sobota, 9 marca 2013

Rozdział 11 cz. 3



Budzik zadzwonił o 7:30. I dopiero po chwili zorientowałam się, że to dzwonił budzik w sypialni rodziców. Mimo to wstałam i poszłam się wykąpać. Z ręcznikiem na głowie weszłam do garderoby szukając odpowiedniego stroju na rozpoczęcie szkoły. Zdecydowałam się na czarną, lekko rozkloszowaną sukienkę przed kolano, z krótkim rękawem. Wróciłam do łazienki i umyłam zęby. Zrobiłam delikatny makijaż i czarnym eyelinerem narysowałam kreski na powiekach. W garderobie założyłam czarne szpilki,  perełkowy kołnierzyk i pasujące kolczyki. Przepakowałam rzeczy do czarnej chanelki a skórzana kurtkę przerzuciłam przez ramię.  Wychodząc na korytarz zerknęłam na zegar w holu – 8:20. Za dziesięć minut będzie po mnie Wiktor. Poszłam więc do kuchni i nalałam sobie soku. Przysiadłam na blacie i wpatrywałam się w okno. Próbowałam dojść do tego w jakim jestem humorze, ale wszystko zdawało się być w normie. O dziwo nie czułam się niezmiernie szczęśliwa z powodu dzisiejszego powrotu Wojtka, mimo że tęskniłam już za Nim.  Po prostu było mi miło że znów go uściskam. Żadnych dzikich euforii.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Zeskoczyłam więc z blatu i chwytając z podłogi torbę wyszłam na przywitanie mojemu przyjacielowi.
-Cześć! – uśmiechnęłam się do Niego i pocałowaliśmy się na powitanie.
-Wow! Wyglądasz jak modelka! Cześć, ślicznotko! – widziałam jak Wiktor badawczo mi się przygląda i uśmiecha zalotnie.
-Bez przesady… Chcesz wstąpić na coś zimnego do picia?- zmieszana postanowiłam zmienić temat.
-Nie, dziękuję. Miałem raczej nadzieję, że po rozpoczęciu dasz się wyciągnąć na mrożoną kawę?
-Jasne, czemu nie… - wiedziałam, że Wojtek wróci dopiero po południu więc mogłam iść na godzinkę czy dwie żeby poplotkować przy kawie.
-To co? Idziemy? – zapytał Witek i podstawił mi ramię, chwyciłam go pod rękę i chwile później szliśmy już na przystanek.
Dopiero gdy wysiedliśmy z tramwaju wciąż żartując z nauczycieli Witek zmienił temat i gdy tak szliśmy pod rękę czułam jego narastające napięcie.
-Kornelia? A Twój emm… chłopak… gdzie będzie chodził do szkoły?- widziałam, że był zdenerwowany. Ale ja nawet nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Wojtek mówił mi co prawda, że przepisał się do liceum. Ale w samej Warszawie było ich ze 30!
-Nie wiem.
-Nie wiesz? Serio? – spytał wyraźnie zdziwiony.
-Zawsze mieliśmy wiele ciekawszych tematów do omówienia i rzeczy do zrobienia.- odpowiedziałam szczerze i zaczerwieniłam się po same czubki uszu na wspomnienie naszych pocałunków. No cóż… nie mogłam się oszukiwać, że znam mojego chłopaka jak własną kieszeń. Wręcz przeciwnie. Wiedziałam o nim tylko tyle ile sam mi powiedział.
-No tak… Głupio, że spytałem. – Wiktor doskonale zdawał sobie sprawę co miałam na myśli i widać że zrobiło mu się głupio.
-Coś Ty.. Kto pyta nie błądzi. – uśmiechnęłam się do niego i już resztę drogi nie wracaliśmy do tego tematu.

                Wchodząc do budynku szkoły od samego wejścia powitały nas radosne powitania i zaciekawione spojrzenia gdy szłam pod rękę z szkolnym playboyem. Trzeba było przyznać Wiktorowi że umiał zawrócić dziewczynom w głowie. Na własnej skórze przekonałam się jaki wpływ ma jego urok na dziewczynę gdy choćby się uśmiechnie. Byliśmy jednak zbyt zagadani z Witkiem aby zwrócić uwagę na tak mały szczegół jak trzymanie pod rękę. Przeszliśmy głównym holem w kierunku auli wciąż kiwając głowami lub odmachując znajomym.
-Kornelia! Cześć!  – usłyszeliśmy krzyk za plecami i w tym samym momencie się odwróciliśmy. Daria. Stała jak wmurowana. Byłam niemal pewna, że spodziewała się zobaczyć koło mnie Wojtka i w chwili gdy zdała sobie sprawę z kim idę,  byłam już przekonana, że za chwilę przejedzie po mnie blond ciężarówka.
-WIKTOR?! – wydarła się cieniutkim głosem i podbiegła do nas na swoich dziesięcio- centymetrowych obcasach na ile to było możliwe. Wyglądała komicznie niczym głupiutka dziewczyna w tanich sit-comach. –
-JAK MOŻESZ?! PRZECIEŻ DOPIERO CO ZERWALIŚMY! A TY SIĘ JUŻ Z NIĄ UMAWIASZ!
-Daria, proszę Cię… Nie dramatyzuj. Nie chodzimy ze sobą! Jesteśmy tylko przyjaciółmi! – Wiktor starał się ją uciszyć gdyż wokół naszej trójki robiło się już małe zbiegowisko gapiów.
-ZAKMNIJ SIĘ! NIC DO MNIE NIE MÓW! – uniosła mu dłoń do twarzy w geście uciszenia i wymierzyła we mnie długim tipsem – TY ZDZIRO! ODBIŁAŚ MI CHŁOPAKA! A BYŁYŚMY W JEDNEJ PACZCE! – widziałam jak jej dwie przyjaciółki biegną w tym samym śmiesznym stylu co Daria niosąc jej paczkę chusteczek. Jedno trzeba im było przyznać – wyglądały jak pierwszorzędne wywłoki. Nawet się nie siliły na wygrzebanie z szaf normalnego ubrania. Normalnego,  jeśli materiałowy pasek ledwie zasłaniający tyłek można nazwać normalna spódnicą.
-Nie dramatyzuj Daria. Nie będę się z Tobą kłócić bo nie mam o co. Nie chodzę z Wiktorem i doskonale o tym wiesz. Sama jeszcze podrywałaś mojego chłopaka w parku. – odpowiedziałam śmiało i dość głośno by przysłuchujący się nam ludzie nie roznieśli mylnych plotek. – Więc jeśli ktoś tu jest zdzirą to Ty. A teraz wybacz ale chcemy zająć dobre miejsca na auli… - odwróciłam się na pięcie i dziarskim krokiem udałam się w kierunku drzwi do auli. Słyszałam śmiech widzów całego zdarzenia a chwilę później dołączył do mnie Wiktor który był zupełnie rozbawiony.
-Ale jej powiedziałaś! – rzekł niemal zachwycony i wybuchnął śmiechem. Chwilę później i ja się śmiałam choć w życiu nie posądziłabym samej siebie o takie zachowanie.
-Nela! Witek! Czekajcie! – usłyszałam głos Tosi i przystanęłam, żeby na Nią zaczekać. – No, no! Piękny początek szkoły zgotowałaś naszej Barbie! Ludzie do końca roku będą mieli o czym gadać! – uśmiechnęła się i dobiegając do Nas uściskaliśmy się na powitanie.
-Szkoda gadać…  Chodźmy bo zaraz się zacznie.– pospieszyłam ich  i zajęliśmy miejsca na auli, dokładnie naprzeciwko sceny.
Niecałe 5 minut na scenie pojawił się Dyrektor i przywitał wszystkich uczniów. Następnie wystąpiła szkolna orkiestra grając znane wszystkim melodie a tuż po ich występie na scenie pojawiła się jakże „uwielbiana” przeze mnie Matylda Chojnowska. Zawsze rywalizowała ze mną o bycie lepszą co wychodziło jej bez większego skutku bo i ja się nie przejmowałam.
Wyglądała, no cóż… nigdy nie nabijałam się z Niej ale jej styl ubierania wszem i wobec budził uśmiech na twarzy. Bo Matylda nosiła spódnice do ziemi. Zawsze i wszędzie. W kratkę, kwiatki, groszki, paski… i do tego włochate sweterki. Nie chodziło o to, że nie miała pieniędzy na lepsze ubranie. Nie. Nie raz kupowała sobie taką samą koszulkę jak ja czy buty by być „taka jak ja” Ale ona po prostu zachowywała się jak by miała swój świat. Tak było i teraz. Miała na sobie długą spódnicę w kolorze trawy i do tego rozciągnięty, błękitny sweter. Gdy pojawiła się na scenie powitały ją gwizdy chłopców którzy wręcz się z niej nabijali.
Spojrzałyśmy na siebie znacząco z Tosią i pokręciłyśmy głowami z dezaprobatą ale i z ironicznym uśmieszkiem. Tak się u nas okazywało „Żenada”/”Klapa na całej linii”. Rozumiałyśmy się bez słów.
Nikt nie słuchał biednej Matyldy, która spaliła buraka i zeszła w pośpiechu i schowała się za kulisami. Po jej występie przyszedł czas na przemówienia  nauczycieli. Oczywiście nikt na Sali nie przejmował się wystąpieniami nauczycieli przedmiotów ścisłych i humanistycznych. Każdy czekał na wystąpienie swojego wychowawcy i trenerów tańca. I choć nikt nie mówił tego głośno, każdy oczekiwał GWIAZDY.
Gdy na scenie pojawił się Profesor Olaf – trener hip-hopu, moja klasa poderwała się do owacji na stojąco. Nasz wychowawca był zdecydowanie najlepszym pedagogiem jaki uczył kiedykolwiek w szkole. To właśnie On miał nas poinformować o treningach i kto je poprowadzi.
-Witam wszystkich serdecznie! No nie powiem ale stęskniłem się za Wami przez te dwa miesiące. Brakowało mi Waszych ślicznych buziek na Sali. Ale nie będę się tu roztkliwiał! Moja klasa kochana doskonale zdaje sobie sprawę, że  w tym roku ma przed sobą masę roboty. Czekają Was występy semestralne i doskonale wiecie że nie możecie podejść sobie do tego „na lajcie”. Więc razem z dyrektorem postanowiłem zadbać o Was jak najlepiej to możliwe i zgłosiłem się do pewnego młodego, bardzo utalentowanego i kreatywnego chłopaka który mimo że musiał wiele poświęcić, zgodził się przyjąć moją propozycję. Kochani, wiem że dzięki Niemu zobaczycie co znaczy kochać taniec, kochać Hip-Hop. Chyba nawet nie muszę Wam przedstawiać jego osoby bardziej bo doskonale znacie go z gazet i telewizji! Panie i Panowie! Wojciech Szafrański! Założyciel grupy BLUE SQUAD – Wielkie brawa!
A ja czułam jak ogarnia mnie nicość. Zrobiło mi się słabo i łzy stanęły mi w oczach. Gdy na scenie pojawił się On. Mój chłopak. Który robił ze mnie cały czas idiotkę! Skąd ja miałam wiedzieć, że jest jakimś mistrzem tańca – wielką gwiazdą?! A On mi nic nie powiedział! Czułam się oszukana i zdradzona jednocześnie. Miałam ochotę płakać z rozpaczy! I gdy wszyscy wciąż stali i bili brawo ja musiałam podtrzymać się fotela żeby nie upaść. Czułam że łzy płyną mi po policzkach i nawet nie próbowałam ich wycierać. Wiktor który siedział po mojej prawej stronie szybko zorientował się kim jest nasza szkolna Gwiazda i oparł mnie na sobie i nie pytając o moją zgodę zarządził że wychodzimy stąd. Dopiero gdy wszyscy usiedli na swoich miejscach a my wciąż przeciskaliśmy się między siedzeniami odważyłam się spojrzeć w kierunku sceny. Doskonale widziałam błękit oczu Wojtka utkwiony we mnie. Trwało to może sekundę ale nim się zorientowałam, biegłam już holem w kierunku wyjścia. Przystanęłam na chwilę, ściągnęłam szpilki i trzymając je w ręku wybiegłam na skąpany w słońcu dziedziniec.
Wyprostowałam się i ciężko oddychając nie ze zmęczenia a od płaczu, pierwszy raz w życiu poznałam smak zawodu. Nikt mnie bardziej nie upokorzył jak mój własny chłopak, ukrywając kim tak naprawdę jest! Czułam, że się rozpadam i gdy chwile później znajdowałam się w ramionach Wiktora, czułam się jak najbardziej bezbronna osoba na świecie. A Wiktor nic nie mówił, tylko kołysał mnie w swoich ramionach i nawet nie miał odwagi by przestać. Dopiero gdy choć trochę opanowałam szlochanie, Witek pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy w kierunku postoju taksówek. Wsiedliśmy do pierwszej i wciąż wtulona w mojego przyjaciela usłyszałam gdy podaje mój adres. Ale nie interesowało mnie już to. Właśnie odbył się mój prywatny koniec świata.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz