pozbyć się
ściskającego krtań uczucia.
-Kornelia... źle to ująłem. Ja... -
Wojtek pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. - Nigdy nie wybaczę
sobie, że Cię tak zraniłem. A jeśli to będzie oznaczać że Cię
straciłem to moje życie kompletnie straci sens.
No i pękło... Łzy popłynęły mi po
policzkach strumieniami. I gdy do tej pory wszystko wydawało mi się
białe albo czarne, powróciły kolory.
Wstałam i podbiegłam do Wojtka.
Usiadłam na jego kolanach i wtuliłam się w jego szyję. Czułam,
że jest zdziwiony ale gdy tylko go objęłam, przytulił mnie jak
dziecko.
-Kornelia...
-Ciii... - uciszyłam go. - Nic nie
mów. - poczułam pocałunek we włosach i mimowolnie się
uśmiechnęłam.
Zdecydowanie wszystko powolutku wracało
do normy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz