poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 2 cz. 1


- Tosia widziałaś tego chłopaka który potrącił mnie tam w tłumie?-spytałam przyjaciółki, jednocześnie wchodząc na ruchome schody.
-Nie, a co fajna dupa?- spytała zaciekawiona Tosia i wybuchnęła śmiechem na widok moich rumieńców. –Dobra nie musisz odpowiadać, już widzę, że fajna. Hahaha!
-Ale jesteś wredna, dzięki…-odparłam zażenowana faktem w jaki sposób moja przyjaciółka potrafi mnie przejrzeć. – Okej, fajna. Nawet bardzo fajna.-odparłam z tajemniczym uśmiechem i obie z Tośkiem zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki.
-Kolnelia, patrz ciocia Klara! –Zawołał ucieszony Filip ciągnąc mnie za rękaw- Cześć ciociu!!- krzyknął i wbiegł po schodach goniąc ukochaną ciocię.
            Klara, była siostrą naszego taty i miała tylko 24 lata. Była dla mnie niczym starsza siostra i przyjaciółka od spraw rodzinnych w jednym. Przez ponad rok zajmowała się mną i Filipem gdy rodzice musieli pracować. Od tamtego czasu zżyłyśmy się ze sobą i rozmawiałyśmy niemal codziennie przez telefon. Teraz jednak tata załatwił Klarze pracę stewardessy w jednej z zaprzyjaźnionych linii lotniczych w których tata pracował jeszcze jako drugi pilot. Po awansie na kapitana zmienił linię i teraz niemal zawsze ma trasy międzynarodowe przez co częściej nie ma go w domu niż jest. Tak samo wyszło z Klarą, odkąd zaczęła pracować i nie mogła dzwonić rozmawiałyśmy od czasu do czasu na Skype lub po jej przylotach do Warszawy gdy wpadła do nas wracając do domu.
-O, kogo ja widzę! Hej Duży Filipie! Co tam słychać?- ucieszyła się i uściskała mojego braciszka.
–Kornelia, kochanie cześć! – uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie mocno, gdy tylko stanęłam na piętrze. –Hej Tosiaczku! Buziaczek!- po czym ucałowała nas serdecznie.
-Karcia widzę, że dopiero z pracy.- uśmiechnęłam się serdecznie i spojrzałam na piękny granatowy uniform cioci. Lśniące, długie czarne włosy, Klara miała spięte w luźny kok, a czapeczka stewardess była przełożona przez pagony na pięknie dopasowanej granatowej marynarce z naszytym emblematem linii lotniczych. Pod marynarką miała śliczną białą, jedwabną koszulę z fioletową apaszką przewiązaną pod szyją. Długie nogi Klary podkreślała, krótka, obcisła spódniczka z tego samego materiału co marynarka. Na stopach miała śliczne czarne platformy z fioletową podeszwą, co sprawiało wrażenie, że wyglądem przypomina raczej modelkę z okładki jakiegoś magazynu. W ręku trzymała czarną torbę z takim samym emblematem co na marynarce I kilka papierowych toreb ze znaczkami popularnych sieciówek.
-A no. Hahaha! Dziewczyny normalnie padam z nóg, ale musiałam jeszcze kupić sobie coś na następny lot, bo będę tydzień w Hiszpanii i potem dopiero wracam do Warszawy.
-Takiej to dobrze.- roześmiała się Tosia.
-A skąd wracasz dziś?- spytałam.
-Z Rzymu. Dziewczyny mówię Wam, świetnie tam jest. Miałam okazję troszkę pozwiedzać włoską stolicę, wiecie Koloseum, potem zakupy i te pe. Hahaha!
-O niee. To nie fair. Hahaha! Następnym razem zabierasz mnie ze sobą.- roześmiałam się i delikatnie klepnęłam ciocię w ramię.
-Dziewczynki, a wy tak z Filipem na zakupy?
-No niestety. Mama poprosiła mnie, żebym kupiła mu kilka rzeczy do szkoły.
-To ja w takim razie zabieram od was Filipa. Ja już kupiłam wszystko co potrzebowałam więc biorę go na zakupy do Smyka, a potem i tak miałam wpaść do Was, także bezpiecznie odtransportuje go do domu. Co Ty na to, maluchu?
-Jasne! Kolnel ja idę z Klalą! Papa!
-No dobra. Chyba nie mam innego wyjścia. Czyli widzimy się w domu?- spytałam, żegnając się z Klarą i Filipem.
-No jeśli nie spędzicie na wydawaniu kasy całego popołudnia, to pewnie tak.- Uśmiechnęła się Klara odchodząc za rękę z moim braciszkiem- Miłej zabawy. Papa.
-Pa!- odpowiedziałyśmy jednocześnie z Tosią.
-Wiesz, że kocham Filipa jak własnego brata ale w sumie dobrze, że Klara go wzięła.- uśmiechnęła się szeroko Tosia obejmując mnie jednocześnie idąc.
-Hahaha! Kamień z serca, co? Ja też się cieszę, że mamy czas tylko dla siebie. Wchodzimy do H&M prawda?
-Jasne!

            Przeglądając wieszaki i wybierając co ładniejsze ubrania, wciąż przypominały mi się te piękne niebieskie oczy. W sumie sama nie dowierzałam, że tak szybko ktoś wpadł mi w oko. Przecież w szkole flirtowałam z nie jednym chłopakiem i nie poczułam nigdy tego co dziś. Nigdy nie przypominała mi się bez kontroli czyjaś twarz lub głos. Czułam, że skądś znam uroczego bruneta, który potrącił mnie przepychając się przez tłum. Moje rozmyślania przerwała Tosia, która zaciągnęła mnie do przymierzalni i zasypała górą ubrań. Po około pół godziny wychodziłyśmy z H&M obładowane torbami. Następnie poszłyśmy do empiku bo rzeczy do szkoły. Wyczaiłam piękną granatową torbę z napisem „PILOT” i kupiłam ją zamiast plecaka. Uśmiechnęłam się do siebie gdy w myślach pokazywałam torbę tacie. Potem dokupiłam jeszcze kilka ciuszków w “Tally Weijl” i “Bershce”, po czym padnięta wymusiłam na Tośku odpoczynku w Coffee’s Heaven.
            Gdy usiadłam wygodnie w kawiarni a Tosia czekała na odbiór zamówionej przez nas kawy, przeglądałam “Fly Magazine” który kupiłam w Empiku z myślą o tacie. Naszą już rodzinną tradycją z tatą były rozmowy o lotnictwie wieczorami kiedy był w domu. Oboje uwielbialiśmy godzinami rozmawiać na ten temat. Z resztą gdy tata dowiedział się, że chcę tańczyć był rozczarowany, że nie poszłam w jego ślady, ale lotnictwo dla mnie zawsze było na drugim miejscu.

Chwilę później pojawiła się Tosia która trzymając w dłoniach kubki z kawą i przytrzymując telefon ramieniem rozmawiała z kimś wyraźnie podniesionym głosem. Odebrałam od niej napoje I wróciłam do magazynu, czekając aż przyjaciółka skończy rozmowę. Popijałam karmelową macchiato przewracając kolejne kartki, nie zwracając uwagi na żywo gestykulującą Tosię, która musiała zdecydowanie mieć jakiś problem. Nie chciałam jej przerywać, więc wskazałam głową w stronę łazienki I biorąc torbę ze sobą udałam się do damskiej toalety. Położyłam torbę na kamiennej umywalce I wyszperałam z niej kosmetyczkę. Starte przez upadek kolano zaczęło piec, więc wolałam nie ryzykować zakażeniem. Przemyłam ranę chłodną wodą, otarłam do sucha I już chciałam nakleić plater Sponge Bob’ a (jedyne plastry w domu w domu należały do Filipa, więc zabrałam kilka pakując kosmetyczkę I cały czas nosiłam je teraz ze sobą) gdy nagle ktoś popchnął drzwi, przed którymi w ostatniej chwili odskoczyłam. Usłyszałam męski śmiech I w drzwiach stał nie kto inny a uroczy brunet, o którym ciągle rozmyślałam. Wyglądał identycznie gdy pomagał mi wstać kilka godzin temu, tylko teraz nie miał czapki I jego grzywka swobodnie opadała na czoło a w uszach widać było maleńkie, czarne tunele. Przyjrzał mi się badawczo I po sekundzie uśmiechnął się szeroko I zaśmiał.
-Znów się spotykamy! Jakieś przeznaczenie. Hahaha!
-Ta, ale z tego co mi się wydaję to damska toaleta.-odparłam dość szorstko by ukryć objawy radości spowodowanej jego obecnością I wróciłam do swojego kolana.
-Serio? Jejku mocno jestem dziś jednak rozkojarzony.-odpowiedział I znów się uśmiechnął. Matko moja mogę przyrzeknąć, że w życiu nie widziałam chłopaka o tak ślicznym uśmiechu. -To przeze mnie to kolano? - spytał widocznie zmartwiony.
-Bywało gorzej, ale nie ma tu co zmyślać. Nie wywalam się raczej na każdym kroku -dodałam ironicznie, starając się uwikłać z papierkami od plastra.
-Przynajmniej jesteś szczera. Daj pomogę Ci. - po czym podszedł I wyjął mi z dłoni plaster. - Proszę, proszę... Fanka Sponge Bob' a – uśmiechnął się do siebie I przyklęknął przy moim kolanie.
-Nie musisz na prawdę. Sama sobie świetnie dam radę! - podniosłam głos I odsunęłam się od klęczącego chłopaka zakładając skrzyżowane ręce przed piersi.
-Nie każ mi czuć się winny wobec Twojego kolana. Zaufaj mi I daj się opatrzeć...- po czym znów spojrzał na mnie I szeroko uśmiechnął. Przewróciłam oczami ale dałam mu opatrzeć moje kolano. Szybko jednak chciałam sprostować tą kretyńską aplikację na plastrze.
-Tak prawdę mówiąc to plastry mojego brata, nie moje... więc nie. Nie jestem fanką tej bajki.
-Hahaha! Szkoda, bardzo fajna kreskówka. Gotowe!- wstał, wyrzucił papierek od plastra do kosza I oparł się o blat umywalki I założył ręce w identyczny sposób co ja. -Więc jesteś moją dzisiejszą ofiarą a nawet nie znam Twojego imienia.
-A to ma znaczenie? Czasem lepiej być anonimowym.- dodałam ewidentnie na złość chłopakowi I uśmiechnęłam się ironicznie.
-No w sumie tak, ale wiesz.. gdybyś miała powikłania tej śmiertelnej rany to wolałbym wiedzieć..
-Jeśli jest śmiertelna, to racja. Choć w sumie w wiadomościach usłyszysz o ofierze rany kolana, zaklejonej plastrem z durnej kreskówki.- Odpowiedziałam wciąż ironizując, jednocześnie obserwując plaster na nodze. Zauważyłam, że ukrył twarz w dłoniach I ewidentnie śmiał się z tego co powiedziałam. Uśmiechnęłam się, marszcząc przy tym nos I przygryzłam dolną wargę.
-Jesteś niesamowita ze swoją ironią. Hahaha! - zaśmiał się, przyglądając mi się badawczo.
-Jeśli to był komplement to dzięki.- odwzajemniłam uśmiech I wpatrywaliśmy się tak przez chwilę w siebie, gdy nagle otworzyły się drzwi I znów musiałam odskoczyć by uniknąć guza na czole.
-NO TU JESTEŚ! ILE MOŻNA W ŁAZIENCE SIEDZIEĆ! - usłyszałam wyrzuty przyjaciółki, która dopiero po chwili zorientowała się, że nie jestem sama I bezczelnie gapiła się na chłopaka:
- No dobra. Można siedzieć choćby dłużej. Skończyłam gadać dobre 5 minut temu a Ty nie wracasz... To zaczęłam się martwić ale widzę, że chyba nie miałam o co...- zniżyła ton I spojrzała ciekawsko na mnie I z powrotem na chłopaka, uśmiechając się do niego zalotnie. Podeszłam do niej, chwyciłam za ramiona I szybko sprostowałam sytuację:
-Już idziemy. Kolega pomylił łazienki I się zagadaliśmy, a teraz chodźmy bo pewnie zostawiłaś rzeczy bez opieki. - po czym zwróciłam się do chłopaka: - Dzięki za opatrunek.
-Nie ma za co, mam nadzieję, że może się jeszcze spotkamy...
-Może... Pa.- odpowiedziałam z uśmiechem I zamknęłam za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz